Przegląd ogłoszeń: szybkie i rodzinne
Założenie rodziny wcale nie musi oznaczać końca marzeń o szybkim samochodzie. Oto kilka propozycji samochodów, które są praktyczne, ale potrafią wcisnąć w fotel.
Według typowego scenariusza, gdy pojawiają się dzieci, samochód schodzi na dalszy plan. Od teraz liczy się, by był pojemny i praktyczny, a takie kwestie jak prowadzenie czy osiągi przestają mieć znaczenie. Dlatego wiele osób w takim momencie życia rezygnuje z poszukiwań ciekawych modeli i kupuje coś sztampowego. Nie oceniam – każdy ma swoje priorytety. Ale czasami widać, że niektórzy ewidentnie męczą się w srebrnych minivanach ze 100-konnymi silnikami diesla.
Warto wiedzieć, że jest alternatywa.
Na szczęście na rynku jest sporo aut dla tych, którzy chcą mieć duży bagażnik, ale nie chcą rezygnować z dobrych osiągów. Oto kilka z nich. Niektóre to dość drogie modele z paliwożernymi, wielkimi silnikami, ale znajdzie się też coś dla tych szukających tańszych aut.
Tym razem nie pojawi się tu żadne Audi S ani RS.
Owszem, Audi S/RS4 lub S/RS6 wydają się idealnymi kandydatami do tego przeglądu ogłoszeń. Ale tym razem poszukamy czegoś mniej oczywistego.
Widziałem, że pod wczorajszym przeglądem ogłoszeń ktoś narzekał na brak Saaba na liście. W takim razie nadrabiam zaległości – oto całkiem mocna 9-5-tka.
Na początku muszę się trochę pozachwycać: uważam, że to najładniejszy z „nowożytnych” Saabów. Zwłaszcza w wersji kombi. Nadal wygląda świeżo i pozwala się wyróżnić. I choć daleko mi do miłośnika marki (w końcu nie jestem architektem!), za ładnym 9-5 zawsze obejrzę się na ulicy.
250 KM, którymi ten egzemplarz z 2002 roku może się pochwalić, to sporo. Niestety, ten samochód ma automatyczną skrzynię biegów, która nieco zabija osiągi. Tak czy inaczej, setka w około 8 sekund to nie jest zły wynik. Silnik 2.3 turbo jest też elastyczny, podatny na modyfikacje i dość dobrze współpracuje z instalacją gazową (której tu akurat nie ma). Problemy tego wozu to przede wszystkim pojawiające się wycieki oleju. Zdarzają się też problemy z panewkami – ale sprzedający zapewnia, że ten egzemplarz został pod tym kątem niedawno sprawdzany. Na plus – niezwykle wygodne fotele. No i kilka „saabowych” akcentów, takich jak tablica przyrządów z funkcją Night Panel czy stacyjka w tunelu środkowym. Na niektórych to działa.
Cena – 14 tysięcy złotych.
W dzisiejszych czasach już samo stworzenie minivana wydaje się szalone. Stworzenie sportowej wersji takiego auta to już kompletny odlot. Ale kilkanaście lat temu to była rzeczywistość, a takiego wyzwania podjęła się marka, której kompletnie nie podejrzewalibyśmy o jakąkolwiek skłonność do szaleństwa.
Oto Opel Zafira OPC drugiej generacji. Trzeba przyznać, że niebieski lakier dodaje poczciwej Zafirze sporo charakteru. Na szczęście silnik nadąża za wyglądem – ma dwa litry, turbo i 240 KM (właściciel opisywanego egzemplarza pisze o 260 KM – błąd lub… mały tuning). Osiągi takiego auta to 100 km/h w czasie 7,8 s oraz 231 km/h prędkości maksymalnej. Jak na siedmiomiejscowego minivana – całkiem nieźle. Uwaga na drogie w naprawie amortyzatory z regulowaną twardością.
Pomyśleć, że w tamtych czasach Opel sprzedawał jeszcze Merivę OPC…
Cena: 23 300 zł.
Nadrabiania zaległości z poprzedniego przeglądu ciąg dalszy. Co prawda pojawiła się tam Alfa Romeo 159 – i to też w wersji Sportwagon z pakietem TI – ale miała pod maską diesla 2.4 JTD. Nie wszyscy byli zadowoleni z takiego obrotu spraw, więc tym razem pora na silnik benzynowy. I to nie byle jaki, bo mowa o V6 o pojemności 3.2.
To nie jest legendarna jednostka pod nazwą Busso. W 159 już jej nie oferowano, zamiast niej proponowano silnik konstrukcji GM z australijskimi korzeniami. Nie miał już tyle charakteru i nie brzmiał tak dobrze, a w dodatku okazał się wyjątkowo łakomy na paliwo. Cała 159 3.2, za sprawą tego silnika i napędu na cztery koła, wydaje się nieco ociężała.
Na szczęście w opisywanym egzemplarzu ktoś podniósł moc z seryjnych 250 do 330 KM. Udało się to za sprawą kompresora firmy Novidem. To może mieć sens: wątpie, by (i tak już olbrzymie) spalanie wzrosło, a na pewno poprawiły się osiągi. Seryjne 159 3.2 osiągało 100 km/h w 7,2 s. Tutaj na pewno jest „szóstka z przodu”.
Cena: 29 900 zł.
Część osób w ogóle zapomina, że Mercedes miał w ofercie taki model. Inni uważają go za najbrzydszego Merca ostatnich lat. Gdy był nowy, klienci raczej go nie pokochali. Nie spodobała im się dziwaczna stylistyka (czy to van? A może SUV?), zniechęcały też bardzo wysokie ceny. Ale na rynku wtórnym to ciekawa propozycja. Używane egzemplarze kosztują 1/10 ceny nowych, a to nadal bardzo wygodny, dobry samochód.
Opisywany egzemplarz ma pod maską dość rzadko spotykany silnik 5.0 V8 o mocy 306 KM. Pozwala on na osiągnięcie 100 km/h w 6,9 s, a maksymalnie taka klasa R może jechać 245 km/h. To dobry, znany z innych modeli motor, który raczej nie cierpi na poważne, typowe usterki. W tym wypadku mamy też do czynienia z napędem na cztery koła (w końcu - jak pisze sprzedający - auto to full obcja...)
Klasę R można pokochać za przestrzeń – i to na wszystkich sześciu osobnych fotelach (były dostępne także wersje 5- i 7-osobowe). Dodajmy do tego przyjemny odgłos ośmiocylindrowego silnika i komfort, który właściciele przyrównują do tego zapewnianego przez klasę S. Uwaga tylko na zawieszenie Airmatic – podobnie jak w innych modelach, także i tutaj może generować koszty. Na koniec ciekawostka: przez chwilę oferowano także wersję R63 AMG. Miała 510 KM!
Cena: 44 000 zł.
Oto samochód, który odebrał wspomnianej Zafirze OPC tytuł najszybszego minivana na Nurburgringu. Nic dziwnego – S-Max świetnie się prowadzi i to nie tylko „świetnie, jak na pięciometrowego vana”, ale po prostu „świetnie”. W dodatku jest przeszklony jak akwarium, więc zza kierownicy wszystko widać, a z tyłu ma trzy osobne fotele, więc jest praktyczny nawet dla rodziny z trójką dzieci jeżdżących w fotelikach.
W opisywanej wersji jest kolejnym przedstawicielem klasy aut, które wymarły i pewnie nigdy nie wrócą. Sam segment vanów pada (przyszłość S-Maxa jest niepewna), a o pięciocylindrowym silniku w takim aucie można dziś już tylko pomarzyć.
W tym przypadku mamy do czynienia z jednostką 2.5 Turbo pochodzącą z Volvo. Seryjnie miała 220 KM, co pozwalało na osiągnięcie 100 km/h w 7,9 s. Ten silnik jest jednak podatny na modyfikacje, co wykorzystał właściciel opisywanego egzemplarza. Uzyskał 260 KM, wymienił wydech (musi teraz bardzo ładnie brzmieć) i założył duży intercooler. Zmodyfikował także m.in. hamulce i zestaw audio. Cena (44 900 zł) jest spora, jeśli zwrócimy uwagę na to, że ten S-Max pochodzi z 2007 roku. Ale drugiego takiego egzemplarza raczej się nie znajdzie.
Outdoor to dość rzadko spotykana wersja Superba drugiej generacji. Na pierwszy rzut oka wydaje się, że to odpowiednik odmian Cross Country z Volvo, Allroad z Audi czy… po prostu Scout ze Skody. Niestety, w przypadku Superba nie zmieniono prześwitu, więc jakakolwiek przydatność terenowa takiego samochodu jest mocno dyskusyjna. Cały pakiet Outdoor polegał po prostu na obudowaniu auta plastikowymi nakładkami, co wymagało dopłaty niemal 10 tysięcy złotych.
To dość zabawne, ale z tej Skody nie warto się śmiać. Kierowca może się zemścić, dociskając gaz spod świateł i zostawiając złośliwców daleko z tyłu. Silnik ma tutaj pojemność 3.6 litra i moc 260 KM. Od zera do setki rozpędza się w 6,5 s. Co ważne (i dziś już niespotykane), jest to silnik sześciocylindrowy. Co równie ważne (i smutne dla niektórych klientów), ze względu na bezpośredni wtrysk paliwa montaż instalacji LPG nie jest tu zbyt opłacalny.
Mało kto spodziewa się takich osiągów po tym wielkim kombi, więc jazda takim Superbem może być zabawna. Wady? Skrzynia DSG zapewne wkrótce zacznie domagać się inwestycji. No i te felgi są zdecydowanie za małe.
Cena: 65 900 zł.
Dzisiejsze zestawienie zamyka coś naprawdę szybkiego. Oto samochód, który reprezentuje wszystko to, za co tak wiele osób kocha amerykańską motoryzację. Jeep Grand Cherokee SRT-8 jest wielki, szybki, głośny, prosty i… paliwożerny.
Ale – po pierwsze – nic nie stoi na przeszkodzie, by zamontować tu LPG. Po drugie, to nie jest samochód dla tych, którzy liczą się z każdym groszem. Nie jest to także auto dla osób, które nie lubią rzucać się w oczy. Ani dla tych zwracających uwagę na jakość plastików we wnętrzu.
Ale kogo obchodzą plastiki, gdy mówimy o wielkim SUV-ie, który ma 425 KM i osiąga 100 km/h w równe pięć sekund? To osiągi mniej więcej na poziomie BMW X5 M, ale Jeep był w salonie niemal dwa razy tańszy. Po latach okazuje się też trwalszy. Wielki, niewysilony silnik HEMI raczej się nie psuje.
Oczywiście Jeepem SRT-8 nie należy wjeżdżać w teren. Można za to… dołożyć kompresor i uzyskać zupełnie szalone rezultaty.
Cena: 71 990 zł.