REKLAMA

Przestań wystawiać to niesprzedawalne auto. Zezłomuj i odbierz 10 tys. zł (przegląd ofert z gwiazdką)

Dodatkowe dziesięć tysięcy złotych rabatu na nowy samochód elektryczny, łącznie aż do 40 tys. zł dopłaty pod warunkiem zezłomowania auta spalinowego: oto rozwiązanie dla osób wystawiających niesprzedawalne auta na OLX. Wybrałem siedmiu szczęśliwców, którzy powinni czym prędzej skorzystać z tego programu.

Przestań wystawiać to niesprzedawalne auto. Zezłomuj i odbierz 10 tys. zł (przegląd ofert z gwiazdką)
REKLAMA

Temat jest mi szczególnie dobrze znany, bo nieraz próbowałem się pozbyć dziwnych pojazdów, a popyt był jak na piasek na Saharze. Gdy wrzucałem ogłoszenie, słychać było tylko cykady, a przed kamerą turlał się biegacz pustynny (to ta śmieszna, tocząca się kępka zarośli). Zwykle coś udawało się zrobić – zamienić, albo sprzedać dużo taniej, ale nie miałem wtedy jeszcze tej nowej możliwości: złomuję i odbieram 10 tys. zł rabatu na nowy samochód elektryczny. Takie są założenia programu Mój Elektryk 2.0, o których pisaliśmy tutaj. Niestety, nie da się kupić auta, zezłomować go i od razu dostać większej dopłaty, właścicielem auta trzeba być aż przez trzy lata...

REKLAMA

Wygląda na to, że niektórzy sprzedający powinni skorzystać z tej możliwości

W obecnych czasach sprzedaż samochodu używanego wygląda tak: albo sprzedaje się w godzinę, albo nie ma żadnego zainteresowania przez pół roku. Są modele, na które jest popyt i takie, na które nikt nie chce nawet spojrzeć. W tym drugim przypadku dopłata 10 tys. zł do nowego samochodu elektrycznego wydaje się kuszącą propozycją*. Przecież chyba lepiej dostać 10 tys. zł rabatu na auto elektryczne niż męczyć się ze starym, spalinowym, którego nikt już nie chce?**

Oto siedem pojazdów z ogłoszeń, które wybrałem. Ich sprzedający jeszcze nie wiedzą, że te 10 tysięcy złotych dopłaty do nowego elektryka to ich najlepsza opcja.

BMW E65 diesel V8 „pukanie z silnika

Dziesięć tysięcy złotych za BMW serii 7 z ośmiocylindrowym, widlastym dieslem – nawet gdyby ten silnik był sprawny, to i tak byłaby słona cena. A tu dodatkowo mamy egzemplarz uszkodzony. Opis uszkodzenia to „pukanie z silnika”. E, to pewnie jakaś obudowa się poluzowała i o coś stuka, ja bym się nie przejmował. W końcu to znana bawarska marka z wielkim doświadczeniem w budowie niezwykłych limuzyn o sportowych osiągach. Śmieszne, że stare BMW trzymają cenę (lub nawet drożeją) głównie jeśli mają prostą konstrukcję, a im bardziej skomplikowany pojazd, tym trudniej się go pozbyć. Prawda jest taka, że w takim BMW 740d swap silnika na niepukający to jest początek, a nie koniec usuwania problemów. Jak już się tego swapa zrobi i opanuje całą elektronikę, to wartość pojazdu może wzrosnąć nawet do 12 tys. zł.

zdjęcie od pana Mateusza

Kia Picanto, trzydrzwiowa z przebiegiem 332 tys. km

Znaczy jak szczerze gratuluję tego przebiegu. Uważam, że ten samochód na pewno odsłużył swoje, nie nudził się w pracy no i z pewnością nie miał też lekkiego życia przez te dwanaście lat. Problem polega na tym, że auta miejskie po takich przebiegach to już trochę niedomagają i wolę nie wiedzieć, w jakiej kondycji jest silnik 1.2 po ponad 330 tys. km na gazie. Poza tym wóz jest trzydrzwiowy, a teraz to już widzę że kierowcy od dowozu jedzenia rozbestwili się i szukają aut pięciodrzwiowych, żeby torbę z jedzeniem wyciągać z tyłu bez obchodzenia auta. Kolejka zainteresowanych Kią Picanto bez tylnych drzwi i z dużym przebiegiem za 10 tys. zł wydaje się jeszcze dłuższa niż kolejka do salonu po nowe elektryki od Stellantis**.

zdjęcie od pana Bartka

Mój znajomy sprzedawał kiedyś takiego Opla, tylko ładniejszego i z mocniejszym silnikiem. Zainteresowanie było ujemne, to znaczy w obecności Signuma nawet inne samochody przestawały się sprzedawać. Trochę nie rozumiem dlaczego, bo przecież w ostateczności Signum to był całkiem niezły pomysł na samochód. Duży, wygodny, ale bez nonsensownego kupra, który denerwuje w sedanach. Do tego duży wybór silników i niezłe jak na swoje czasy wyposażenie. Oczywiście teraz, gdy chodzi o leciwego już Signuma z najsłabszym silnikiem w gamie, cena 10 tys. zł wydaje się odważna. Mówię tak głównie dlatego, że przeglądając ogłoszenia w przedziale 9500-10500 zł znalazłem zaskakująco dużo Insigni. A może to tym bardziej znaczy, że warto wybrać pojazd starszy i prostszy?

Zdjęcie od pana Krzysztofa

Sądzicie, że to jakaś bzdura, bo przecież wszystkie Land Rovery Freelandery miały napęd na cztery koła. Możliwe, ale ten egzemplarz podobno chwilowo nie ma wału napędowego, przez co napęd wędruje tylko na przód. Jest to 24-letni Land Rover, ale nie z tych kultowych typu Disco czy Defender, tylko po prostu Freelander jedynka, którego ktoś poszerzył montując większe koła i podwyższył o 5 cm dłuższymi sprężynami. Ma LPG i przebieg w milach, co rodzi pytania, czy zaczął żywot na rynku brytyjskim. Odpowiedź na to pytanie znajdziemy wydając na niego 10 tys. zł. Życzę sukcesu sprzedającemu, ale z mojego rozeznania sytuacji wynika, że łatwiej pewnie będzie odsprzedać ten elektryczny samochód, który kupi się po odebraniu premii za złomowanie Freelandera.

zdjęcie od pana Miłosza

Volkswagen Passat „silnik jest dobry Anglik”

Czy można powiedzieć, że silnik o czterech wtryskiwaczach jest dobry, jeśli jeden wtrysk nie pracuje? Z ogłoszenia wynika, że tak. A gdyby nie działały dwa, trzy lub cztery – czy dalej byłby dobry? Wszystko to jest nieistotne, bo sprzedający od razu szczerze pisze w opisie, że to samochód z kierownicą po prawej stronie, czyli nie da się nim normalnie jeździć po polskich drogach. Próbowałem – może jakimś zabytkiem to możliwe, bo na auto zabytkowe i tak wszyscy bardziej uważają, ale jazda normalnym autem RHD po Polsce to koszmar. Nadal jestem zdziwiony, dlaczego to w ogóle dopuszczalne. Podsumowując, Passat wymaga wymiany wtryskiwacza, co absolutnie nie pomoże na umiejscowienie jego kierownicy.

Nikt jej nie chciał gdy była nowa, dlaczego ktoś miałby ją zechcieć, gdy jest już zużyta? Być może pomoże w tym niska cena, ale nie rozpędzajmy się, prawie nikt nie chce starych, koreańskich limuzyn. Trzeba naprawdę świra, któremu niespecjalnie zależy na niezawodności czy dostępności części i chce po prostu jeździć oryginalnym samochodem. Akurat pod tym względem Opirus jest nie do pokonania, ponieważ wszystko w nim wygląda dziwnie i nietypowo – od wyglądu nieudolnie naśladującego Mercedesa W211, przez wielki silnik V6 w poprzek aż po wnętrze wyglądające jak salon w mieszkaniu twojej babci w bloku w Kielcach, tyle że te Kielce leżą w Korei.

zdjęcie od pani Klaudii

I ostatnia oferta. Łada Granta

Obserwuję ten samochód od długiego czasu i jego cena nieuchronnie zjeżdża w dół, mimo niezłego stanu wizualnego i bardzo świeżego rocznika. Nikt nie chce Łady? Przecież to jak Dacia, tylko nawet jeszcze lepsze, bo prostsze i odporniejsze na trudną eksploatację. Duży prześwit, wolnossący silnik, manualna skrzynia biegów żeby mieć kontrolę nad pojazdem, w dodatku to liftback a nie niepraktyczny sedan. Lepiej być nie może, a wy nie chcecie tego kupić. Przecież to się za chwilę może skończyć zezłomowaniem tego pojazdu i odebraniem dopłaty do nowego elektrycznego Moskwicza**.

fot. Patryk

*żart. Nie sądzę, żeby ktokolwiek kupił samochód elektryczny za sto-kilkadziesiąt tysięcy złotych tylko dlatego, że był on o 10 tys. zł tańszy. Tym sposobem jedynie sztucznie napychamy portfel korporacjom z pieniędzy wszystkich podatników.

**sarkazm

REKLAMA

Zdjęcie główne: Krzysztof Kubas

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA