Nowa Kia Sorento może emitować z głośników odgłosy kawiarni. Dobrze, że nie mlaskania
Najnowsza Kia Sorento ma wyposażenie, którego nie wymyślili konkurenci. Niektóre rzeczy są genialne, inne bywają przydatne, a czasami można pomyśleć, że coś się pali.
„Rzucamy wyzwanie Toyocie. Zobaczymy, co się stanie” – powiedział przedstawiciel Kii, komentując cennik wersji hybrydowej. Ułożono go w ten sposób, by ceny podobnie wyposażonych RAV4 i Sorento były identyczne, wynosząc trochę mniej niż 160 tysięcy złotych. Pomysł na Sorento jest następujący: z jednej strony ma „podgryzać” Toyotę, bo też jest hybrydowym SUV-em, tyle że większym od RAV4 i z siedmioma fotelami w standardzie. Z drugiej, ma wchodzić w drogę SUV-om premium, bo tam gdzie ich cenniki się zaczynają, w Kii można już mówić o wersji ze wszystkimi możliwymi gadżetami.
15 lat temu deklaracje Kii o „wyzwaniu dla Toyoty” i rywalizacji z klasą premium spotkałyby się tylko z atakiem śmiechu słuchaczy. Dziś nikt nie był zdziwiony.
Napisałem o „wszystkich możliwych gadżetach”. Nowa Kia Sorento: wyposażenie
Zrobienie samochodu, który dobrze jeździ i ma rozsądną cenę, już od dawna nie wystarczy, by przekonać do siebie klientów. Trzeba jeszcze startować w konkurencji „gadżety, których jeszcze nie ma konkurencja”, by kupujący mógł się potem chwalić taką czy inną funkcją.
Kia akurat w tym sporcie czuje się doskonale. Dlatego nowe Sorento zasłużyło na osobny wpis o wyposażeniu. Jeśli czekacie na wrażenia z jazdy, to jeszcze nie teraz. Na „pierwszą jazdę” przyjdzie czas. Zacznijmy od wycieraczki.
Tylna wycieraczka jest ukryta pod spojlerem
OK, to nie jest rozwiązanie na miarę samochodowego Nobla (czy ktoś takie przyznaje?), ale dziwne, że pojawiło się dopiero teraz. Tylną wycieraczkę schowano na samej górze, pod „spojlerem”, więc gdy patrzy się na Sorento od tyłu, wydaje się, że żadnej wycieraczki nie ma. Dobre. Czekam, aż na podobny pomysł wpadnie Porsche, bo wycieraczki bardzo się przydają i w 911 i w Panamerze, ale wyglądają fatalnie.
Nowa Kia Sorento: wyposażenie. Przejdźmy do najważniejszego
Niektórzy pisząc o tym rozwiązaniu, używają sformułowania „cyfrowe lusterka”, ale Kia mówi o „asystencie martwego pola z podglądem na żywo”. Czyli – w odróżnieniu od Audi, Lexusa i Hondy – to nie jest próba wysłania klasycznych lusterek na emeryturę. Co najwyżej delikatne podchody w tę stronę.
O co chodzi? Pod lusterkiem umieszczono kamerę. Gdy kierowca włącza kierunkowskaz, obraz z tej kamery wyświetla się na ekranie za kierownicą, czyli na wyświetlaczu w miejscu „zegarów”. Efekt? Szersze pole widzenia. Tyle teorii.
Jak jest w praktyce? Jako urodzony malkontent, muszę trochę ponarzekać. Jakość kamery jest niezła. Mam tylko pewne wątpliwości, czy obiektyw nie będzie się szybko brudził w czasie nadchodzącej pogody typu „leje, samochody chlapią breją spod kół, jest obrzydliwie mokro”. Niestety dla spraw testu, a na szczęście dla mojego samopoczucia, akurat podczas jazd Sorento nie było tak złej pogody.
„Asystent z podglądem” ma inny problem
Od pierwszego dnia, w którym usiadłem za kierownicą jakiegokolwiek samochodu, przyzwyczaiłem się, że podczas zmiany pasa patrzę w lusterka boczne. Wspomniane Audi e-tron próbowało mnie od tego trochę odzwyczaić, bo zamiast lusterek były ekrany, ale ogólnie kierunek patrzenia był prawie ten sam.
Tymczasem w Kii – aby w pełni korzystać z nowego gadżetu – musiałbym w czasie zmiany pasa patrzeć za kierownicę. To nienaturalne i podczas krótkiego testu nie byłem w stanie się przyzwyczaić. Nie jestem do końca przekonany, czy na pewno powinienem. Próbowałem, głównie na drodze ekspresowej w okolicach Olsztyna. Nic z tego nie wyszło.
Są dwie sytuacje, w których taka kamera ma sens
Pierwsza z nich to parkowanie. Rzeczywiście, kamery w lusterkach pomagają, na spółkę z dobrej jakości kamerą cofania i przednią. Dzięki nim łatwiej zobaczyć, ile miejsca brakuje do krawężnika albo czy stoimy wystarczająco blisko linii. Tyle że jedynym sposobem na uruchomienie „podglądu na żywo” jest włączenie kierunkowskazu. Nie zawsze robi się to podczas parkowania. Trochę dziwnie jest wykonywać poprawki między liniami, migając to lewym, to prawym „kierunkiem”. Wiem, wiem, szukam problemów…
Miałem też dziś sytuację, w której kamera naprawdę mi się przydała. Skręcałem w prawo i jednocześnie omijałem samochód stojący po mojej lewej i czekający na możliwość skrętu w lewo. Z prawej czyhał na mnie krawężnik. Ale dzięki kamerze doskonale widziałem, czy się zmieszczę.
Ogólnie, tę funkcję zakwalifikowałbym raczej jako kolejnego pomocnika przy manewrach, a nie asystenta martwego pola. Da się bez niej żyć, ale miło, że jest. Jeszcze bardziej da się żyć bez kolejnej ciekawostki z nowego Sorento.
Kia może emitować „odgłosy natury”
Po wejściu w odpowiednie menu systemu audio, Kia zechce nas uspokoić. Do wyboru – kilka „relaksujących” ścieżek dźwiękowych: „las tętniący życiem”, „ciepło przy kominku”, „spokojne fale morskie”, „deszczowy dzień”, „ogródek kawiarniany”, „śnieżna wioska”.
Słuchanie „deszczowego dnia” w deszczowy dzień to wspaniałe przeżycie. Przy kominku można się trochę przestraszyć, że coś się pali. Kawiarniany gwar raczej mnie stresował zamiast uspokajać (dobrze, że nie dodano odgłosów żucia, siorbania kawy i mlaskania), a „śnieżna wioska” boleśnie uświadomiła, że nadchodzi zima i tego typu odgłosy mogą być codziennością. Po włączeniu zimowego trybu, z nawiewów powinien wydobywać się smród palonych śmieci. Aha, jest jeszcze szum i chlupot morza. Nie polecam, bo można zacząć szukać najbliższej stacji, bynajmniej nie w celu tankowania.
Po jakimś czasie zacząłem się zastanawiać, co można by tu dodać. Podobno niektóre dzieci usypiają przy odgłosie odkurzacza. Jest to jakiś pomysł. Mnie ukoiłby odgłos liczenia pieniędzy. Albo Robert Makłowicz mówiący o jedzeniu.
Jeśli chodzi o nietypowe gadżety z nowego Sorento, to by było na tyle. W następnym odcinku: jazda, spalanie, przestrzeń we wnętrzu i stosunek ceny do jakości. Bądźcie nastrojeni… czy jakoś tak.