Bardzo interesujący youngtimer Porsche na sprzedaż. O nie, to Cayenne!
Czy pierwsze Porsche Cayenne jest młodym klasykiem? Oczywiście, jeszcze jak! Zwłaszcza w wersji Transsyberia.
Jakie Porsche można uznać za youngtimery? Jeśli jesteś ortodoksyjnym fanem aut z Zuffenhausen, pewnie powiesz, że tylko 911 993, bo to ostatni model chłodzony powietrzem. Zejdźmy w skali puryzmu o jeden stopień. Wtedy do tej kategorii da się zaliczyć 911 996.
A co z pierwszym Cayenne?
Być może za takie stwierdzenia dostaje się bany na grupach fanowskich marki, ale to też doskonały materiał na klasyka! Można narzekać na to, że to nie jest „prawdziwe Porsche”,choć definicji tego pojęcia jest mnóstwo i chyba żadna nie jest prawdziwa. Można mówić, że jest brzydkie, choć z biegiem lat jego design sporo zyskuje. Ale to przecież bardzo ważny i nowatorski model. Da się go kupić z bardzo mocnymi silnikami, w ciekawych konfiguracjach, z interesującą historią.
Znajomy znajomego kupił niedawno Cayenne Turbo z początku produkcji, pochodzące z polskiego salonu. Gdy pierwszy właściciel konfigurował ten egzemplarz, w formularzu zaznaczył „pełnowymiarowe koło zapasowe”. Trochę się zdziwił przy odbiorze, że to koło jest przyczepione do tylnej klapy. Ale teraz, taki egzemplarz otrzymuje +100 punktów w mojej prywatnej skali youngtimerstwa.
Sporo ma ich też Cayenne Transsyberia.
W tym wypadku mówimy o pierwszej generacji po liftingu. Czym jest Transsyberia? To wersja specjalna, która powstała po tym, jak Cayenne trzy razy z rzędu wygrało rajd z Moskwy do Ułan Bator. 7200 km po bardzo złych drogach, przez tajgę, rzeki, błota… To brzmi jak idealna trasa do pokonania w Ładzie Nivie, a nie w wielkim, drogim Porsche. Ale skoro się udało, to żal byłoby nie wykorzystać tego marketingowo. I tak powstało limitowane Cayenne.
Wyróżnia się pomarańczowymi akcentami.
Pojawiły się nie tylko z zewnątrz, ale również w środku. W kolorze oranż są m.in. listwy na kokpicie, zegary i pasy bezpieczeństwa. Ach, gdzie te czasy, gdzie inny kolor wskaźników był wyróżnikiem jakiejś wersji? Co dziś można zmieniać, wzór na ekranie?
Cayenne Transsyberia jest też dzielniejsze poza asfaltem od zwykłej wersji. W końcu sens tej odmiany jest taki, by bardziej przypominała prawdziwe, wyczynowe Porsche biorące udział w rajdzie. Dlatego mamy tu m.in. bardziej terenowe opony, dodatkowe osłony i blokadę tylnego mechanizmu różnicowego.
Pod maską – 4.8 V8.
Osiąga 405 KM, czyli tyle samo, co w wersji GTS i o 20 KM więcej niż w „normalnym” Cayenne S. Powinno wystarczyć mocy i momentu na wydostanie się z głębokiego błota.
Powstało 600 sztuk tej wersji.
Dlaczego piszę o Transsyberii? Zagraniczne portale podały, że jeden z egzemplarzy trafił właśnie na aukcję na portalu Bring a Trailer. Z punktu widzenia klienta amerykańskiego, to bardzo łakomy, kolekcjonerski kąsek, bo odmiana Transsyberia jest tam kompletną egzotyką. Sprzedawany egzemplarz (widoczny na zdjęciach) pochodzi z 2010 roku, przejechał 162 000 kilometrów i nigdy nie miał wypadku. Póki co, najwyższa oferta wynosi 6000 dolarów, ale do końca aukcji pozostały ponad trzy dni. Cena na pewno wzrośnie.
Dla nas to też ciekawe auto, ale np. na Mobile.de można znaleźć teraz trzy inne egzemplarze Transsyberii. Kosztują od 22 500 do 32 000 euro. A najciekawsze jest… prawdziwe, wyczynowe, przedprodukcyjne Cayenne. Powstało „na próbę” przed stworzeniem 25 prawdziwych, rajdowych egzemplarzy. Ma wszystko, czego trzeba, by wyruszyć na błotnisty odcinek specjalny, czyli m.in. kubełkowe fotele, klatkę bezpieczeństwa i system gaśniczy. Kosztuje 179 900 euro.