Sztab wyborczy kandydatki Lewicy parkuje na zakazie. Oni tylko na chwilę, to inna sytuacja
Można walczyć z samochodami i nieprzepisowym parkowaniem, ale tylko do momentu, w którym trzeba gdzieś na chwilę zaparkować, żeby się rozładować. Kierowca zaraz się przestawi.

Nie jest tajemnicą, że wszelkie ruchy lewicowe najdelikatniej rzecz biorąc nie przepadają za samochodami. Ich użytkowników nazywają „kierowcami” i posługują się tym pojęciem w odniesieniu do bliżej nieokreślonej, ogólnej grupy społecznej. Jest to dość śmieszne i idiotyczne – to tak jakby kogoś, kto wjeżdża do pracy na 9. piętro nazywać „operatorem windy”, bo przecież musi wcisnąć guzik, i nazywać pracowników lub mieszkańców wysokich budynków „windziarzami”. Przeważnie w programie lewicy mamy hasła o oddawaniu miasta ludziom (ludzie to przeciwieństwo kierowców), ograniczeniu parkowania, walce z nielegalnym parkowaniem i tak dalej. Wszystko to brzmi wspaniale, jak droga ku ogólnemu szczęściu.
Problem polega na tym, że potem pojawia się rzeczywistość
Ta rzeczywistość ma postać busa-blaszaka, który przywozi istotne elementy typu stojaki propagandowe, mikrofony, namiot-baldachim i inne. Trudno jest prowadzić kampanię bez takiego pojazdu, choć oczekiwałbym że w przypadku Lewicy wszystkie te rzeczy będą przywożone rowerem cargo. Najwyraźniej jednak nawet kandydaci lewicowi wiedzą, że rowery cargo są super i nie do pobicia, chyba że trzeba coś realnie zrobić. Biorą więc busa, zapewne z silnikiem wysokoprężnym. I stawiają na zakazie, ewentualnie wjeżdżają na chodnik.
Magdalena Biejat z tą rzeczywistością musiała się dziś zmierzyć
Podczas przemówienia kandydatki na prezydentkę Magdaleny Biejat ktoś zwrócił jej uwagę, pytając „czemu zaparkowali państwo na zakazie?”. Chodziło o biało-zielonego Forda stojącego na miejscu oznaczonym kopertą, widać go przez moment pod koniec filmu. Kandydatka Magdalena jest nieco zmieszana, więc odpowiada to, co każdy odpowie w tym momencie: my tylko na chwilę. Chodziło o parkowanie na miejscach przeznaczonych do ładowania samochodów elektrycznych, jak widać na zdjęciu poniżej (auto Magdaleny Biejat stało pośrodku):

Żal mi w takich sytuacjach moich znajomych jak Wojtek „samochodoza” czy Maksym „Konfitura”, walczących z nielegalnym parkowaniem i słuchających wymówki „ja tylko na chwilę” wiele razy dziennie. Jak widać, jest ona uniwersalna. Pytający zauważa wtedy, że samochód stoi tak od 20 minut, a kandydatka jeszcze bardziej zmieszana odpowiada, że „tak być nie powinno” i że kierowca zaraz przestawi. Nie wątpię, że kierowca zaraz przestawił, ale takie przykłady można mnożyć. Byłem kiedyś na paradzie równości w Warszawie i ogromny tir z naczepą wiozący jedną z instalacji został zaparkowany po prostu na drodze dla rowerów, tak że nie mogłem przejechać. Teoretycznie ludzie z tej strony spektrum politycznego powinni szczególnie zwracać uwagę na te sytuacje, ale nie ma się co łudzić – oni też są tylko ludźmi... a może, co gorsza, kierowcami?
Skoro nielegalne parkowanie nikomu nie przeszkadza, to może któryś kandydat powinien zaproponować jego legalizację
Może na przykład Krzysztof Stanowski, wymyślający śmieszno-krindżowy trolling z okazji wyborów, rzuciłby postulat likwidacji przepisów dotyczących parkowania. Od tej pory hulaj dusza, piekła nie ma, jeśli gdzieś da się wjechać, da się tam również zaparkować. Byłoby wspaniale, większość ludzi... tzn. przepraszam, kierowców, byłaby wniebowzięta. To może żart, ale nagrana sytuacja pokazuje, że parkowanie niezgodne z przepisami nie przeszkadza nawet osobom postulującym bardziej intensywne zwalczanie nielegalnego parkowania, pod warunkiem że to oni sami parkują. A ludzkiej natury nie da się niczym zmienić.