Taki będzie nowy Nissan Leaf. Pójdzie w ślady Toyoty
Pierwsza generacja Leafa była nudna i brzydka, druga - już tylko nudna. Trzecia natomiast ma szansę sprawić, że obróci się za nią na ulicy co najmniej kilka osób.
Tak samo zresztą było z Toyotą Prius - pierwsze generacje były albo nudne, albo brzydkie, albo - w jakiś niewyjaśniony sposób - jedno i drugie jednocześnie. A potem nagle pojawiła się najnowsza odsłona i wszyscy zrobili "wow".
W przypadku nowego Nissana Leaf też może być "wow".
Tych "wow" może być zresztą kilka, zaczynając od tego, że nowy Leaf - co akurat niespodzianką nie jest - nie będzie już ani pokracznym, ani nawet nie-pokracznym hatchbackiem. Zamiast tego, patrząc na najnowsze zdjęcia szpiegowskie, będzie albo czymś w rodzaju sedana/liftbacka, albo czymś w stylu sedana/liftbacka, ale trochę podniesionego.
Niestety już teraz widać, że smukłości czy klinowatości najnowszego Priusa nie będzie można mu zarzucić. Nowy Leaf, przynajmniej w wersji zamaskowanej, wygląda tak, jak większość aut elektrycznych z tego typu nadwoziem, czyli jest mocno "rozciągnięty" w pionie, a resztą karoserii rządzą raczej obłe i łagodnie narysowane linie. Wyjątkiem może być fragment z dość gwałtownie opadającą linią dachu, ale epoka wyraźnie trójbryłowych samochodów jest już dawno za nami.
O Nissanie więcej przeczytasz tutaj:
Ostatecznie więc pewnie do salonów wjedzie coś, co będzie próbowało jednocześnie trochę być SUV-em/crossoverem, a trochę sedanem/liftbackiem. Spora przy tym szansa, że będzie to mniej praktyczne auto niż poprzedni Leaf, ale przynajmniej będzie wyglądać w sposób, który może zachęcić kupujących do złożenia podpisu na umowie lesingowej.
Nowy Nissan Leaf ma się przy tym na czym wzorować.
Tym wzorem jest pokazany pod koniec 2021 r. - a wiec kiedy było już raczej wiadomo, że trzeba opracowywać nowego Leafa - model studyjny o nazwie Chill-out. Absurdalnie wielkie koła, ekstremalnie minimalistyczne wnętrze czy specyficznie otwierane drzwi raczej nie dotrwają do wersji produkcyjnej, ale ogólna sylwetka zdaje się zbliżona do tego, co jeździ teraz w maskowaniu. Albo raczej: była dla finalnego nowego Leafa pewną inspiracją.
Zgodnie z materiałami z 2021 r., Nissan jako bazę dla swojego modelu studyjnego wybrał platformę CMF-EV (aktualna nazw: AmpR Medium), z niskim środkiem ciężkości, niską masą i opcją montażu silników elektrycznych przy przedniej i tylnej osi.
Od tego czasu na tej płycie podłogowej powstał m.in. Nissan Ariya, studyjny Alpine A390, a także Renault Megane E-Tech i Scenic E-Tech. Wszystkie te samochody łączy jedno - w mniejszym albo większym stopniu są SUV-ami/crossoverami i wszystkie napędzane są - bez niespodzianki - silnikami elektrycznymi.
Niestety na dobrą sprawę nie wiadomo, czy i o ile nowy Leaf będzie większy od poprzednich generacji (4,45 - 4,49 m). Nissan Ariya ma wprawdzie 4,6 m, ale już Megane E-Tech to 4,2 m, natomiast Scenic E-tech - 4,47 m. Może być więc tak, że Leaf urośnie, ale tylko w pionie, natomiast długość niezbędnego miejsca parkingowego pozostanie bez zmian.
Bez wątpienia można jednak liczyć na to, że nowy Leaf będzie lepszy od poprzednika pod względem zasięgu, co akurat nie jest przesadnie trudne, uwzględniając fakt, że aktualnie w polskiej ofercie znajdziemy wyłącznie wariant 39 kWh. I tak np. Scenic E-Tech oferuje pakiety akumulatorów o pojemności 60 i 87 kWh, co przekłada się na naprawdę przyjemny zasięg, szczególnie w cyklu miejskim.
Cena? Z jednej strony wraz z ucrossoverowieniem można byłoby się spodziewać wzrostu w porównaniu do poprzednika, a i większa Ariya kosztuje niemal 210 000 zł. Z drugiej natomiast - obecny Leaf, i to 39 kWh, kosztuje katalogowo bez promocji 157 000 zł (?!), więc byłoby dość ryzykownym posunięciem, gdyby tę granicę jeszcze przesuwać. Z trzeciej strony - Scenic E-Tech kosztuje 203 000 zł na start, więc kto wie...