Oto dowód, że mandaty zależne od dochodów nie działają. Pół miliona zł wystarczy?
Mandaty zależne od dochodów nas zbawią. Tak na pewno myśli wiele osób. No to nie słyszeli o tym fińskim kierowcy, który dostał mandat w wysokości 121 tysięcy euro.

Różne rzeczy można powiedzieć o naszych mandatach za wykroczenia na drodze, ale nie to, że są niskie. Mimo to zdaniem wielu osób kwoty są wciąż za małe. Podnoszą, że 500 zł dla jednej osoby to prawdziwy majątek, a dla drugiej wydać 500 zł, to jak spełnić obietnicę wyborczą. Niesprawiedliwość tu widzą. Punkty karne koszą równo wszystkich. Biedny i bogaty, tak samo przekroczą dopuszczalny limit, punktów, gdy tak samo przewinią. Lecz na pieniądze nie wyjdzie tak samo, bogatszy odczuje karę słabiej niż biedniejszy. Dlatego w mandatach, których wysokość jest zależna od dochodów kierowcy, wiele osób widzi system społecznie sprawiedliwy i taki, który ma szansę wszystkich po równo karać i czegoś nauczyć.
W Polsce takich atrakcji nie mamy i raczej mieć nie będziemy. Takiego podejścia posmakują tylko nieliczni, gdy wejdą już w życie przepisy o konfiskacie pojazdów za jazdę po alkoholu. Niestety będzie łatwo je oszukać, jeżdżąc tanim samochodem. Przykład z Finlandii pokazuje, że nawet różnicowanie kwot mandatów ma wady.
Mandat w wysokości 121 tysięcy euro
Finlandia ma system, w którym wysokość mandatu zależy od dochodów kierowcy. Dlatego fiński kierowca, który przekroczył dozwoloną prędkość o 32 km/h dostał słony rachunek za swe występki. Jako że jest znanym przedsiębiorcą, a wręcz biznesmenem, ma całkiem wysokie dochody. Obroty jego biznesu liczy się w setkach milionów dolarów, to i jemu coś skapnęło. Zeznanie podatkowe musiało być opasłe, bo naliczono mu mandat w wysokości 121 tys. euro. Po przeliczeniu na złotówki daje to ponad pół miliona złotych. Ten kierowca — Anders Wiklof, wyraził nadzieję, że jego pieniądze wesprą system opieki zdrowotnej.
W pakiecie z karą finansową zatrzymano mu również prawo jazdy, na całe 10 dni. Czy mi się tylko wydaje, czy istnieje pewien rozdźwięk między gigantyczną kwotą mandatu a niewielką liczbą dni? Nie wiem, czy to zatrzymanie prawa jazdy nie dotknie go bardziej niż 121 tys. kary. A sądzę tak dlatego, że poprzednie gigantyczne kwoty niczego go nie nauczyły.
Notoryczny wysokomandacista
To nie jest pierwszy mandat Andersa Wiklofa, bo nie pierwszy rok jest milionerem i nie pierwszy rok jeździ za szybko. W 2013 roku otrzymał mandat w wysokości 95 tys. euro, co również nie jest kwotą niską. Tak bardzo się przejął, że następny raz dał się złapać w 2018 roku i przyjął mandat na 68 tys. euro, a przynajmniej w tych latach o jego wysokich mandatach pisała prasa.
121 tys. euro wydaje się tylko naturalną konsekwencją rozwoju jego biznesu. Wiklof nie zwolnił, to jego zeznanie podatkowe przyspieszyło. Tak wysoka kara przyniosła skutek wyłącznie dla skarbu państwa. Możemy zatem przejść do kolejnej bajki o wysokościach mandatów, które powstrzymają zbyt szybko jeżdżących kierowców i będą zależne od ich dochodów. Tym razem należy zaproponować mandaty progresywne, których wysokość będzie zależna od stosowanego progu podatkowego w zeznaniu rocznym. Im więcej zarabiasz, tym większy procent dochodu ci zabiorą, gdy pojedziesz za szybko. W końcu głównie o to chodzi, żeby pieniądze zmieniły właściciela.