Dziś rano musiałem naprawić na szybkości pralkę. Oczywiście ja obstawałem za naprawą, a żona za zakupem nowej. Podobnie będzie z samochodami elektrycznymi.
Samochody elektryczne wchodzą już na pełnej, nie są już eksperymentalnymi modelami do badania preferencji klientów. Preferencje klientów nie są istotne w starciu z unijnym prawodawstwem. Albo będziesz mieć samochód elektryczny, albo nie będziesz mieć żadnego. Proste i genialne. Przypuśćmy jednak, że będziesz szczęśliwcem lub szczęśliwczynią, którzy taki pojazd będą mogli sobie nabyć. Skoro samochody elektryczne są prostsze niż spalinowe, to powinny działać nawet dłużej niż one, prawda?
W kwestii silników spalinowych doszliśmy do najwyższego poziomu. Popatrzcie na filmy z ulic z lat 60. czy 70. – wtedy pięcio- czy sześcioletni samochód był już stary i wypadało pomyśleć o wymianie. W przeciwnym razie czekały nas nieustające naprawy, walka o części zamienne i takie tam. „Weterani szos”, czyli auta ponad 20-letnie, występowały sporadycznie. Kiedy ja kupowałem swój pierwszy samochód w roku 1999, miał on 17 lat i był rozpadającym się gruchotem. Wtedy bardzo rzadko widywało się na ulicach 17-letnie auta na chodzie. Obecnie samochód 17-letni jest starawy, ale pełnosprawny i codziennie widzi się takich na ulicach tysiące. Przypominam, że 17 lat może mieć BMW E60, Mercedes W211 czy VW Golf V generacji. Nikt nie wysyła ich jeszcze na złom, można je naprawiać jeszcze wiele lat.
Wpadają samochody elektryczne
Póki będą nowe, piękne i błyszczące, wszystko będzie wspaniale. Pewnego dnia zapali się jakaś kontrolka lub komunikat w rodzaju „udaj się do serwisu” i to zasadniczo będzie koniec, ponieważ koszt diagnostyki i naprawy będzie wyższy niż koszt wzięcia w leasing kolejnego, nowego auta. Naprawianie awarii już teraz bywa przejawem „zdziwaczenia” i powoduje reakcje „ee po co, lepiej weź nowe”. Jest to normalne w przypadku pralek, które – będąc prostymi urządzeniami – są zaprojektowane tak, żeby doznawały nienaprawialnych usterek, a koszt ich usunięcia przekraczał koszt zakupu nowej pralki. Dokładnie tak samo będzie z samochodami elektrycznymi. Sztaby bardzo wysoko opłacanych specjalistów wkładają ogromny wysiłek inżynieryjny, żeby zaprojektować im dobre, przekonujące awarie. Takie jak w xBoxie – pamiętacie „czerwony pierścień śmierci”?
W społeczeństwie dobrobytu naprawianie rzeczy jest powodem do wstydu
Naprawiasz? Babrzesz się z jakimś mechanicznym szmelcem? Powód jest prosty: nie stać cię na nowe. Szczególną rolę w umacnianiu tej sytuacji mają klientki czyli kobiety płci żeńskiej. Mężczyzna chętniej naprawi jakiś przedmiot lub nawet zleci jego naprawę, żeby dowiedzieć się, na czym polegała usterka i jak można jej uniknąć. Kobieta nie chce wiedzieć co się zepsuło, chce żeby działało i nie zepsuło się w przyszłości. Jeśli doszło do jakiejś awarii, to traci zaufanie do danego urządzenia i pożąda wymiany go na nowe. Nie ma w tym nic złego, natomiast jest to sprytnie wykorzystywane przez producentów, którzy tym sposobem są w stanie skrócić czas „życia” produktu. Ta sytuacja dotyczy już od lat drobnej elektroniki, AGD, a przeniesie się też na samochody.
Sześcioletni samochód elektryczny, który nie odpala? A zabierzcie to w diabły!
Bardzo ważne jest, żeby przekonać konsumentów do niekupowania produktów na własność. O coś własnego chcesz lepiej zadbać, to psychologiczne uwarunkowanie. O własność banku przecież dbać nie będziesz. Zepsuło się, widać musiało, dawać nowe. Nie ma problemu z odsprzedażą lub utylizacją. A co z używanymi samochodami elektrycznymi? Obstawiam, że nic – popyt na rynku wtórnym będzie znikomy. Kto chciałby kupić sześcioletni samochód elektryczny, jeśli w bliskiej perspektywie wykończy go dowolna, nawet drobna awaria? Jej usunięcie będzie wymagało specjalistycznej diagnostyki komputerowej za grube pieniądze, a będzie można ją wykonać tylko w ASO. Przepalony kondensator czy cela w zespole akumulatorów będą skazywały auto elektryczne na złom. Oczywiście warsztaty nadal będą istnieć – żeby naprawiać usterki występujące w okresie gwarancji.
Samochody elektryczne przyniosą wszystkim* korzyść
Przy czym przez „wszystkim” rozumiem głównie producentów, którzy dzięki sprytnemu programowaniu awarii będą mogli częściej wpychać konsumentom nowy towar. Rozumiem też przez to ludzi zamożnych, którzy w elektrycznym świecie będą mogli cieszyć się mniejszymi korkami i czystszym powietrzem, gdy samochody spalinowe zostaną już zakazane. Mniej zamożni obywatele też odniosą korzyść, bo zostaną uwolnieni od przymusu posiadania własnego auta i będą po prostu korzystać z aut na wynajem, gdy będą im one potrzebne.
Poszkodowani będą natomiast mechanicy, którzy będą musieli poszukać sobie nowej roboty. Kolejnym poszkodowanym będzie środowisko naturalne, które cierpi najbardziej, gdy ciągle kupujemy nowe przedmioty i wyrzucamy stare, jeszcze dobre. Ale spokojnie, producenci będą nas zapewniać, że produkcja ich samochodów jest zupełnie bezemisyjna, twierdząc że osiągnęli tę bezemisyjność dlatego, że nie wycięli lasu. Może w tym właśnie lesie będą składować te sześcioletnie samochody elektryczne, z którymi nie wiadomo będzie co zrobić, bo nie działają, a zaprojektowano je tak, żeby ich naprawa była niemożliwa.
(jaką pralkę polecacie?)
Zdjęcie główne: Stevie B z Pixabay