Dziwna kartka na dystrybutorze. Przy kasie bym się rozpłakał
Wielki, standardowy napis diesel, a pod nim karteczka, która wielu osobom może nic nie mówić. Może poza ceną za litr - zdecydowanie wyższą niż w przypadku zwykłego oleju napędowego.

"Dystrybutor numer 3 HVO 100, cena 8,99" - taki napis powitał mnie ostatnio podczas wieczornego przejazdu na tankowanie na pobliskiej stacji. Prawdopodobnie niespecjalnie bym się tym zainteresował - bo nawet bym tego nie zauważył - gdyby nie fakt, że ze wszystkich możliwych dystrybutorów musiałem stanąć właśnie przy tym.
Przez chwilę więc stałem w bezruchu, mieląc w głowie dwa pytania: co to w ogóle jest oraz... czy mógłbym to w ogóle zatankować. Odpowiedzi - żeby nie generować niepotrzebnej kolejki - uzyskałem dopiero później. Brzmią one: nie interesuj się tak bardzo - przynajmniej nie teraz - i "może".
Ale po kolei.
Co to w ogóle jest HVO?
Hydrorafinowane oleje roślinne albo inaczej - syntetyczne paliwo z bioodpadów. Pomysł nie jest przesadnie nowy, bo wielokrotnie temat ten podnosił m.in. Volkswagen, Toyota czy Ford. I to nie w kontekście jakiejś odległej przyszłości czy planów, a w kontekście "ok, nasze silniki można tym zasilać".
Producenci podają przy tym cały szereg zalet, które mają płynąć ze stosowania HVO. Skoro jest z odpadów m.in. z przemysłu spożywczego, to jest mniejsza emisja, mamy też niższą emisję NOx z samych rur wydechowych i podobno "łatwiejszą" pracę silnika przy niższych temperaturach. HVO ma być też pozbawione domieszek m.in. siarki czy węglowodorów aromatycznych i powinno zapewnić mniej problemów z DPF czy... wolniej zużywać silnik. Ba, Skoda podaje nawet, że silniki pracujące na HVO mają działać ciszej.
Czy tak jest w rzeczywistości? Pewnie za kilka lat sami będziemy mogli - albo musieli - się o tym przekonać. HVO w końcu może się załapać na listę paliw, które przetrwają unijne pomysły.
Inna sprawa, że niestety koszty produkcji HVO są stosunkowo wysokie i wyższe od kosztów wytworzenia oleju napędowego. Widać to zresztą po cenach na dystrybutorach - 9 zł za litr alternatywy dla diesla nie brzmi jakoś przesadnie kusząco.
Albo nie ma z kuszeniem wręcz nic wspólnego.
Ale mogę zatankować HVO do swojego auta?
Jeśli mamy auto zasilane benzyną - no to nie.
Jeśli mamy diesla - to... to zależy.
HVO tworzone jest jako syntetyczna alternatywa właśnie dla oleju napędowego i wielu producentów już teraz deklaruje, że jego silniki wysokoprężne są zgodne z tym paliwem. BMW od kilku lat nie tylko dopuszcza tankowanie HVO w swoich autach, ale też w niektórych fabrykach "fabrycznie" tankuje nim nowe egzemplarze. Citroen podaje, że wszystkie auta osobowe (i lekkie dostawcze) całej grupy Stellantis produkowane obecnie są z tym paliwem zgodne - i zgodnych jest "wiele pojazdów" z silnikami Diesla, które spełniają normy Euro 5 i 6. Mowa więc o autach, które mają już kilkanaście lat.
I tak można w sumie o większości producentów. Przykładowo Audi już kilka lat temu dopuszczało tankowanie HVO w swoich V6 i znów - nowe auta będą teraz wyjeżdżać z fabryk właśnie z tym paliwem w baku.
Mam diesla - to mogę tankować czy nie?
Na dobrą sprawę - jest na to szansa, ale najlepiej sprawdzić. Najłatwiej - zerkając na korek wlewu paliwa i szukając symbolu XLT. Jeśli go nie ma, a naprawdę chcemy zapłacić 9 zł za litr, musimy albo zapytać u producenta czy innego importera, albo poszukać w sieci.
W przypadku mojej wiekowej już Alfy 159 z 2.0 JTDM - wychodzi na to, że - przynajmniej oficjalnie - tak niezbyt. Zgodnie z komunikatem prasowym wysokoprężne 2.0 wprawdzie łapie się na listę, ale nie aż tak stare (2011 rok). Wzmianka jest tylko o wersjach spełniających normę Euro 6.
Więc może i lepiej, że wybrałem na stacji bezpieczną opcję - wliczając w to też bezpieczeństwo finansowe.







































