REKLAMA
  1. Autoblog
  2. Wiadomości

Koniec "najtańszego paliwa w Europie". Na Węgrzech nie wytrzymali

Gigantyczne kolejki, braki paliwa i coraz większe ograniczenia - tak kończy się dumne ogłaszanie światu, że Węgry mają "najtańsze paliwo w Europie". Dokładniej - kończy się tym, że rząd w środku nocy zniósł wszelkie limity cenowe i tamtejsi kierowcy rozpoczęli ten dzień od sporego zaskoczenia. 

07.12.2022
14:47
Koniec „najtańszego paliwa w Europie”. Na Węgrzech nie wytrzymali
REKLAMA
REKLAMA

Skąd wzięło się w ogóle tanie paliwo na Węgrzech? Biznesowo i geograficznie oczywiście wiadomo, ale nie było też tak, że Węgrzy znaleźli jakiś magiczny sposób na obniżenie cen. Po prostu mniej więcej rok temu wprowadzono sztywnie ustaloną maksymalną cenę paliwa - za litr benzyny bezołowiowej 95 na stacjach można było zapłacić najwyżej 480 forintów, czyli - według dzisiejszego kursu - mniej więcej 5,5 zł.

Kierowcy w Polsce od dawna mogą tylko pomarzyć o takich stawkach. I nic dziwnego, że pewnie wielu z nich chętnie widziałoby podobne rozwiązania w naszym kraju.

Niestety "najtańsze paliwo w Europie" skończyło się dość gwałtownie.

Cały program zamrożenia cen sypał się zresztą już od jakiegoś czasu. Najpierw wprowadzono kontrowersyjne przepisy, zgodnie z którymi tanie paliwo mogli tankować wyłącznie ci, którzy poruszali się samochodami z węgierskimi tablicami rejestracyjnymi. Potem wprowadzano kolejne ograniczenia, a dodatkowo - jak podaje AP - seria ostatnich doniesień o potencjalnych problemach z zapatrzeniem stacji doprowadziła do paniki i ustawiania się na stacjach potężnych kolejek. Co z kolei faktycznie doprowadziło do tego, że w wielu miejscach paliwa zabrakło.

Mowa oczywiście o tych stacjach, które były w stanie przetrwać przy ustalonych przez rząd limitach cenowych - dla części z nich decyzja o limitach okazała się wyrokiem. Te, które przetrwały, miały natomiast problemy z utrzymywaniem zapasów na odpowiednim poziomie i limitowały "tanie paliwo" np. do całych... 2 litrów.

brak paliwa na stacjach

Na to wszystko nałożyło się jeszcze drastyczne zwiększenie zapotrzebowania na paliwo, lokalne problemy rafineryjne i faktyczne problemy z dostawą ropy naftowej. Jak podaje Bankier.pl, zapotrzebowanie na benzynę w poprzednim tygodniu było dwukrotnie większe niż rok wcześniej. Zgodnie z danymi AP, zapotrzebowanie na paliwa ogółem wzrosło o 25 proc. w skali roku.

Nic więc dziwnego, że nie udało się utrzymać narodowej ceny paliwa do końca obiecywanego terminu, czyli ostatniego dnia grudnia tego roku, a teraz dodatkowo konieczne będzie rozwiązywanie problemu braku dostępności paliwa na stacjach.

REKLAMA

Od teraz więc kierowcy z Węgier tankujący na Węgrzech muszą się więc pogodzić z normalną ceną za paliwa, czyli okolicami 7,3 zł za najtańsze paliwo. Dłużej, według przedstawicieli rządu, nie dałoby się już tej promocji utrzymywać.

Może i dobrze, że nikt w Polsce nie wpadł na aż tak ekstremalny pomysł regulowania cen paliw. Chociaż z drugiej strony - nas pewnie też czeka szok na stacjach, kiedy wraz z końcem grudnia opuszczona zostanie "tarcza", która obecnie sprawia, że za paliwo płacimy trochę mniej, niż teoretycznie byśmy mogli.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA