Samochody powinny mieć przyciski włącznika. Rezygnacja z nich jest na niekorzyść klientów
Koncerny są przeszczęśliwe, że po cichu udaje się zlikwidować kolejny element samochodu, który generuje koszt produkcji: fizyczny przycisk Start. Problem w tym, że to przynosi dyskomfort klientom – ale kto by się nimi przejmował?
Od kilku dni jeżdżę elektrycznym samochodem produkcji chińskiej niewyposażonym w ogóle w przycisk włącznika. Nie jest to pierwsze ani jedyne takie auto na rynku. Wsiadasz z kluczykiem w kieszeni, wciskasz hamulec i już, samochód jest uruchomiony. Można przełączyć pokrętło na pozycję D i jechać. Ależ wspaniale, zachwali nam producent – o jedną czynność mniej! Nie musimy o niczym pamiętać!
W rzeczywistości przyczyną likwidacji przycisków uruchamiania jest chęć zaoszczędzenia
Nie trzeba produkować przycisków, ramek, diod i oprzewodowania do nich. W ogóle nic nie trzeba, wszystko robi się samo. Gdyby tylko dawało się pozbyć wszystkich fizycznych guzików, to byłby raj. Może klienci trochę by narzekali, ale z czasem by się przyzwyczaili. To prawda, tylko że nie. Obecność fizycznego włącznika pojazdu powinna być obowiązkowa ze względów bezpieczeństwa i możliwość likwidacji go to luka prawna w rozporządzeniu o warunkach technicznych pojazdów.
W autach, gdzie trzeba wcisnąć (i przytrzymać) przycisk jednocześnie trzymając wciśnięty hamulec, do minimum redukuje się możliwość niechcianego i przypadkowego włączenia. W przypadku auta, którym jeżdżę, jedyna informacja o tym, że pojazd jest gotowy do jazdy, to malutki zielony napis READY na ekranie za kierownicą, który pojawia się błyskawicznie po naciśnięciu hamulca. Bardzo łatwo go przeoczyć, zwłaszcza jeśli mamy nawyk, że wciskamy hamulec po zajęciu miejsca za kierownicą. Samochód włącza się bezwiednie i tej bezwiedności należy unikać. Włączenie pojazdu powinno odbywać się w sposób świadomy, bo jest to zbyt istotna decyzja, żeby pozostawiać ją poza naszą świadomością.
No ale typie, co ty gadasz, przecież włączasz auto świadomie
Przetestowałem to na dwóch osobach. Obie jeżdżą nowoczesnymi autami włączanymi przyciskiem i obie czuły się zagubione i zaniepokojone brakiem włączniko-wyłącznika. Jedna z nich zwróciła uwagę, że w razie pojawienia się jakiejś awarii nie wiadomo jak wyłączyć samochód. Normalnym odruchem jest wtedy zgaszenie wszystkiego, żeby nie dopuścić do pogłębienia się usterki, co jest w tym przypadku niemożliwe. Trzeba przełączyć na P i opuścić pojazd, żeby się wyłączył – a i to nie zawsze działa, przy przeparkowywaniu auta nawet po włączeniu trybu P i otwarciu drzwi pojawia się informacja „samochód jest dalej włączony”. I nie ma jak go wyłączyć.
Druga z osób zwróciła uwagę, że sekwencja „hamulec plus obrócenie pokrętła” jest zbyt prosta. Jeśli w aucie leży torebka z kluczykami, a dziecko wsiądzie za kierownicę, to przypadkowe ruszenie autem jest kwestią paru sekund.
Wkładanie kluczyka do stacyjki było dobre z wielu powodów
Po pierwsze, trzeba było fizycznie mieć kluczyk i kradzieże „na walizkę” nie były możliwe. Po drugie, kluczyk nie był uzależniony od baterii. No i wreszcie, trzeba było wykonać świadomą, mechaniczną czynność, i zawsze wiedzieliśmy czy auto jest uruchomione, czy nie, ponieważ słychać było silnik. W aucie elektrycznym bez przycisku wielokrotnie łapałem się na tym, że nie wiem czy samochód działa czy nie, zwłaszcza podczas manewrów typu przeparkuj, włóż coś do samochodu, wyjmij, zawróć, włóż z powrotem (typowe życie człowieka robiącego remont). Ostatecznie czułem się po prostu, jakbym nie miał nad tym kontroli – jakbym oddał ją w ręce anonimowego systemu, który wie lepiej ode mnie kiedy auto włączyć, a kiedy nie. Ciekawe, kiedy uzna, że powinien je wyłączyć, bo zrobiłem coś nie tak.
Przycisk Start powinien wrócić.
Czytaj również: