Chińczycy mają chrapkę na Europę. Sposobem na sukces mają być niedrogie auta elektryczne
Niska cena, duży zasięg, nowoczesne wyposażenie - właściwie czego chcieć więcej?
We wrześniu tego roku chiński rynek motoryzacyjny zaliczył pierwszy dołek od 26 lat. Po raz pierwszy od 1992 r. w ciągu miesiąca sprzedało się mniej samochodów niż w tym samym okresie poprzedniego roku. A sprzedaje się tam ok. 2,5 miliona samochodów miesięcznie. Oczywiście nie można mówić o zapaści, ale lokalni producenci wiedzą, że wzrosty sprzedaży nie mogą trwać wiecznie. A że liczy się zyskowność, szukają nowych kierunków zbytu i coraz poważniej celują w Europę. Jak dotąd nie osiągnęli u nas większych sukcesów, ale nie spoczywają na laurach.
Great Wall szykuje dla Europy mały samochód elektryczny.
Ten jeden z największych producentów samochodów w Państwie Środka wyspecjalizował się w produkcji elektryków i chce sprzedawać je poza rodzimym rynkiem. Koncern posiada moce produkcyjne pozwalające na zbudowanie 450 tys. elektrycznych samochodów rocznie. Ma jednak świadomość, że póki co nie ma szans na konkurencję w segmentach premium, więc próbuje podbić rynek z zupełnie innej strony.
Stworzył na tę okoliczność nową markę - Ora. Póki co pod tą nazwą sprzedawał crossovera iQ.
Na rodzimym rynku zamówiło go już ponad 10 tys. klientów, ale patrząc na stylizację tego pojazdu, trudno byłoby wróżyć mu sukces w Europie.
Za to dużo większy potencjał może mieć kolejny projekt Ory - model R1.
Samochód w koncepcyjnej formie pokazano w tym roku, a w połowie grudnia ruszy sprzedaż finalnej wersji - póki co tylko w Chinach. Auto ma kosztować 110 tys juanów, czyli ok. 60 tys. zł. Jak na chińskiego malucha nie jest więc specjalnie tanie, ale jeśli zapomnimy, że to samochód z tamtej części świata i przyjrzymy się danym na jego temat - wygląda całkiem sensownie.
Po pierwsze, studio projektowe Ory znajduje się nie w Chinach, a w Japonii, w okolicach Yokohamy. Być może to dlatego samochód wygląda normalniej niż większość chińskich maluchów, które są dość karykaturalne i wyglądają, jakby zostały żywcem wyjęte z kreskówki. Swoją drogą, patrząc na ten projekt trudno nie skojarzyć go z najnowszym elektrykiem Hondy - Urban EV, który też ma debiutować niebawem na Starym Kontynencie.
Po drugie auto ma niecałe 3,5 metra długości i rozstaw osi 247,5 cm, co obiecuje całkiem przestronne wnętrze, oczywiście jak na segment miejskich maluchów. Rozmiarowo bardzo blisko mu do Volkswagena Upa, który, jak na miejskiego malucha, zaskakuje przestronnością.
Patrząc na zdjęcie wnętrza - w porównaniu ze Skodą Citigo, czy Toyotą Aygo R1 nie ma się czego wstydzić. Ma bardzo minimalistycznie zaprojektowane wnętrze, a szczególną uwagę przykuwa dźwignia, a właściwie pokrętło do zmiany biegów. Czy raczej kierunków jazdy. W samym jego środku znajduje się przycisk do uruchamiania auta.
Najważniejszym elementem kokpitu jest 9-calowy ekran dotykowy oparty o Androida. Oczywiście pozwala na połączenie z internetem, można się z nim komunikować głosowo i obsłużymy za jego pomocą większość pokładowych systemów.
Producent zapowiada, że auto będzie sprzedawane bez kluczyka!
Do otwierania i zamykania drzwi będzie służył smartfon z odpowiednią aplikacją. Dzięki temu właściciel będzie mógł przesyłać wirtualny klucz i udostępniać samochód innym użytkownikom.
Ale co z osiągami?
Tu informacji jest póki co mniej. Auto ma napędzać silnik elektryczny o mocy 35 kW, a energia będzie kumulowana w akumulatorach o pojemności 33 kWh. Wiadomo, że samochód na jednym ładowaniu ma przejechać do 350 km i rozpędzi się do 100 km/h. Ładowanie ze zwykłego gniazdka do 80 proc. ma trwać do 5 godzin, z szybkich ładowarek - mniej niż 40 minut. Na układ napędowy Great Wall daje 8 lat gwarancji.
Miejski samochód o osiągach porównywalnych z VW e-upem za połowę jego ceny? Dlaczego nie! Niestety, na jego europejską premierę musimy poczekać co najmniej do 2020 r.