Nie lubię seryjnych Mercedesów R107. Przeróbka na kombi albo swap z Supry dobrze im robią
Widok Mercedesa R107 zazwyczaj sprawia, że chwilę później znajduję siwy włos, a na twarzy pojawia mi się jedna nowa zmarszczka. Chyba że jest popsuty, czyli ma silnik 2JZ albo jest 2-drzwiowym kombi.
Mam pełną świadomość, że R107 należy do aut prawie świętych, za których obrażanie można zostać wpisanym na czarną listę u bardzo wielu osób. Niestety, nic nie poradzę, że kompletnie nie podoba mi się jego linia. Wydaje się jakaś taka nieproporcjonalna, jakby ktoś wziął sedana i wyciął spory kawałek ze środka. Niby trochę roadster, ale o wiele za ciężki jak na to miano.
Nie lubię też jego ogólnego charakteru. Nie jest powolny, nie prowadzi się źle, ale jedyne z czym się kojarzy, to ekskluzywni starsi panowie. Może jak będę miał 60 lat zrozumiem dlaczego model R107 ma ogromne rzesze fanów. Na razie kompletnie brakuje mi w nim pazura i nie pomaga nawet oglądanie filmów z Rajdu Południowej Ameryki. Nie próbuję powiedzieć, że to złe auto. Po prostu jest jakieś takie do bólu poprawne i spokojne.
Irytuje mnie też zjawisko VIN-Polizei, dotyczące W107 i C107, podobnie jak innych starszych Mercedesów. To grupki fanów marki chodzące po zlotach i szukające nieoryginalnych elementów. Jak masz cybant niezgodny z numerem nadwozia, to już kręcą nosem. Jeśli zmieniłeś felgi, to prawie dzwonią na 997. Dlatego bardzo lubię widzieć dziwacznie przerobione R107. Na przekór VIN-Polizei.
450 SLC z 2JZ pod maską.
Pierwszy przykład niekoszernej modyfikacji to wymiana ospałego oryginalnego V8 ze Stuttgartu na legendarny 2JZ. 3-litrowa rzędowa szóstka znana głównie z Toyoty Supry doładowana turbiną TD06 generuje zdrowe 450 KM, czyli dwa razy więcej niż nudna oryginalna jednostka 4.5. Za sterowanie silnikiem odpowiada ECU MoTeC M600, a skrzynia została zmieniona na 4-biegowy automat z Lexusa GS (dokładniej jego wersji na Japonię, znanej jako Toyota Aristo).
Zwiększając moc nie zapomniano o lepszych hamulcach. Z przodu zamontowano komplet z Ferrari F50, z tyłu z F430. Środek pozostał praktycznie fabryczny, a z zewnątrz zamontowano jedynie 17-calowe felgi marki HSW, które nieco małpują znane AMG Penta. Pominę to, że nie lubię tego wzoru, ale te obręcze są zwyczajnie za duże jak na ten samochód.
Szkoda, że właściciel zmieniając mechanikę nie postanowił dokonać znacznych modyfikacji stylistycznych. Wtedy jego samochód nie tylko przestał by jeździć jak nudne C107, ale też mógłby wyglądać jak auto dla kogoś przed 60-tką. Elementy sygnowane przez AMG to za mało. Ależ bym tu widział przesadzony styl bosozoku. Ewentualnie jakieś porządne wide-body.
450 SL kombi.
Kolejna rewelacyjnie dziwna modyfikacja modelu R107 to 450 SL przerobione na 2-drzwiowe kombi. Ktoś poświęcił 2,5 roku by stworzyć coś tak wspaniale bezsensownego. Nie jest to pojazd wykonany na zamówienie przez renomowaną firmę karoseryjną. Poprzedni właściciel zrobił go sobie w garażu. Trzeba przyznać, że wyszło zaskakująco estetycznie. Co prawda trochę przypomina mi AMC Gremlina, ale da się patrzeć na tego Mercedesa i nie dostać zawrotów głowy. Mimo wszystko poprzedni właściciel nie był amatorem, tylko blacharzem z wieloletnim doświadczeniem.
Poza przeróbką karoserii ów pan przywiązał też pewną wagę do wnętrza. Zamontował regulowane elektrycznie fotele z Lexusa ES 300, wykonał również podsufitkę pokrytą perforowanym winylem. Tylna część auta to przestrzeń typowo użytkowa, z elementami metalowymi pomalowanymi matowym czarnym lakierem. Bak został przeniesiony do wnęki na koło zapasowe by uzyskać płaską podłogę bagażnika.
Całość została podkreślona komicznie wielkimi 18-calowymi kołami i obowiązkowym zmodyfikowanym wydechem. Paskuda, ale przynajmniej nie nudna. Liczy się to, że funkcjonariusze VIN-Polizei dostaną zawału. Jak jeszcze zobaczą w Stanach Zjednoczonych auto z detalami z wersji europejskiej, to nawet RKO im nie pomoże. Zresztą, ktoś docenił ten kawał dobrej, nikomu niepotrzebnej roboty i kupił tego Mercedesa za 30 tys. dolarów.
Tnijcie, spawajcie, swapujcie.
Może i nie wykazałem nadmiernego entuzjazmu opisując dwa powyższe R107, ale gwarantuję wam, że przy seryjnym po prostu zasypiam. Otaczający go kult i opisywanie go jako świetnego samochodu nie jest może tak silny i karykaturalny jak w przypadku W123 i W124, ale przyda się trochę łamania konwencji. Ile można słuchać, że klasycznego Mercedesa nie wypada przerabiać.
Tak więc tnijcie, swapujcie, róbcie co tylko chcecie by pokazać, że marka ze Stuttgartu nie jest żadną świętością, a VIN to rzecz nabita. Warto pozostawiać w oryginale tylko niezwykłe egzemplarze, pozostałe masowo produkowane merce są tak popularne, że nie żal kilku leciutko skundlić.