Trawniki drżą ze strachu, a deweloperzy z ekscytacji. Nowe prawo przyjęte. Nie będziesz miał gdzie zaparkować
Sejm przyjął poprawkę Senatu wykreślającą obowiązkową, minimalną liczbę miejsc parkingowych w nowych inwestycjach. Co to oznacza dla miast, samorządów i… chodników?

„Lex deweloper”. Tak potocznie określa się specustawę mieszkaniową, której zadaniem było uproszenie tzw. procesu inwestycyjnego - czyli sprawić, by można było łatwiej zbudować bloki mieszkalne zwłaszcza na byłych terenach przemysłowych czy wojskowych. W jej ramach wprowadzono ustawowo obowiązujący współczynnik parkingowy. To minimum 1,5 miejsca postojowego na jedno mieszkanie, a w zabudowie śródmiejskiej – 1 miejsce.
Deweloperzy nie byli zadowoleni
Nieszczególnie lubią ograniczenia i przepisy i całkiem możliwe, że najlepiej byłoby dla nich, gdyby dało się budować mieszkania o powierzchni dwóch metrów kwadratowych na środku wysypiska śmieci. „Nie zabraniajmy klientom kupować tego, co chcą” - tak z pewnością argumentowaliby ewentualne plany na zablokowanie takiego pomysłu.
Na wymóg budowy miejsc parkingowych też narzekali i wskazywali, że powoduje to „paraliż inwestycyjny”. Wskazywali na to także niektórzy samorządowcy, argumentując, że centralnie ustalany wymóg bywa nieadekwatny do lokalnych warunków.
Teraz ten przepis został wykreślony
Zgodnie z najnowszymi zmianami, Senat RP 17 lipca wykreślił przepisy o minimalnych normach parkingowych, a Sejm przyjął tę poprawkę. To oznacza likwidację sztywnych wskaźników dla osiedli budowanych na mocy „lex deweloper”.
Czy mamy szykować się na inwazję aut na trawnikach?
Gdybyśmy mieszkali w utopijnej krainie, w której jest zawsze wiosna, ludzie są dla siebie mili, a torebki papierowe na zakupy nigdy się nie zrywają, sprawa byłaby jasna. Mieszkańcy takich bloków - pozbawionych parkingu lub z bardzo małą liczbą miejsc - grzecznie ustawialiby się na przystankach albo wsiadali na rowery.
Niestety, w rzeczywistości nie trzeba raczej nikomu tłumaczyć, czym to grozi. Trawniki, chodniki i drogi rowerowe w rejonie inwestycji muszą już szykować na najazd. Wiadomo, że takie parkowanie jest nielegalne, a brak miejsc postojowych w okolicy nie tłumaczy zostawiania auta w sposób, który utrudnia innym życie. Ale nie trzeba być jasnowidzem, by zorientować się, że tak po prostu będzie. Można temu zapobiec (choć nie całkowicie), tworząc miejsca. Ich brak oznacza festiwal fatalnego parkowania w rejonie. Jedni kierowcy dostaną mandaty, na ich miejsce przyjadą kolejni - i tak w kółko.
Czy teraz żaden blok nie będzie miał miejsc parkingowych?
Nie do końca. W pewien sposób uspokajające może być to, że Senat i Sejm nie zlikwidowały wymogu minimalnej liczby miejsc parkingowych, a jedynie zrezygnowały z ustalania tego na poziomie centralnym.
To oznacza, że to gminy lub rady gmin będą określać liczbę miejsc postojowych przy nowych inwestycjach. W teorii pozwoli to na lepsze dopasowanie przepisów do uwarunkowań w konkretnym miejscu i powstanie więcej mieszkań (których wciąż potrzebujemy). Ale i tak szykujcie trawniki na najazd. I sprawdzajcie, czy do mieszkania, które chcecie kupić, w ogóle da się dokupić miejsce.