REKLAMA

To dobra lub zła wiadomość. Rekordowo mała liczba śmiertelnych wypadków w Warszawie w 2023 r.

Tylko 27 osób, w tym dziewięcioro pieszych zginęło w Warszawie w roku 2023. To najmniej od ponad 40 lat, w dodatku przy stałym trendzie spadkowym. Jest bezpiecznie. To dobrze, i źle.

To dobra lub zła wiadomość. Rekordowo mała liczba śmiertelnych wypadków w Warszawie w 2023 r.
REKLAMA
REKLAMA

Jeśli powiem Wam po prostu, że zginęło 27 osób przez rok i tyle, to nic to nikomu nie powie. Trzeba te dane przedstawić w pewnym kontekście. Zatem po pierwsze: liczba zabitych w Warszawie spadła przez 30 lat o ponad 90 procent. W roku 1991 na warszawskich ulicach było tylko 51 dni bez ofiary śmiertelnej, a łącznie zginęło 314 osób. Później zaczął się długotrwały trend spadkowy, przerywany krótkimi skokami z lat 1999 i 2011. Od 2011 jedziemy już tylko w dół, choć okres pandemiczny spowodował niewielki wzrost. Proszę, oto wykres.

Ale ten kontekst może być dalej za słaby, bo co z tego że w Warszawie spada?

Być może na tle innych stolic europejskich nadal wypadamy tragicznie? Otóż również nie, ponieważ mam także do porównania dane z Berlina za ten sam okres, czyli rok 2023. W Berlinie w zeszłym roku zginęły 34 osoby, w tym jedenastu pieszych. Co ciekawe, wśród 34 ofiar, 24 to mężczyźni. Wyniki są więc podobne jak w Warszawie, z uwzględnieniem tego, że Berlin jest jednak większym miastem. Niestety nie znalazłem wyników z zeszłego roku dla czeskiej Pragi, ale w 2019 r. zginęło tam 25 osób – liczba podobna co w zeszłym roku w Warszawie. Znacznie lepiej jest w Wiedniu, bo chociaż danych dla samego Wiednia nie mam, to w całej Austrii w 2023 r. zginęło tylko 49 pieszych. Danych nie podaje Amsterdam.

No więc jest dobrze, bo jest bezpieczniej

Jest naprawdę bezpieczniej, widzę to mieszkając w Warszawie od ponad 40 lat. Jeszcze za czasów studenckich przechodzenie przez jezdnię wiązało się po prostu z uciekaniem przed samochodami, które pędziły jak oszalałe, nie zważając na nikogo. Pamiętam to doskonale i widzę jak jest teraz, kiedy kierowcy naprawdę uważają. Jest na tyle bezpiecznie, że moje dzieci już od paru lat idą same do szkoły (oszalałbym, musząc wozić je samochodem). Ciekawie się też robi, jak zacznie się analizować te 9 przypadków śmiertelnych wśród pieszych: dwóch weszło na czerwonym świetle na pewną śmierć, jeden został wepchnięty pod tramwaj. Grupa ofiar wśród pieszych i kierowców osiągnęła już prawie taką samą liczebność (9 i 8), podczas gdy np. w roku 2017 zginęło 34 pieszych i tylko 4 kierowców.

To teraz nie wiadomo, co robić dalej

Wizja zero to piękna idea, ale mało realna do urzeczywistnienia, bo wypadki zawsze będą się zdarzać. Czy warto jeszcze mocniej dusić Warszawę ograniczeniami ruchu, czy można uznać, że jest OK i zatrzymać się na tym poziomie, żeby nie psuć tego, co jest akceptowalnie złe? Oczywiście władze Warszawy wybiorą pierwszy wariant, pytanie czy to cokolwiek zmieni. Gdyby na przykład dziś wprowadzić strefę Tempo 30 w całym mieście, czy od tego spadnie liczba wypadków? Przy tak małej grupie jak 9 osób rocznie może zdarzyć się, że w danym roku trzy osoby wpadną pod tramwaj (w 2022 r. były cztery takie wypadki) i już mamy brak sukcesów w walce o wizję zero.

Najgorsze jest jednak to, że aktyw musiał po cichu zmienić narrację. Wprawdzie co i raz czytam o potwornych, zabójczych, nielegalnych wyścigach które gdzieś tam się podobno w Warszawie odbywają, ale jakoś zniknęły tytuły typu „Polskie zebry toną we krwi”. Oczywiście nadal można drążyć i jątrzyć ten problem, tyle że już bez danych źródłowych, bo wtedy wyszłoby na jaw, że jest lepiej niż sądzimy.

REKLAMA

Co będzie dalej?

W niemal wszystkich krajach Europy Zachodniej mamy podobną sytuację: liczba wypadków ustabilizowała się na stałym, niskim poziomie. W Warszawie również tak będzie, tzn. dojdziemy do pewnej wyrównanej wartości, którą już nie bardzo da się obniżyć, chyba że przez wprowadzenie strefy Tempo 10 i zakazu jazdy samochodem. Nie mogę się doczekać efektów ogólnego ograniczenia 30 km/h w Amsterdamie – zapewne nie zostaną one nigdy podane do publicznej wiadomości, bo niechcący ktoś mógłby zauważyć, że to nic nie dało. Na koniec przypomnę tylko, że w roku 1957 w całej Warszawie, mimo liczby samochodów wynoszącej 20 tys. (dziś ponad milion), zginęło 114 osób. To taka dana, która godzi zarówno tych, którzy sądzą że „kiedyś było lepiej”, jak też i tych uważających, że mniej aut to mniej wypadków.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA