Skoro ludzie dostają coś, z czego nie potrafią korzystać, to należy sprawić, żeby się nauczyli - w tym też poprzez właśnie progi zwalniające na drodze rowerowej.
A było - jak informuje Auto Świat (patrzcie, nie tylko my piszemy o rowerach) - tak: przez ścieżkę rowerową w Sopocie przebiegają przejścia dla pieszych. Niby normalna sprawa, ale w tym przypadku, szczególnie przy wakacyjnym natężeniu ruchu pieszego i rowerowego, robiło się niebezpiecznie. Rowerzyści wprawdzie mieli odpowiednie znaki ostrzegające - zarówno pionowe, jak i poziome - a piesi swoje bezpieczne i również oznakowane przejście, ale i tak - jeśli wierzyć doniesieniom i skargom mieszkańców - dochodziło do groźnych sytuacji.
Nie mam przy tym powodów, żeby w te doniesienia nie wierzyć - na tej ścieżce rowerowej jest chociażby segment Stravy, gdzie średnia prędkość z niecałych trzech kilometrów często przekracza 30 km/h. Fakt, większość rekordów na tej trasie była ustanowiona w miesiącach wybitnie poza sezonem, kiedy ruch jest tam na pewno mniejszy (kto jeździ nad morze w grudniu), ale majowe, czerwcowe, lipcowe i sierpniowe wpisy też jak najbardziej tam są.
Zresztą wystarczy nawet na Google Street View zerknąć na to, jak ta ścieżka wygląda (Aleja Wojska Polskiego, gdyby ktoś chciał sam popatrzeć) - jest wąsko, tuż przy wszelakiej maści barach, restauracjach i tak dalej, z masą przejść dla pieszych (w jednym miejscu - według zdjęcia z 2011 r. są 4 przejścia na 10 m, wszystkie zasłonięte...) i generalnie to nawet 20 km/h wydaje się tam niezbyt bezpieczne. Może coś się zmieniło w stosunku do zdjęć z GSV - nie wiem, redakcja nie chce mnie wysłać na ich koszt, żebym to sprawdził, a za własne pieniądze nad polskie morze to ja nie chcę.
Przy okazji - znalazłem w tamtej okolicy cudowne połączenie znaków:
Hasło „oddajmy miasto ludziom” nabiera nowego znaczenia.
Ale wracając do tematu i to w formie kompaktowej:
Ścieżki rowerowe w miastach nie służą do zapier...
Tak samo jak ulice w miastach nie służą do tego, żeby po nich zapier... samochodem i każdy, kto uważa inaczej, powinien zostać w domu. Jest wzmożony ruch, są przejścia dla pieszych - nie pędzisz. Jak nie ma nikogo w zasięgu wzroku i warunki są odpowiednie - jedziesz, ile fabryka dała... w obrębie obowiązujących ograniczeń. Proste. Nie ma znaczenia, jaki kształt ma kierownica, którą sterujemy naszym pojazdem, ani źródło jego napędu. Rozpędzony rower wjeżdżający w pieszego zrobi prawdopodobnie mniej szkód, niż zrobiłby to samochód, ale wciąż - kompletnie niepotrzebne ryzyko, a i da się tak kogoś zabić.
A jeśli widać, że jednak dorośli ludzie nie są w stanie tego pojąć, to się z nimi nie negocjuje, tylko - tak jak w tym przypadku - robi tak, żeby doprowadzić ich do porządku. Czyli np. montuje progi zwalniające. Fakt, że infrastruktura rowerowa w Polsce jest patologiczna do granic możliwości niewiele tutaj zmienia - w sumie nawet trochę ułatwia cały proces, bo niektóre progi zwalniające już są (w postaci półmetrowych krawężników) albo powstają same z siebie po jakimś czasie od oddania drogi dla rowerów do użytku.
Nie wiem tylko, czy progi zwalniające - i to w wydaniu raczej samochodowym - wystarczą. Z doświadczenia wiem, że da się po nich i tak przejechać z dość dużą prędkością, ale może przydadzą się, żeby zwrócić uwagę kogoś, kto zamyśli się i przegapi znaki pionowe, napisy na drodze rowerowej i samo wielkie przejście dla pieszych. A jeśli i to nie pomoże, to sięgniemy po inne rozwiązania, które skutecznie poprawiały do tej pory bezpieczeństwo na naszych drogach.
Bo mamy takie, prawda?