REKLAMA

Sejm przyjął elegancki zbiór martwych przepisów. Jakich? Dowiesz się po rozjechaniu pieszego

Wcale nie uważam, że piesi z pierwszeństwem przed przejściem zaczną tam masowo ginąć.

piesi z pierwszeństwem przed pasami
REKLAMA
REKLAMA

Ja po prostu uważam, że mało kto zauważy różnicę. Wielu odtrąbiło właśnie wielki sukces walki o bezpieczeństwo na drogach, bo Sejm w końcu przyjął coś, co powinno być oczywiste. Podniecenie jest wielkie, zupełnie jakby istnienie jakiegoś przepisu gwarantowało jego wykonanie, a piesi ginęli do tej pory, bo musieli długo czekać przed przejściem. Główne zmiany to:

  • pierwszeństwo pieszych przy wchodzeniu na przejście,
  • zmniejszenie ograniczenia prędkości w terenie zabudowanym w nocy,
  • określenie minimalnego odstępu przed innym samochodem na autostradzie i drodze ekspresowej,
  • zakaz korzystania z telefonu na przejściu.

Większość powyższych to oczywiste zachowania dla człowieka, który kiedykolwiek się zastanowił nad swoim stylem jazdy samochodem. Jak ktoś się nie zastanawiał, to nic mu nie pomoże.

Będzie łatwiej przejść przez ulicę

To będzie główny skutek przyjętych przez Sejm zmian w kodeksie drogowym. Należało więc je przyjąć, co nie znaczy, że ludzie zaczną, albo przestaną na przejściach ginąć. Pieszy niedługo będzie miał pierwszeństwo, gdy na przejście będzie wchodził. Podejrzewam, że 99 proc. kierowców na pytanie: Czy pieszy ma pierwszeństwo, gdy wchodzi na przejście? i tak do tej pory odpowiadałaby twierdząco. Nie zauważy więc zmiany, niezależnie, czy pieszych przepuszczali, czy nie.

Podobnie, jak człowiek, który potrącił kogoś na pasach. Czy sądził pan, że ma pan pierwszeństwo przed tym pieszym na pasach? Raczej nikt nie odpowiada: tak, sądziłem, że miałem i nie musiałem hamować.

Całkiem dużo pieszych ginie na przejściach z działającą sygnalizacją świetlną, gdzie już chyba nikt nie ma wątpliwości, kiedy może na nie wejść pieszy. Jak więc rozszerzenie pierwszeństwa ma problem tego typu zlikwidować? Pieszy obecnie ma pierwszeństwo dopiero, gdy wejdzie na przejście. Już teraz nie wolno pieszych rozjeżdżać na pasach, ale i tak bywają rozjechani.

Rząd po prawie roku stękania i hucznych zapowiedziach wyprodukował coś i to coś zostało przegłosowane. A ja dalej będę się zastanawiał, czy puścić dziecko samo do szkoły, bo musi przejść przez ulicę, taką gdzie się ludziom spieszy. Większość z nich nawet nie będzie wiedziało, że coś w pierwszeństwie pieszych się zmieniło. Egzamin na prawo jazdy zdali 20 lat temu, od tej pory nic co jest związane z samochodami i przepisami ich nie obchodzi, jeżdżą zawsze tak samo. Emocjonalne wzburzenie powoduje tylko cena paliwa. Jeśli rozjadą pieszego to wtedy dowiedzą się, które przepisy złamali.

Może będzie łatwiej przejść przez przejście, nie wszyscy przejawiają brak zainteresowania otaczających ich światem. Już dwukrotnie mi się zdarzyło, że roztargnieni kierowcy mało nie przejechali mi stopach, ale później zawrócili, żeby mnie za to przeprosić. Więcej osób usłyszy o tym, że ci piesi to jednak mogą przechodzić przez ulicę. Jednak do rozjechania pieszego na przejściu potrzeba dwóch stron, nieuważnego kierowcy i pieszego, który postanowił wejść na pasy nie wiedząc, czy nadjeżdżający pojazd na pewno się zatrzyma. Żadnego z tych czynników nie likwiduje ten przepis:

Ani ten:

Pokaż daltoniście, że kolor różowy na obrazie zmieniłeś na łososiowy, tylko sprawdź, czy na pewno zauważył różnicę. Można się znęcać nad tym, co dokładnie oznacza termin pieszy wchodzący na przejście, czy wchodzeniem jest podniesienie nogi, czy jest nim już zbliżanie się do pasów. Nie ma to większego znaczenia. Jest to przepis, który ułatwi policji i sądom orzekanie o winie kierowcy, będzie łatwiej ją przypisać. Na co dzień trudno będzie wychwycić i ukarać kierowców, którzy nie zwalniają przed przejściem, ale w trakcie sprawy sądowej po rozjechaniu pieszego na pewno będzie już łatwiej.

Nakaz zmniejszania prędkości ma bardziej charakter symboliczny niż niesie potencjał na rzeczywistą zmianę zachowań. Zrównanie ograniczenia prędkości w terenie zabudowanym niezależnie od pory dnia, też potencjał na poprawę bezpieczeństwa ma ograniczony.

50 km/h nocą w terenie zabudowanym

Jeśli ustawa szczęśliwie doczeka się podpisu prezydenta, to jadąc nocą przez teren zabudowany będziemy zwalniać do 50 zamiast do 60 km/h. Na pewno z badań wynika, że ograniczenie prędkości przekłada się na faktyczną średnią prędkość osiąganą przez kierowców. Czyli sukces, ale dlaczego tylko 50? Gdyby zaordynować 40 km/h ograniczenia to wszyscy nieoświetleni piesi mieliby większą szansę na przeżycie.

Jeśli ktoś nie zwolni i będzie jeździł tak samo, jak jeździ do tej pory, czyli na przykład 80 km/h, to dostanie wyższy mandat. To prawdziwy namacalny skutek zmiany. Ludzie chodzący bez żadnego oświetlenia po zmroku, raczej nie staną się dużo bardziej bezpieczni. O zwiększeniu liczby kontroli prędkości akurat po zmroku, nikt w tym projekcie nie wspomina. System, który nie jest w stanie skutecznie kontrolować obecnej liczby kierowców i pojazdów, będzie mógł ich tak samo wybiórczo kontrolować, jak do tej pory.

Ten przepis nie jest do końca martwy, w końcu mandaty dla osób, które nie zmienią swoich przyzwyczajeń, staną się wyższe, wielu kierowców też nocą zwolni. Inną sprawą jest bezpośrednie przełożenie na liczbę i ciężar wypadków. Królem martwych przepisów jest zupełnie co innego – narzucony odstęp między samochodami na drogach dwupasmowych.

Jazda na zderzaku to zmora

Tego debilizmu, jaki odbywa się na lewych pasach autostrady nie da się powstrzymać bez zesłań do łagru na Sybir. Przeganianie innych samochodów poprzez siedzenie im na zderzaku to nasze nowe przekleństwo. Kiedyś nie było za wielu autostrad i dróg ekspresowych, to nie było problemu. Teraz wielu królów drogi jeżdżących na firmowym paliwie uważa, że inni jadą za wolno i trzeba ich pogonić. No to powstał przepis.

I pozostanie martwy, bo dalsza jego część brzmi tak.

Kierowcy na lewym pasie nie robią nic innego tylko wyprzedzają, są więc kryci. Dla pewności będą siedzieć innym na zderzaku z włączonym lewym kierunkowskazem. Nie wiem, jak powstrzymać wiecznie spóźnione bydło na lewym pasie, ale jedynym wyjściem wydają się rozwiązania radykalne, jak rozpowszechniony odcinkowy pomiar prędkości. Nie opłaci się wtedy nikogo spychać. Przepis, który trudno wyegzekwować, bo jak niby policja ma mierzyć w czasie jazdy tę odległość, pozostanie martwy. Jego złamanie trudno będzie udowodnić nawet na sali sądowej po ewentualnym wypadku.

Nie psujmy tego sukcesu

O szalonej wadze nowych przepisów niech świadczy fakt, że wydłużono ich termin wejścia w życie. Zaczną obowiązywać dopiero od czerwca. Rząd smażył swój projekt wiele miesięcy, w Sejmie poszło nieco szybciej, ale przyjęcie kilku prostych zmian, też nie specjalnie pędziło do przodu. Jakże tak można było? Przecież bez nich piesi ginęli na przejściach, a kierowcy zachowywali się nierozsądnie i tylko nowe przepisy mogą to powstrzymać. Dlaczego przedłużono ten straszliwy stan niebezpieczeństwa, w jakim żyjemy? Bo wprowadzone zmiany nie mają wielkiego znaczenia.

piesi z pierwszeństwem przed przejściem

Sukces został ogłoszony i pewnie zostanie potwierdzony. Liczba ofiar śmiertelnych wśród pieszych od lat spada. Miejmy nadzieję, że będzie spadać dalej, także dzięki nowym przepisom. Nie można jednak odtrąbić sukcesu. Przepisy powstawały w męczarniach, zmiany są nieliczne i iluzoryczne. Cieszę się, że rośnie prawdopodobieństwo, iż dziecko częściej będzie przepuszczane już przed pasami, ale martwi mnie to, że szansa na to, że ktoś rozjedzie je na pasach, nie zmalała ani odrobinę. Większość troglodytów zapytana - Czy powinien pan ustąpić pieszemu, który czeka na możliwość przejścia?, odpowie twierdząco. Tylko niestety rzadko tak robią.

REKLAMA
REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA