Szeryf nie ma paliwa, żeby jeździć na patrole. Policjanci pomagają przez telefon
Policja nie ma pieniędzy na paliwo, więc będzie chciała jak najwięcej wezwań rozwiązywać przez telefon. Ciężki czasy nastały w Ameryce.
Halo, policja?
Tak, w czym mogę pomóc?
Bandyci właśnie napadają na mój sklep.
Czy może pan przekazać im słuchawkę?
Tak.
(w tle: policja chce z wami rozmawiać)
Yo, co tam?
Słuchajcie, dajcie spokój i wracajcie do domu, bo będziemy musieli przyjechać na miejsce.
Ale przecież nie macie paliwa.
No właśnie, jak was złapiemy, to będziecie musieli nam zatankować do pełna naszego Chargera.
Oh shit man, dobra to kończymy i wracamy do domu.
Dzięki, doceniam.
Czasy się zmieniają. Złodzieje już nie wkradają się do domów, żeby skraść oszczędności. Wolą zadzwonić do niczego niepodejrzewających ludzi i przedstawić się jako pracownik banku, policjant czy tajny agent. Umiejętnie manipulując rozmówcą potrafią go przekonać do wypłacenia oszczędności życia i przekazania ich na ręce złodziei (lub przelania, bo ostatnio popularnością cieszą się przekręty na BLIK). Czasy się zmieniają, więc policja również musi iść z duchem czasu. Ze względu na wysokie ceny paliw policjanci w hrabstwie Isabella w stanie Michigan będą starali się jak najwięcej wezwań załatwiać telefonicznie.
Policja nie ma pieniędzy na paliwo, więc będzie aktywna przez telefon
Myślałem, że problem niedoinwestowanej policji to polska specjalność, ale Amerykanie dzielnie walczą o palmę pierwszeństwa w tej konkurencji. W stanie Michigan średnia cena galonu benzyny wynosi już rekordowe 5,21 dolara, co oznacza, że jeden litr kosztuje w przeliczeniu na polską walutę prawie 6 zł. Niby niedużo, porównując to do naszych cen, ale w Stanach ta cena szokuje. Galon jest droższy o ponad dwa dolary niż rok temu. Wzrost cen uderza we wszystkie dziedziny życia, w tym w policję.
Szeryf hrabstwa Isabella powiedział, że właśnie wyczerpał fundusze przyznane mu na paliwo w tym roku budżetowym. Zapowiedział, że jego podwładni będą teraz starali się rozwiązywać jak najwięcej wezwań podczas rozmowy telefonicznej. Wszystkie sprawy, które nie będą wymagać pilnej interwencji, będą załatwiane w trakcie rozmowy. Oczywiście policja będzie wyjeżdżać do wezwań zagrażających życiu, zdrowiu czy mieniu.
- Czytaj również: Jak to działa lub… nie działa: silnik BMW 4.4 V8 z serii N63
Czym jeździ policja w tym stanie?
Dodge Charger w wersji Pursuit. Pod maską ma V6 o pojemności 3,6 l, rozwija 30o KM mocy, do setki rozpędza się w 6,5 s a maksymalna prędkość to 250 km/h. A jak ze spalaniem zapytacie? Całkiem oszczędnie jak na Amerykę - 13 l w mieście, 9 l w trasie, a średnie spalanie to zaledwie 11 litrów. Dodatkowo amerykańscy policjanci mają manierę postoju z włączonym silnikiem, bo według nich dzięki temu nie tracą tych 2 s potrzebnych na wciśnięcie startera i uruchomienie silnika. Przez to faktyczne spalanie jest znacznie większe. No ale nie można o tym mówić, bo to niedobre jest.
W takim razie czy amerykańska policja mogłaby jeździć czymś bardziej ekonomicznym?
Oczywiście, ale po co? Mogłoby to podważyć fundamenty na jakich stoi ten kraj. Policyjne auto musi dużo palić, mieć felgi typu psia miska, nie skręcać i z daleka krzyczeć, że jedzie szeryf. To podstawa. Jakby musieli jeździć hybrydą, to chyba odeszliby ze służby. To nic, że taki Hyundai Sonata w wersji hybrydowej pali prawie 3 razy mniej przy podobnych osiągach, to nic, że Honda Accord również może startować w tej konkurencji. Radiowóz musi palić i już, tak jak diesel musi się trząść. Ale o tym opowiem wam w innym wpisie. Tak sobie myślę, że hasło defund the police zbyt dobrze przyjęło się w USA.