Roboty drogowe, wyboje i ograniczenia prędkości. Niemieckie autostrady, choć wciąż darmowe, to już zdecydowanie nie to samo co kiedyś.
Mam taki problem, że wyjątkowo podoba mi się w Holandii, ale nie bardzo da się tam dojechać, nie przejeżdżając przez całe Niemcy. W związku z tym, chcąc nie chcąc, przeturlałem się gratem od polskiej do holenderskiej granicy i to dwa razy w ciągu jednego weekendu. Niestety, w 2024 r. mit o wspaniałych, niemieckich autostradach bez ograniczenia prędkości jest martwy jak Otto von Bismarck.
To nie jest tak, że całe autostrady zostały objęte limitem prędkości
Chociaż naciski w tej sprawie trwają od dawna i niemieccy politycy, zwłaszcza z partii Zielonych, chętnie widzieliby ogólne ograniczenie prędkości do 130 km/h na terenie całego kraju, to jednak wciąż są miejsca, gdzie można jechać ile się chce. Jest to dość szokująca zmiana, gdy wjeżdża się z Niemiec do Holandii i nagle z dwustu trzeba zwolnić do stu. Jednak jeszcze bardziej szokująca jest liczba ograniczeń prędkości na niemieckich autostradach, które zaczynają pod tym względem przypominać te polskie. Z nagła pojawia się znak „80”, choć wcześniej nic nie ostrzegało, że trzeba będzie tak radykalnie zwolnić i samochody hamują ze 140-150 do 80 km/h. Później nagle mamy 110 przez pół kilometra, potem 100, potem 130 – następnie brak ograniczenia – i cyk, znowu 80. Dlaczego? Nie wiadomo, nic szczególnego na danym odcinku się nie dzieje. Pewnie były jakieś roboty drogowe albo wyboje, a znaki zostały, bo po co je zdejmować? W każdym razie jeśli ktoś marzy o długich odcinkach, gdzie może rozwinąć prędkość maksymalną swojego pojazdu, to przynajmniej na trasach wschód-zachód zbyt wielu ich nie uświadczy.
Wyboje? Poproszę wszystkie
Stare, betonowe autostrady w Niemczech są momentami potwornie wyboiste. Kilka razy obawiałem się, że coś zgubimy, na przykład koło – a do hurgotu „bubum, bubum, bubum” przyzwyczaiłem się po ok. pół godzinie jazdy. Trudno jednak przyzwyczaić się do poprzecznych wyrw wcinających się w nawierzchnię, które trzeba omijać, wjeżdżając na lewy pas. Póki jest pusty, to dobrze, ale gdy pędzi po nim rozpędzona do 200 km/h Skoda (częściej jest to Skoda niż BMW), to już trudniej. Nie dziwię się, że niemieccy kierowcy kupują SUV-y, ja po wycieczce przez Niemcy zacząłem szukać Land Cruiserów na OLX. Gdyby taka sytuacja zdarzyła mi się raz, to bym uznał, że to wypadek przy niemieckiej pracy, ale wyboje ciągnęły się kilometrami.
Oznakowanie? Złośliwie wrzuca cię do Umweltzone
Pokażę Wam na mapie największą strefę czystego transportu w Niemczech. Zgodnie z prawem autostrady nie należą do strefy, nawet jeśli ją przecinają, bo nie są w zarządzie miast. Jest nawet informacja na autostradzie ze strzałką pokazującą, że jeśli zjedziesz z autobahnu, to wjedziesz do umweltzone, ale sam autobahn jest z niej wyłączony.
Nie przeszkodziło to Niemcom przygotować pułapki na frajerów, którzy w to zapewnienie uwierzyli. Autostrada numer 40 przechodząca przez Dortmund w pewnym momencie zmienia numer na 44, ale między tymi autostradami jest fragment prowadzący przez miasto i strefę środowiskową. Nie możesz go w żaden sposób uniknąć, autostrada wrzuca cię do miasta i w razie kontroli jesteś przegrany. Oczywiście, że przejechałem ten odcinek już trzy razy bez nalepki środowiskowej i nic się nie stało, ale pewnego dnia się stanie. Oznakowanie jest skandaliczne i złośliwe.
Stacje benzynowe? Przeginają już po całości
Cena paliwa na niemieckiej wsi to 1,76 euro za litr. Ile kosztuje ten sam litr przy autobahnie? 2,34 euro, czyli równe 10 zł. To różnica prawie 2,5 złotego na litrze. Nie wiesz tego i kończy ci się paliwo? No cóż, masz za swoje, golenie frajerów postępuje. Pominę już 1,5 euro za toaletę nawet jeśli kupiło się paliwo, bo to i tak wszyscy wiedzą. Natomiast może nie każdy wie, że...
Kontrola graniczna na wjeździe do Niemiec wbije cię w wielokilometrowy korek
Możesz mieć szczęście, jak my, albo pecha, jak ludzie, których mijaliśmy w drodze powrotnej. Niemcy nic sobie nie robią ze strefy Schengen i o ile z Holandii do Niemiec wjedziesz bez zatrzymania, o tyle z Polski do Niemiec to już inna sytuacja. Wiadomo, że Polska to właściwie nie Unia. Urządzili więc przejście graniczne w Jędrzychowicach w namiocie. Stoi sobie namiot, w nim jest pełno niemieckiej straży granicznej i poddają oni wjeżdżających kontroli paszportowej. Do tej pory było to wyrywkowe, teraz już jest dla wszystkich. Stąd już w sobotę korek miał 10 kilometrów długości. A i wczoraj nie był mniejszy. Obecnie ma ok. 2 kilometry.
No cóż, przynajmniej w Niemczech można zjeść dobrego dönera. Ale te wymarzone 300 km/h prędzej osiągniesz w Polsce, gdzie nikt nie pilnuje limitu prędkości na autostradach – i jest trochę mniej wyrw w asfalcie.