REKLAMA

Przeczytałem raport Auto-Stop o rezygnacji z samochodu w Warszawie. Jest niezwykły

Oczywiście uważam, że każdy ma prawo publikować co chce, ale jeszcze do niedawna sądziłem, że są jakieś granice żenady i wbijania sobie śrubokręta w oko. 

Przeczytałem raport Auto-Stop o rezygnacji z samochodu w Warszawie. Jest niezwykły
REKLAMA
REKLAMA

Wyobraźcie sobie taką sytuację: spotykacie osobę niepełnosprawną ruchowo, poruszającą się na wózku i zaczynacie ją przekonywać, że powinna zrezygnować z wózka inwalidzkiego. Potem zaczynacie tłumaczyć komuś, że skoro w łazience spędza tylko 4% swojego czasu, to może bez szkody się jej pozbyć, a na końcu przekonujecie losową osobę, że dla dobra ogółu powinna wyłączyć prąd w swoim domu.

Raport Auto-Stop autorstwa badaczek Miasto Jest Nasze pokazuje osoby, które zrezygnowały z samochodu w Warszawie

Na początku chciałem podkreślić, że jestem tym osobom bardzo wdzięczny, ponieważ dzięki nim ruch samochodowy jest odrobinę mniejszy, a ja zarabiam poprzez jazdę samochodem, więc – dzięki mordy, piąteczka. Jednak od razu pojawia się pytanie: czy jeśli pracuję jeżdżąc samochodem, czy też powinienem z niego zrezygnować? Być może nie, ponieważ raport dość jasno i szybko pokazuje, o jakich osobach mówimy:

Brak potrzeby posiadania samochodu częściej deklarowały osoby, których zawody pozwalają na swobodne wyznaczanie czasu i miejsca pracy. Byli to przede wszystkim artyści, freelancerzy, pracownicy kreatywni, osoby prowadzące własną działalność gospodarczą. W ich przypadku odejście od regularnego korzystania z auta wydawało się procesem naturalnym, wynikającym z uelastycznienia czasu pracy i dopuszczenia możliwości pracy z domu

Artyści, freelancerzy i pracownicy kreatywni – to prawda, te osoby faktycznie mogą pozwolić sobie na nieposiadanie samochodu. Natomiast osoby prowadzące własną działalność gospodarczą będą ostatnimi, które z samochodu zrezygnują, chyba że ta działalność gospodarcza jest fikcyjna i służy samozatrudnieniu na brak etatu – wszelka działalność produkcyjna czy handlowa w żaden sposób bez samochodu się nie obejdzie. Jest to całkowita bzdura z gatunku „wierz mi, serio” – nikt tego nie sprawdził, a nawet jeśli sprawdził, to wyniki nie nadawały się do opublikowania ze względu na założenia raportu.

Raport powstał na podstawie wywiadów z szesnastoma osobami

Wśród nich nie było żadnego montera okien, hydraulika, kuriera, mechanika – znajdziemy tam artystów, tłumaczy, dziennikarzy, wykładowców akademickich, pracowników organizacji pozarządowych i „osobę studiującą”. Z tych szesnastu osób, siedem całkowicie zrezygnowało z samochodu. Czyli nawet wśród nadzwyczaj starannie wyselekcjonowanej grupy udało się osiągnąć 44-procentowy wskaźnik rezygnacji z samochodu. Dobra robota. Prawdopodobnie poszłoby lepiej, gdyby raport opowiadał o osobach, które po prostu nie zrobiły prawa jazdy, bo im się nie chciało i muszą żyć bez samochodu, bo nie mają wyjścia. Tak bez ironii, jestem bardziej ciekaw ich historii, niż ludzi, którzy sprzedali samochód komuś innemu i pławią się w samozachwycie.

Rezygnacja z samochodu to taki rodzaj miejskiego lansu. Ekscentryczne zachowanie, które dobrze działa na samoocenę. Ależ jestem progresywny/a, nie mam samochodu, jeżdżę rowerem cargo za 20 tys. zł, wożąc przed sobą wielką, pustą wannę, do której od czasu do czasu wsadzam dzieci. Jem tylko dietę keto wege na surowo, morsuję, uczę się koreańskiego i całkowicie odrzuciłem plastikowe słomki. Ekstra, ale kto pytał? A wiem kto – badaczki z MJN. No to super drogie siedem osób z szesnastu, możecie być dumni ze swojej uprzywilejowanej pozycji społecznej.

W warstwie językowej raport dość swobodnie traktuje język polski

„Komunikacja zbiorowa powinna być bardziej friendly”, napisano w spisie treści. Szanuję ten vibe, że ktoś jest taki aaammm... amerykański, rozumiem że language się changing, ale mam nieodparte wrażenie, że znalazłoby się na to polskie słowo.

Momentami stopień odklejki jest tak duży, że musiałem przestać czytać – moja ulubiona część to ta, w której kobieta zrezygnowała z samochodu, bo dostawała ataków paniki musząc zaparkować. Znam doskonale ataki paniki, one nie są śmieszne ani nie jest to stan, w którym czujemy niepokój, ale dajemy radę. To stan, w którym musimy natychmiast rzucić to co robimy, nakryć głowę rękami, o niczym nie myśleć i czekać aż przejdzie. Jeśli ktoś tak reaguje na konieczność zaparkowania samochodu, to na serio rezygnacja z jazdy jest absolutnie jedynym wyjściem, w przeciwnym razie tworzy zagrożenie dla ruchu drogowego. Jest mi przykro z powodu tej kobiety i jej problemów, jednak nie wydaje mi się, żeby stanowiło to zachętę do rezygnacji z auta dla reszty populacji.

Cudowne są momenty, w których przywilej tych siedmiu osób wybija z taką siłą, że aż ekran mi ciemnieje

Przykładem może być historia 32-letniej kobiety, która wychowała się na wsi pod Warszawą, potem kilka lat przebywała na emigracji, a wraz z przeprowadzką na Żoliborz ograniczyła korzystanie z samochodu. Swoją decyzję tłumaczyła następująco: „Mamy tu wszystko tak blisko, mamy tu supermarket, mamy tu Rossmanna, mamy wszystko. Ja naprawdę nie muszę się ruszać, nie potrzebuję jechać na zakupy autem i wypełniać bagażnik, tylko naprawdę mogę wyjść co drugi dzień, kupić, co potrzebuję, wrócić

Kilka lat na emigracji, zakup mieszkania w jednej z najdroższych dzielnic Warszawy i poziom dochodów pozwalający, aby zawsze kupować podstawowe produkty w najdroższych sklepach. Ależ cudownie. Trudno nie zazdrościć tej kobiecie idealnie zorganizowanego życia. Nasuwa się pytanie, czy przypadkiem wychowanie na wsi pod Warszawą nie oznaczało życia w luksusowym podmiejskim domu. Uczciwie należy zauważyć, że raport zwraca na to uwagę i podkreśla, że aby móc samochodu nie mieć, trzeba po prostu być bogatym.

Samochód ogranicza, czyli człowiek jest z nim cały czas powiązany. Olbrzymi kawał blachy, który trzeba ze sobą zabrać wszędzie

Powyższy cytat nie jest żartem, ale uznaję, że ktoś go wsadził do tego raportu, żeby ośmieszyć jego treść. Cały raport skupia się na tym, jak dobrze jest mieć wybór i nie musieć jechać samochodem i nagle na stronie 23. pojawia się informacja, że jeśli mamy samochód, to nie da się nim nie jechać. Kurka wodna, szkoda że nie wiedziałem tego wcześniej, codziennie dokonując wyboru transportowego między autem a rowerem (nie korzystam z komunikacji miejskiej częściej niż 2 razy w miesiącu).

Takich cytatów wyglądających jak próba rozwalenia tego raportu od wewnątrz jest więcej, na przykład kobieta mówiąc że ona woli jeździć tramwajem, bo nie lubi być zamknięta w puszce. Właściwie to jest chyba główny problem tego raportu: wszyscy ankietowani – prawie wszyscy anonimowi, tylko 3 osoby z 16 zostały przedstawione z nazwiska na zdjęciach – brzmią jakby powtarzali bezmyślnie aktywistyczne slogany, w ogóle ich nie rozumiejąc, przez co permanentnie zaprzeczają sami sobie, albo próbują na rozmaite sposoby zracjonalizować tak nieracjonalną decyzję jak pozbycie się samochodu.

To nie jest tak, że nie zgadzam się ze wszystkim co w tym raporcie napisano

Ja nawet się z tym zgadzam w dużej mierze i pada tam sporo słusznych, trafionych spostrzeżeń. Jak na przykład to: "Lubię samochody, ale nie za bardzo lubię zużywać zasoby naturalne bez potrzeby". To zupełnie jak ja. Zgadzam się również, że optymalnie byłoby, gdyby mniej osób musiało jeździć samochodem do pracy i z powrotem, wożąc tylko siebie. No i żeby nie było chorób, inflacji, żeby nie było złodziejstwa...

Co więcej, jestem też świadomy, że chociaż zarabiam na jeździe samochodem, to jest mi bliżej do tych szesnastu osób, z którymi zrobiono wywiad. Nie jeżdżę samochodem po mieście gdy tylko nie muszę, dopiero kiedy występuje bezwzględna konieczność, wsiadam w auto, a i to niechętnie. Jest jednak między mną a rezygnantami z MJN różnica: ja uważam, że jako osoba w dobrej sytuacji jestem ostatnim człowiekiem, który powinien pouczać innych, jak mają żyć. Ja też bym pewnie mógł zrezygnować z samochodu, a nie robię tego z jednego, podstawowego powodu, tego samego dla którego nie rezygnuję ze szczotki do zębów, choć korzystam z niej pewnie przez 6 minut na dobę – ponieważ mi się przydaje, a nie istnieje rzecz, która mogłaby samochód w tym przydawaniu się zastąpić.

Podsumowując, czyli niech jedzą ciastka

Przeczytałem szczegółowo podsumowanie raportu MJN. Pada tam słuszne spostrzeżenie, że możliwość rezygnacji z samochodu jest luksusem. Cóż, to miło że zostało to zauważone, jest to jakiś promyczek zdrowego rozsądku w tym morzu pustosłowia, które padło wcześniej. Dodatkowo jest to luksus szczególnego, bardzo rzadko dostępnego rodzaju, ponieważ muszą wystąpić dwa czynniki, które rzadko ze sobą się splatają: mieszkanie w znakomicie skomunikowanej części miasta z kompletną infrastrukturą i równoczesne wykonywanie lekkiej, mało wymagającej fizycznie i organizacyjnie pracy, która zarazem jest dobrze płatna – co pozwala na korzystanie z taksówek czy niejeżdżenie do supermarketu na większe zakupy, tylko kupowanie wszystkiego w lokalnym sklepie na bieżąco (tak BTW, tak jest dwukrotnie drożej – sprawdziłem). Jeśli którykolwiek z powyższych punktów nie jest spełniony, przekonywanie do rezygnacji z samochodu jest przekonywaniem niepełnosprawnego aby porzucił wózek inwalidzki. Można, ale szanse powodzenia to jakieś zero procent.

To zapewne dlatego, że nasza obecna cywilizacja została zbudowana na możliwości szybkiego przemieszczania się transportem prywatnym. Jeśli chcemy od tego odejść, na początek należałoby zburzyć wszystko, co zbudowano przez ostatnich 50 lat albo więcej – nie przeorganizować, tylko zniszczyć, i to nie parkingi, ale WSZYSTKO: osiedla, centra handlowe, ulice, drogi ekspresowe – i zbudować to od nowa, bez gwarancji że to co powstanie na ich miejscu, będzie lepsze niż to co jest teraz.

I jeszcze post scriptum

Oczywiście jestem za tym, aby takich raportów powstawało jak najwięcej. Ten jest świetny – poprosimy kolejne. Z każdą taką publikacją więcej osób przekonuje się, że tzw. ruchy miejskie są to ruchy zamożnych, znudzonych ludzi, którzy nie mają innych zmartwień niż takie, że somsiad jeździ Passatem.

REKLAMA

Czytaj również:

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA