Widziałem ruch w Paryżu w pierwszym dniu obowiązywania ograniczenia do 30 km/h w całym mieście
To miłe, że Paryż wprowadził ograniczenie prędkości do 30 km/h akurat na mój przyjazd. Widziałem ruch w stolicy Francji w pierwszym dniu obowiązywania nowych przepisów.
Nareszcie, udało mi się. Paryż znajdował się na czele mojej listy miast, które muszę odwiedzić, od zawsze. Owszem, byłem tam już kiedyś, ale spędziłem wtedy cały dzień w jakimś ciemnym hangarze pod miastem i stałem w gigantycznych korkach, a potem trzeba było już wracać. Teraz po raz pierwszy - mimo że to wyjazd służbowy, o którym niedługo będę miał okazję napisać więcej - miałem okazję odbyć spacery szlakiem wybranych, najważniejszych atrakcji. Oczywiście, zobaczyłem zaledwie jakieś 5 proc. tego, co Paryż ma do zaoferowania, ale teraz mogę już opowiadać, że w nim byłem i się na jego temat wymądrzać.
Tak się złożyło, że byłem tam w pierwszym dniu obowiązywania ograniczenia do 30 km/h
Trzydziestka w całym mieście - do takiego ograniczenia musieli się stosować Paryżanie od dnia, w którym przyjechałem do miasta. Miło, zrobili to idealnie na mój przyjazd, żebym był bezpieczny - pomyślałem sobie, ale mieszkańcom miasta podobno wcale nie było do śmiechu. Przeciwko wprowadzeniu nowego prawa protestowali m.in. kierowcy aut dostawczych, którzy obawiali się, że wolniej dowiozą towary do sklepów, a także taksówkarze, zmartwieni, że klienci będą musieli płacić drożej, bo spędzą w ich autach więcej czasu.
Podobne przepisy, mające na celu ograniczenie hałasu i emisji CO2, a przede wszystkim zmniejszenie liczby wypadków i... zniechęcenie ludzi do jazdy autem, obowiązują już m.in. w Tuluzie, Montpellier i Grenoble. Kosmopolityczny Paryż tym razem wcale nie był w awangardzie francuskich miast. Oczywiście, wbrew temu co można by wyczytać w niektórych artykułach, strefa 30 nie obowiązuje na stu procentach paryskich ulic. Tam, gdzie jest szeroko, można jechać szybciej. Na Polach Elizejskich da się gnać 50 km/h, a na obwodnicy miasta czasami nawet i 110. Trzydziestką trzeba się snuć na różnych wąskich, typowo miejskich uliczkach.
Widziałem, jak jeździ Paryż po wprowadzeniu nowego prawa
Spałem w hotelu w dzielnicy Montmarte, niedaleko słynnego Moulin Rouge. Byłem kilka razy wożony eleganckim, czarnym Renault Espace z przedmieść do hotelu i na lotnisko. Większość trasy przebiegała właśnie po uliczkach ścisłego centrum - czyli tam, gdzie trzeba jechać 30 km/h. Oprócz tego, spędziłem sporo czasu na paryskich chodnikach jako pieszy.
Czy paryscy kierowcy przestrzegają ograniczeń? Owszem. Ale w centrum Paryża nie za bardzo da się ich nie przestrzegać.
Paryż jest stworzony do ograniczenia do 30 km/h
Jeżdżąc między ogródkami kawiarnianymi, wystającymi tyłami aut dostawczych, biegającymi pieszymi i wszechobecnymi motocyklami, zastanawiałem się, jaki wariat chciałby tam pędzić aż pięćdziesiątką. Kierowcy, którzy mnie wozili, nie trzymali się ograniczeń kurczowo - raz jechali 33, raz 36 km/h, ale gdy któryś z nich przez chwilę pojechał 41 km/h, poczułem, że naprawdę gnamy na złamanie karku.
Na większości szerszych ulic i tak jest wąsko. Tam, gdzie obok siebie mieszczą się dwa samochody, mijanie śmieciarki albo autobusu miejskiego to emocjonujący sport. Balem się o lakier na lusterkach.
Z ograniczenia zapewne cieszą się piesi
Przechodzenie na czerwonym to hobby Paryżan. Co ciekawe, kierowcy to doskonale rozumieją i nawet wtedy, gdy któryś pieszy zmusi ich do hamowania, nie trąbią ani nie miotają wyzwisk przez otwartą szybę. W ogóle, ruch w stolicy Francji jest raczej pozbawiony agresji. Wciskanie się, robienie sobie dodatkowych pasów do skrętu, dziwne zatrzymywanie auta? W porządku, wszyscy wiemy jak jest, nikt się nie denerwuje.
Co ciekawe, nie jest wcale łatwo przejść przez pasy bez sygnalizacji świetlnej. Wymaga to sporej pewności siebie, bo kierowcy nie kwapią się do zatrzymywania. Trzeba po prostu wejść. Co ciekawe, gdy ktoś już się zatrzyma, piesi robią coś, co przyprawiłoby wielu miejskich, polskich aktywistów o zawroty głowy. Dziękują gestem za przepuszczenie.
Czy strefa 30 sprawdziłaby się w polskich miastach?
W Paryżu i tak trudno jest jeździć szybciej, bo jest albo wąsko albo jest korek. Strefa 30 nie zmieni w życiu tamtejszych kierowców zbyt wiele. Co by było, gdyby podobne przepisy wprowadzić i u nas? Myślę, że w ścisłym centrum miast, na małych uliczkach np. Warszawy czy Poznania miałoby to sens - ale tam miejscowo już obowiązują ograniczenia. Niestety, znając polskich ustawodawców, pewnie doczekalibyśmy się strefy 30 wszędzie - nawet na kilkupasmowych arteriach, na których ma to tyle sensu, co wizyta w paryskim Burger Kingu zamiast w którejś z tamtejszych piekarni. Czy w takim razie należy wszystko zwężać? Niekoniecznie. Ale warto by było podłapać od Paryżan trochę luzu i już zrobi się bezpieczniej.