Ten Opel Calibra przyjechał prosto z roku 2000. Jest tak wspaniały, że brakuje mi słów
Nigdy nie widziałem piękniejszej Calibry, choć konkurencja była naprawdę ogromna. Ten egzemplarz zachwyca w każdym detalu, choć najbardziej podobają mi się felgi. A może jednak spojler?
Opel Calibra to już youngtimer pełną gębą. Większość egzemplarzy, które przez lata dogorywały, katowane na prowincji, krzywdzone słabymi instalacjami gazowymi, brakiem serwisu i nadużywaniem hamulca ręcznego na szutrowych drogach, odjechała już (na lawecie) do krainy taniego paliwa i równych autostrad. Oferta rynkowa dziś składa się w dużej mierze z zadbanych Calibr, często z mocnymi silnikami (2.0 turbo… gdzie tu się wpisuje ikonkę serduszka?) i w ładnych konfiguracjach. Patrząc na właściwie utrzymany, seryjny egzemplarz można docenić, jak ładny był ten samochód i jak udaną ma linię nadwozia.
Ale dla niektórych Opel Calibra = tuning
I to z wizualnym… i niekoniecznie gustownym. Coupe Opla z lat 90. było jednym z ulubionych aut miłośników modyfikacji. Wielkie spojlery, neony, jaskrawe malowanie, tuba basowa i palenie gumy na parkingu kina po seansie „Szybkich i Wściekłych”. Takie życie wiodły Calibry przed laty. I właśnie to sprawiło, że wiele osób nie może zobaczyć w Calibrze zgrabnego, klasycznego coupe. Wciąż widzą w Oplu po prostu samochód dresiarza.
A jeśli uznamy, że tuning też robi się już klasyczny?
Seryjne egzemplarze to nuda. Kto naprawdę chciałby mieć auto będące pomnikiem swoich czasów, powinien poszukać wozu po „modach”. Wbrew pozorom nie jest już łatwo o stuningowaną Calibrę, z powodów o których pisałem na początku tekstu. Co nie znaczy, że jakieś egzemplarze się nie zdarzają.
Ten, który znalazłem na Facebook Marketplace, jest bardzo „jakiś”. Pochodzi z 1991 roku i przejechał 190 tysięcy kilometrów. W ogłoszeniu wpisano, że napędza go silnik 1.8, ale… takiego w Calibrze nie było. Najsłabszy był motor 2.0 115 KM. Chyba że ktoś źle zrozumiał tu pojęcie „tuning mechaniczny”.
Ważne, że tuning wizualny został zrozumiany właściwie
Auto wygląda jak zdjęte z okładki magazynu tuningowego sprzed lat. Zmienione zderzaki, nakładki progowe i w ogóle wspaniały „bodykit”? Jest. Reflektory z tyłu wyglądające kompletnie inaczej niż seryjne? Są. Wielkie felgi i opony o profilu tak niskim, że można pomyśleć, że samochód jeździ na samych obręczach? Oczywiście. Dodajmy do tego biało-pomarańczowe malowanie i wspaniały, rewelacyjny i doskonały spojler na tylnej klapie.
Na szczęście w tym przypadku nie kończy się na zmianach z zewnątrz. Byłoby szkoda, gdyby po podejściu do tak wyróżniającego się auta i otwarciu drzwi oczom kierowcy ukazało się zwyczajne, smutne wnętrze seryjnej Calibry. Nic z tych rzeczy.
W środku też jest ciekawie
Pomarańczowy motyw przewodni trwa i we wnętrzu. Pokrowce na fotele, zmieniona kierownica i dołożony ekran to nie wszystko. Za plecami kierowcy i pasażerów pojawiła się gigantyczna zabudowa audio (można dostać się do niej i chwalić się nią także po otwarciu klapy). Jest obłożona pomarańczową, pikowaną skórą. Całość jest po prostu wspaniała.
Ile kosztuje tak wspaniały tuning?
Auto zostało wystawione za… złotówkę. Z pewnością to nie jest ostateczna cena, tylko wynik jakiegoś błędu. Domyślam się, że w ten egzemplarz ktoś kiedyś włożył naprawdę sporo pieniędzy i one się nie zwrócą, nawet w małej części. Na pewno ktoś zapłaci jednak za Opla więcej niż 1 zł. Ile dokładnie? Zapytałem właściciela, ale do momentu publikacji tekstu jeszcze mi nie odpowiedział. Pewnie nie może opędzić się od chętnych. [AKTUALIZACJA: auto jest wycenione na 19 900 zł. To pewnie o wiele, wiele mniej niż kosztowały modyfikacje...]
Fot. ogłoszenie na Facebook Marketplace, autor: Patryk Kasprzyk
Czytaj również: