Takie modyfikacje wymagają wysokiego iQ. Oto terenowy Scion iQ 4x4 z częściami Suzuki
Japoński konkurent Smarta nie kojarzy się z wozem do pobijania terenu. Ale z połączenia Sciona iQ i Suzuki Grand Vitary wyszedł szalony pogromca piachu i błota.

Nie jestem przekonany, czy dzieliłem się już z czytelnikami swoją sympatią do Toyoty IQ. To świetny samochód. Przy wymiarach o włos większych od Smarta – i nadal pozwalających na popisowy numer polegający na parkowaniu prostopadle do krawężnika tam, gdzie inni stają równolegle – w środku zmieściły się cztery miejsca. Wóz nieźle się prowadzi, jest niezawodny i stabilny nawet w trasie. Rewelacja.
Nie ma jednak nic wspólnego z terenem
Nawet nowa Toyota Aygo X zyskała trochę terenowego stylu – głównie w postaci plastikowych nakładek na nadkola. IQ pochodzi jednak sprzed czasów mody na zamienianie wszystkiego, co się da, w crossovery i SUV-y.
Zbudowanie terenówki na bazie tego modelu wydaje się absolutnym szaleństwem, porównywalnym z przerabianiem vana na dragstera albo dostawczaka na driftowóz. Ale w świecie motoryzacji niemal każdy dziwny pomysł trafił już na swojego wykonawcę. „To ma sens” – myślą niektórzy w sytuacjach, w których inni tylko łapią się za głowę.
Właśnie dlatego powstał terenowy Scion iQ
Scion to nieistniejąca już marka Toyoty na rynek amerykański. Właśnie pod taką nazwą sprzedawano tam iQ. Musiało doskonale się prezentować obok tych wszystkich Yukonów, Suburbanów i F250. Niestety, nie zrobiło kariery.
Eric Storz, miłośnik nietypowych przeróbek, kupił jeden z nielicznych egzemplarzy małego Sciona i postanowił zrobić z niego terenowego potwora. Oczywiście, samo podniesienie prześwitu i włożenie wielkich kół by nie wystarczyło. Potrzebny był napęd.
Jako dawca części posłużyło Suzuki Grand Vitara z roku 2000. Oczywiście, Grand (4,135 m długości) okazał się za duży, by zmieścić się pod malutkim nadwoziem iQ (mierzącym odrobinę więcej niż 3 metry). Eric musiał więc skrócić ramę terenówki o około pół metra.
Elementy z Suzuki można znaleźć także we wnętrzu. Konsola środkowa została tam dopasowana, ale w taki sposób, że kokpit iQ wraz z jego panelem klimatyzacji czy sterowaniem szybami, działa i wygląda normalnie.
Silnik 2.5 V6 jakimś cudem zmieścił się pod maską
Gdyby ktoś zapytał mnie, czy to w ogóle możliwe, spojrzałbym na niego jak na kosmitę i odparł „oczywiście, że nie!”. Jednak 155-konny, sześciocylindrowy motor z Suzuki ukryto z przodu, w „normalnym” miejscu. Trzeba było tylko przenieść bak paliwa na stronę kierowcy. W seryjnym iQ umieszczono go po prawej.
Za zmianę przełożeń odpowiada czterobiegowy automat. Elementy przełożenia napędu częściowo wykonano na zamówienie, a częściowo dopasowano z jeszcze innego wozu ze słowem Grand w nazwie, czyli z Jeepa Grand Cherokee z roku 1998.
Wisienką na torcie są 17-calowe koła i podniesiony prześwit
Podbijanie terenu nocą ułatwia także LED-owa listwa. Właściciel pewnie nie używa jej do zganiania innych z lewego pasa autostrady. Nie chciałbym gnać tym iQ po asfalcie, ale w terenie musi radzić sobie świetnie. Spora moc, mała masa, ultrakompaktowe wymiary pozwalające na zmieszczenie się między drzewami albo na ciasnych zakrętach – to brzmi jak świetna zabawa.
Co ważne, Scion iQ 4x4 nie jest wydmuszką, która powstała w garażu i nigdy z niego nie wyjechała. Od zakończenia prac, czyli od sierpnia 2020 roku, Eric pokonał autem aż 8 tysięcy kilometrów, głównie z błotem pod kołami. Problemów nie stwierdzono.
Koszt modyfikacji także nie jest tak kosmiczny, jak można by się tego spodziewać. Właściciel szacuje go zaledwie na 7500-8000 dolarów, czyli ok. 30 tysięcy złotych. Rozsądnie – ale oprócz pieniędzy, musiał włożyć też 90 godzin pracy własnych rąk. W specjalistycznym warsztacie na dźwięk zdania „chciałbym przerobić Sciona iQ na terenówkę” pewnie pomyśleliby, że przedawkował różne specyfiki. Albo że ma zbyt niskie iQ.