Obtarł motocyklem samochód. Teraz nie wiadomo, za co dokładnie go ukarać
Kierujący motocyklem obtarł samochód w korku. Spisano oświadczenie o winie i wydawałoby się, że to koniec sprawy. Ale nie, ona dopiero się zaczyna – i to w sposób wyjątkowo nieprzyjemny dla kierującego motocyklem.

Kierowcy motocykli pewnie wiedzą, że czasem trudno się uchronić przed obcierką w korku. Próbujemy ominąć stojące pojazdy, ale gdzieś jest za wąsko i cyk – szkoda gotowa. Od tego jest ubezpieczenie, więc wszystko wydawałoby się proste. Spisuje się oświadczenie i firma ubezpieczeniowa wypłaca poszkodowanemu pieniądze albo naprawia uszkodzony samochód bezgotówkowo. Tak miało być i tym razem, ale sprawca na motocyklu dostał pismo, które go przeraziło. Wynika z niego, że kierował pojazdem bez uprawnień.
Motocyklista miał kategorię A2
A2: kategoria prawa jazdy uprawniająca do prowadzenia motocykla o mocy maksymalnej 35 kW i stosunku mocy do masy nieprzekraczającym 0,2 kW na kilogram. Nie ma wprawdzie ograniczenia pojemności, ale jest dodatkowa restrykcja: motocykl na kategorię A2 może powstać przez ograniczenie mocy maszyny o większej mocy, jednak nieprzekraczającej początkowo 70 kW. Czyli motocykl o mocy 80 kW nie da się przerobić na A2. Nie bardzo wiem po co ta kategoria istnieje, ale wiem że właśnie stąd wynikł problem, ponieważ nasz pechowy motocyklista prowadził Kawasaki 636, czyli popularny model Ninja. Ma on w zależności od rocznika i specyfikacji od 125 do 130 KM przy ponad 13 000 obr./min, czyli szokująco dużo i o wiele za dużo na kategorię A2.
W związku z tym ubezpieczyciel oddał pieniądze poszkodowanemu, ale przyszedł z regresem do sprawcy, oskarżając go o jazdę bez uprawnień.
Teraz jest podstawowe pytanie
Czy ten motocykl był zarejestrowany na kategorię A2, tzn. jako pojazd o mocy do 35 kW? Jeśli tak – to nie ma najmniejszej podstawy, aby próbować przybić sprawcy jazdę bez uprawnień. To, że zarejestrowano go nielegalnie, nie zmienia ważności tej decyzji w momencie zdarzenia. Jeśli zarejestrujesz Iveco Daily na dopuszczalną masę całkowitą 3,5 tony z ładownością 800 kg, i załadujesz mu 500 kg, i na ważeniu wyjdzie 3750 kg, to płacisz mandat za przeładowany pojazd, a nie za brak kategorii C. Pojazd jest dalej zarejestrowany na kategorię B, to wynika z dokumentów i kierujący ma prawo w te dokumenty wierzyć.
Sytuacja może być jeszcze bardziej skomplikowana. Motocykl mógł być zablokowany na 35 kW, ale jeśli jego bazowa moc wynosiła 95 kW, to prawo zabrania takiej przeróbki. Czyli możemy mieć do czynienia z sytuacją, gdzie:
- motocykl ma legalną moc 35 kW uprawniającą do jazdy z kategorią A2
- kierujący ma ważne prawo jazdy kat. A2
- ale bazowa moc motocykla była wyższa niż 70 kW, więc przeróbka jest nielegalna
- a w związku z tym kierujący jechał „bez uprawnień”.
WSZYSTKO TO JEST CHORE I POWINNO BYĆ W CAŁOŚCI UCHYLONE
Wszystko to służy wyłącznie temu, żeby można było kogoś za coś ukarać. Kierowca tego motocykla zrobił państwowe uprawnienia, czyli umie jeździć motocyklem. Nie powinno być żadnej kategorii AM, A1, A2 itp. (pomijając już, że w ogólności państwo nie ma żadnej legitymacji do tego, aby zabraniać lub pozwalać prowadzić pojazdy). Tworzenie prawa w taki sposób sprawia, że ludzie nie mają do niego zaufania. Nie ma tu żadnego ducha prawa, czyli jego sensu, jest tylko litera, czyli jak brzmi artykuł. A że brzmi tak i tak, to obywatela trzeba ukarać, chociaż zrobił wszystko dobrze.
Nadal jednak pozostaje kwestia intencji: jeśli ten kierowca motocykla kupił go w dobrej wierze jako zarejestrowanego na A2, to czy miał obowiązek przeprowadzać śledztwo i dochodzić do tego, czy aby na pewno wydana przez państwowy organ decyzja jest legalna? Moim zdaniem nie. Mam prawo wierzyć, że dokumenty, które posiadam dla danego pojazdu, są wydane legalnie i ważne. Dlatego też szykuje się ciekawa sprawa. Jednak jak słusznie zauważył redakcyjny kolega: ubezpieczyciel ma czas i pieniądze, żeby się sądzić, zwłaszcza że chodzi o kosztorys naprawy na 60 tys. zł, a sprawca zasadniczo nie ma szans. Można mu przybić wszystko włącznie z jazdą bez uprawnień (nawet jeśli jedynym powodem „braku uprawnień” była zbyt wysoka moc motocykla przed przeróbką), nikt nie wyciągnie pomocnej dłoni, bo przecież to kierowca, który spowodował kolizję.
Gdyby nie było idiotycznej kategorii A2, problem nigdy by nie zaistniał – przeczytałem wymogi dla egzaminu na A2. Są takie same jak dla kategorii A, więc gdyby ktoś bardzo, ale to bardzo się uparł, mógłby udowodnić, że jeśli zdał A2, to zdał też A. Różnica jest tylko w minimalnym wieku zdającego. Ale to by wymagało, żeby gdzieś ktoś po drodze użył mózgu, zamiast ślepo cytować artykuły i paragrafy.