Przejazd rowerowy, holowanie, linka i wypadek. Kto tu jest winny?
Czasem można mieć tak potężnego pecha, że nawet najlepsze przepisy nie pomogą. I takiego pecha miała właśnie jadąca rowerem 74-latka, która na swojej drodze natrafiła na Fiata i holowanego za nim Nissana.
Co się dokładnie stało? Rowerzystka poruszała się zgodnie z przepisami ścieżką rowerową, zgodnie z przepisami (choć o tym za chwilę) wjechała na przejazd dla rowerów (o tym też za chwilę), gdzie niestety znajdowała się częściowo napięta linka holownicza, łącząca Fiata i Nissana. Nissan stał przed przejściem, natomiast Fiat już za nim - cały zestaw przygotowywał się bowiem do włączenia do ruchu z drogi podporządkowanej. Jak to wyglądało - można zobaczyć na zdjęciu chociażby w tym artykule.
Kto jest tutaj winny?
Napisałbym najchętniej, że straszny pech, którego nie da się za bardzo uregulować prawnie. Ale że na redakcyjnym Slacku rozgorzała w tej kwestii dyskusja, wypadałoby sprawdzić, jak jest faktycznie.
Przejazd rowerowy - kto ma pierwszeństwo?
Ktoś mógłby powiedzieć, że winni są kierowcy Fiata i Nissana - w końcu rowerzysta ma pierwszeństwo na przejeździe rowerowym. Tyle tylko, że jest tutaj kilka problemów.
Po pierwsze - patrząc na zdjęcie z artykułu, trudno stwierdzić, czy faktycznie jest tam w ogóle przejazd rowerowy. Nie widać żadnych znaków poziomych, pionowych od strony drogi - poza informacją o drodze podporządkowanej - też brak. Nie ma też dość typowego znaku o końcu drogi rowerowej przed skrzyżowaniem z drogą i tuż za tym skrzyżowaniem - kolejnego znaku o jej rozpoczęciu. Czyli czegoś w tym stylu:
Natomiast biorąc pod uwagę fakt, że przejazd rowerowy powinien być oznakowany pionowo albo poziomo - nie mamy tutaj do czynienia z przejazdem dla rowerów. Z jakim tworem mamy w takim razie do czynienia? Nie wiem. Z fragmentem ulicy przebiegającym przez ścieżkę rowerową? Ze skrzyżowaniem?
Do tego jeszcze dochodzi inny fakt - rowerzysta w okolicach przejazdu rowerowego nie zawsze ma pierwszeństwo. To obowiązuje - przynajmniej według przepisów - na samym przejeździe oraz w sytuacji, kiedy kierowca skręca, natomiast rowerzysta jedzie prosto (w uproszczeniu). I wprawdzie w tym przypadku pewnie nie miało to miejsca, ale i tak przypomnę - te przepisy nie powstały po to, żeby można było lecieć pełnym ogniem przez każdy przejazd rowerowy. Powstały głównie po to, żeby kierujący samochodami dwa razy zastanowili się, czy mogą skręcić przez ten przejazd na raz, czy może jednak warto zwolnić i upewnić się, że nic nie jedzie.
Przy okazji - nie zwalnia to rowerzystów z zachowania szczególnej ostrożności przy dojeżdżaniu do przejazdów rowerowych. Ładowanie się pod nadjeżdżający samochód jest nie tylko niebezpieczne, ale i nielegalne.
Bonus: czy można się zatrzymać na przejeździe rowerowym?
Zakładając przez chwilę, że miejsce z artykułu przedstawia jednak przejazd rowerowy, można zapytać, czy taki zestaw pojazdów może tam stać.
Teoretycznie odpowiedź jest przecząca - według przepisów bowiem:
Zabrania się zatrzymania pojazdów:
(...)
na przejściu dla pieszych, na przejeździe dla rowerzystów oraz w odległości mniejszej niż 10 m przed tym przejściem lub przejazdem; na drodze dwukierunkowej o dwóch pasach ruchu zakaz ten obowiązuje także za tym przejściem lub przejazdem;
Natomiast jest od tego przepisu wyjątek:
Zakaz zatrzymania lub postoju pojazdu nie dotyczy unieruchomienia pojazdu wynikającego z warunków lub przepisów ruchu drogowego.
I w tym przypadku mieliśmy raczej do czynienia z unieruchomieniem wynikającym z przepisów ruchu drogowego - w końcu Fiat i Nissan chciały włączyć się do ruchu z drogi podporządkowanej, a żeby to zrobić, musiały się zbliżyć do skrzyżowania, żeby być w stanie bezpiecznie wykonać cały manewr.
Czy można było uniknąć tego wypadku?
Jeśli trzymać się przepisów, to można było zdecydowanie ograniczyć prawdopodobieństwo jego wystąpienia. Zgodnie bowiem z PoRD:
odległość między pojazdami wynosi nie więcej niż 3 m przy połączeniu sztywnym, a od 4 m do 6 m przy połączeniu giętkim, przy czym połączenie jest oznakowane na przemian pasami białymi i czerwonymi albo zaopatrzone w chorągiewkę barwy żółtej lub czerwonej; przepisu tego nie stosuje się w razie holowania pojazdów Sił Zbrojnych Rzeczypospolitej Polskiej.
Nie będę się bawił w CSI, ale na podstawie zdjęcia z tekstu źródłowego można założyć, że wykorzystana w tym przypadku do holowania linka w żaden sposób nie spełniała tych wymogów. Ok - spełniała je w 50 proc., bo była czerwona. Zabrakło tych białych 50 proc., które kto wie - może uchroniłyby 74-latkę przed transportem do szpitala w stanie ciężkim. Warto o tym pamiętać, holując inny samochód, a rowerzyści chyba powinni dodać do listy zagrożeń „podejrzane auta stojące tuż przed i tuż za przejazdem rowerowym”.