REKLAMA

Lincoln Continental Mark V z niemieckim V12, czyli krążownik marzeń

Niedawno pisaliśmy o angielskim klasyku, który dostał nowe serce z Japonii. Dziś przeczytacie o takiej samej operacji, ale wykonanej na amerykańskim krążowniku, w którym ślamazarne V8 musiało ustąpić jednemu z najlepszych niemieckich silników.

lincoln continental mark v v12
REKLAMA
REKLAMA

Jak importować samochód ze Stanów, to najlepiej jakiś model z epoki, w której po tamtejszych autostradach jeździły ogromne, kanciaste krążowniki. Lincoln Continental z 1977 r. jest idealnym przykładem takiego samochodu, który ma przynajmniej jednego ogromnego miłośnika w Wielkiej Brytanii. Shabir Uddin, właściciel BU Motors sprowadził sobie takiego Lincolna ze stanu Teksas.

Nie dość, że Lincoln pochodził ze słonecznego stanu, w którym samochody nie mają skłonności do rdzewienia, to Uddinowi udało się jeszcze znaleźć egzemplarz z bardzo niskim przebiegiem. Poprzedni właściciel (albo właściciele) przejechali nim przez 41 lat zaledwie 43 tys. kilometrów.

Silnik okazał się jednak za słaby.

Pod maską Lincolna siedział silnik produkcji Forda o oznaczeniu 385, czyli ogromne V8 o pojemności 460 cali sześciennych albo po europejsku mówiąc, 7,5 l. Brzmi super, prawda? Pan Uddin stwierdził jednak, że V8 to za mało i postanowił zastąpić go czymś jeszcze fajniejszym. Tak właśnie na Wyspach Brytyjskich powstał Lincoln Continental Mark V napędzany 6-litrowym silnikiem V12, o oznaczeniu M 120, wyjętym z Mercedesa W140. Bez żadnych przeróbek, moc tej jednostki wynosi 394 KM, czyli o jakieś 170-175 KM więcej, niż V8 Forda.

Ciekawe, jak jeździ się tak dużym i bujającym samochodem z taką mocą. Zapewne bardzo fajnie. Mam przynajmniej taką nadzieję, bo cała przeróbka zajęła 8 miesięcy i została wykonana naprawdę z głową. Oprócz silnika, z Lincolna wyleciał przestarzały 3-biegowy automat, zastąpiony 4-stopniową, również automatyczną skrzynią z Mercedesa. Z oryginalnego napędu w Lincolnie został tylko tylny dyferencjał z przełożeniem 2,75.

Na swapie się nie skończyło.

Mark V dostał też nowy, czerwony lakier, zdobiony ręcznie malowymi paskami (tzw. pinstripes albo szparunki). Zmieniono też kolor dachu na biały. Czerwone samochody z białym dachem to jedna z najpiękniejszych rzeczy na świecie i od 16 lat obiecuję sobie, że kiedyś sprawię sobie takiego.

Wracając jednak do Lincolna i jego renowacji: tapicerka była w tak dobrym stanie, że wymagała tylko gruntownego czyszczenia. Tak samo jak chromy. Purystom na pewno nie spodoba się figurka Spirit of Ecstasy, która zastąpiła oryginalny celownik Lincolna z przodu. Ale to brytyjski projekt, więc pasuje.

REKLAMA

Skończony (na tę chwilę) Lincoln prezentuje się przewspaniale i zapewne jest jednym z najwygodniejszych samochodów na Wyspach. Mógłbym pojechać nim gdzieś daleko na wakacje. Oczywiście autostradą. I z magiczną kartą paliwową, żeby nie wydać wszystkich pieniędzy na dojazd. Ciekawe jakie plany względem swojej nowej zabawki ma Shabir Uddin.

Jego Lincoln Mark V zapewne będzie miał spokojny żywot i przez większość czasu będzie robił za wizytówkę BU Motors, stojąc zaparkowany na jakimś ładnie wyeksponowanym miejscu. Albo zostanie sprzedany. Samochód takich rozmiarów, z kierownicą umieszczoną po lewej stronie zapewne będzie sprawiał trochę problemów na angielskich drogach. Jazda nim wśród tych wszystkich Fiest i Cors przypomina pewnie manewrowanie tankowcem w marinie pośród żaglówek.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA