REKLAMA

W godzinę zarobiłem kilkanaście tysięcy złotych dla budżetu państwa. Teoretycznie

Po prostu postałem przez parę minut na kilku dużych skrzyżowaniach w okolicy i porobiłem zdjęcia kierowcom wjeżdżającym świadomie na czerwonym świetle.

Przejazd na czerwonym: sprawdziłem, jak powszechne to wykroczenie
REKLAMA
REKLAMA

Miałem ostatnio sytuację, że na skrzyżowaniu, gdzie mała ulica krzyżuje się z dużą, ja jechałem po tej małej, przecinając dużą. Gdy ruszyłem, przejechały jeszcze w poprzek przede mną dwa samochody, których kierujący uznali zapewne, że skoro to mała ulica, to można przejechać na czerwonym. To mnie zainspirowało, żeby w ten dojmujący ziąb i deszcz postać na paru skrzyżowaniach w okolicy i porobić zdjęcia kierowcom wjeżdżającym na czerwone światło.

Przejazd na czerwonym to norma

Już na pierwszym skrzyżowaniu zauważyłem, że właściwie za każdą zmianą świateł minimum jeden kierowca przejeżdża na czerwonym.

przejazd na czerwonym

Przy czym marka i model samochodu nie miały tu żadnego znaczenia. Podczas pierwszej zmiany na czerwonym przejechał kierujący Hondą Jazz. Podczas drugiej był to Mercedes GL. Przy następnej cztery sekundy (!!!) po zmianie na czerwone, przez skrzyżowanie przejechała wielka wywrotka.

Przejazd na czerwonym - Mercedes GL

Być może wynikało to z faktu, że jest to raczej małe skrzyżowanie i kierujący uznawali, że tu można, tu jest bezpiecznie, nic nie nadjedzie z bocznej uliczki i nas nie zabije. W każdym razie, gdyby policja ustawiła się w miejscu, gdzie stałem ja, zapewne w ciągu godziny wystawiłaby mandatów na kilkanaście tysięcy złotych. No ale się nie ustawi.

Szczególnie potępienie powinien budzić kierowca zawodowy, który przejeżdża ciężarówką przez czerwone światło. Uprzedzę pytanie: tak, oczywiście że to zgłoszę. Głównie dlatego, że tym widocznym na zdjęciu przejazdem rowerowym przejeżdżam codziennie z dzieckiem i na przykład wolałbym, żeby nie zginęło pod ciężarówką.

Piesi też mają swoje za uszami

Następnie udałem się na inne skrzyżowanie – większe. Nagle – kultura! Wszyscy zatrzymują się na żółtym. Pięć zmian świateł, ani jednego samochodu przelatującego na czerwonym. Dlaczego? Bo to duże skrzyżowanie. Przejeżdżanie go zajmuje sporo czasu. Wjechanie na wczesnym czerwonym oznacza zjechanie na bardzo zaawansowanym czerwonym. Zatem – wtem – kierowcy kulturalnieją. Oczywiście z uwagi na własne bezpieczeństwo, a nie jakieś altruistyczne rozważania o dobrostanie innych. Z tego wynika, że w mieście trzeba budować duże skrzyżowania.

przejazd na czerwonym
przejazd na czerwonym

Tu znowu mniejsze skrzyżowanie, i znowu to samo. W dodatku nie ma znaczenia natężenie ruchu. To, że ok. 9:30 jest w tym miejscu względnie pusto, nie wpływa na zachowanie kierowców. Widząc czerwone mniej niż 10 m od siebie, są w stanie jedynie przyspieszyć. Ale poczekajcie, bo zaraz wpadnie miejsce, które psuje wszystkie powyższe teorie: skręt z al. Wilanowskiej w al. Sikorskiego w Warszawie. Tu ruch jest zawsze, wzdłuż samochodów kręcą się żebracy, faz świateł jest kilka i do tego są krótkie. To jedno z najbardziej zakorkowanych miejsc stolicy. Sam pamiętam tu parę groźnych wypadków, nawet w tym roku były ze dwa. Mamy tu taką sytuację, że światła do skrętu w lewo robią się szybciej czerwone niż te do jazdy na wprost. Ta sekundowa różnica sprawia, że o ile ci z lewych pasów jadą jeszcze na żółtym, o tyle ci z prawych cisną na zupełnym czerwonym, jak na przykład pani kierująca niebieskim Porsche.

przejazd na czerwonym
przejazd na czerwonym

Jak daleko musisz być od świateł, żeby przejazd na czerwonym przestał być atrakcyjną opcją?

To różnie. Spójrzcie na tę Mazdę. Czerwone pali się już od ok. sekundy, zapaliło się kiedy kierujący był ok. 7, może 8 metrów od sygnalizatora. Biorąc pod uwagę, że jechał jakieś 30 km/h, raczej zdołałby zahamować...

przejazd na czerwonym

...ale nie chciał.

Podobnie kierujący srebrną Corollą:

przejazd na czerwonym
REKLAMA
przejazd na czerwonym

Mógłbym tam stać cały dzień, albo gdziekolwiek indziej, i zbierać tego typu dowody. Ktoś powie: no ale przecież oni przejechali na czerwonym i nic się nie stało, niech rzuci kamieniem, kto nigdy... – tak, ale tym sposobem wychowujemy sobie społeczeństwo, które wszelkie reguły uznaje tylko za ogólne wytyczne. Do tych wytycznych można się bezkarnie nie stosować i nic się nie stanie. No chyba, że coś się stanie, wtedy się mówi że to tragiczny wypadek, zapala się internetowe świeczki, będzie parę głosów oburzenia i to mniej więcej tyle. Tymczasem kilka kamer zamontowanych na skrzyżowaniach, które dziś odwiedziłem – i na paruset innych, oczywiście – niezwykle szybko nauczyłyby kierowców, co oznacza sygnał zielony, a co czerwony. Nie muszę chyba mówić, że na jedynym w okolicy dużym skrzyżowaniu z fotoradarami, próżno szukać przejeżdżających na czerwonym.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA