Tłumaczę, jak ruszyć Lamborghini Huracanem Evo. Teraz możecie już odwieźć bogatego wujka z imprezy
Śnicie noce i dnie, że w waszym garażu stanie kiedyś Lamborghini Huracan Evo? Lepiej przeczytajcie, jak uniknąć blamażu, gdy marzenie zaskakująco szybko się spełni, a autem trzeba będzie pojechać i nie złamać przepisów.
Zawsze byłem pod wielkim wrażeniem tego, z jaką łatwością filmowi bohaterowie opanowują obsługę samochodów, do których wsiadają. Trwa pościg, a główny charakter po brawurowym skoku z trzeciego piętra wsiada do stojącego na parkingu Astona Martina DB5. Cyk, myk, od razu odpala silnik (choć przecież nie ma kluczyków), a potem idealnie radzi sobie z szybką obsługą skrzyni biegów i zaczyna gnać. Gdy Aston dokona już żywota, bohater wsiądzie do napotkanego Fiata Pandy pierwszej generacji. Ruszy bez palenia sprzęgła i wykrzesa z niego siódme poty.
Czasami lubiłem o sobie myśleć, że też bym tak umiał
Nie potrafię co prawda odpalać wozów, do których właściciel nie wręczył mi kluczy, ale jeździłem już w życiu paroma różnymi modelami (myślę, że jest ich grubo ponad tysiąc). Zwykle jakoś sobie poradziłem. Czasami coś mi zgasło, czasem nie wiedziałem, gdzie jest wsteczny, ale w gruncie rzeczy po chwili poruszałem się do przodu, a właściciel – o ile siedział obok – nie zyskiwał w ekspresowym tempie siwizny.
Tym razem w moje ręce trafiło Lamborghini Huracan Evo
„Pokazać panu, jak się go obsługuje?” – zapytał przemiły sprzedawca z warszawskiego salonu, który wydawał mi kluczyki. Przez chwilę chciałem powiedzieć, że nie, przecież sobie poradzę. Nie jechałem nigdy Lamborghini, ale to nowy wóz, co może być w nim dziwnego? Testowałem McLareny, a kolega kiedyś przewiózł mnie nawet Passatem B5 TDI. Przepraszam, to nie było śmieszne.
Najbardziej interesowała mnie kwestia tego, jak włącza się funkcję podnoszenia przodu. Bez niej jazda Lamborghini po mieście nie ma sensu. Poprosiłem więc o mały pokaz. Szybko zrozumiałem, że potrzebuję też wyjaśnienia, jak działają inne funkcje - i to dość kluczowe. Akurat podnoszenie przodu włącza się prosto, zwykłym przyciskiem. I doskonale, że działa aż do 75 km/h.
Ale nawet ruszanie nie jest takie oczywiste
Na konsoli środkowej są przełączniki od skrzyni biegów, zgodnie z tym, czego można się spodziewać. Aby wrzucić wsteczny, trzeba podnieść efektowny przełącznik. „P” ma osobny przycisk, tak samo jak „M”, czyli tryb manualny. Ale gdzie jest „D”? Co zrobić, by pojechać do przodu?
Wystarczy popchnąć prawą łopatkę za kierownicą. Proste i wygodne. Ale trzeba o tym wiedzieć. Kto nie wie, będzie siedział i drapał się w głowę… a złoczyńcy prowadzący pościg zrobią się coraz więksi w lusterku. Choć i tak niewiele przez nie widać. Poza tym, po zmianie trybów jazdy wóz może wejść w tryb manualny. Nie wyjdzie z niego sam i za żadne skarby świata nie wrzuci wyższego biegu, nawet gdy V10 będzie śpiewać wniebogłosy. Trzeba zmieniać biegi łopatkami (co jest bardzo przyjemne), albo wcisnąć wspomniane „M” na konsoli.
Lamborghini Huracan Evo ma też interesująco rozwiązaną obsługę kierunkowskazów
Niektórzy właściciele tego typu aut pewnie nie zaprzątają sobie głowy tym, jak zasygnalizować skręt, ale ja chciałem być grzeczny. Lamborghini Huracan Evo nie ma jednak manetek za kierownicą. Jak włącza się kierunkowskaz? Czyżbym musiał wystawiać ręce przez okno?
„Jak w motocyklu” – powiedział red. Prowadzący, gdy wieczorem wsiadł za kierownicę. Ja tego nie wiedziałem, bo z motocyklami miałem w życiu tyle wspólnego, co z uprawianiem jogi. O co chodzi? Za obsługę migaczy odpowiada wystający przełącznik na kierownicy, po lewej stronie. Aby zasygnalizować skręt w prawo, trzeba popchnąć go w tę właśnie stronę. Analogicznie przy skręcie w lewo. Uwaga – aby wyłączyć kierunkowskazy (gdy same nie zgasną po wyprostowaniu kierownicy) nie można klikać w drugą stronę, bo wtedy z migacza w lewo zrobi się taki w prawo, a kierowcy z tyłu się zdziwią. Trzeba kliknąć przycisk od góry. Przez chwilę trudne, po chwili już łatwe, choć kilka razy wydawało mi się, że kliknąłem wszystko, jak trzeba, a wóz jednak nie zareagował.
Tuż nad tym przyciskiem umieszczono też włącznik świateł drogowych. Nigdy nie widziałem wygodniejszego rozwiązania do szybkiej obsługi tej funkcji. Oczywiście chodzi o sytuacje, w których na lewym pasie autostrady chwilowo pogarsza się widoczność… a potem znowu i znowu. Właściciele szybkich aut dobrze je znają.
Teraz już wiecie, jak obsłużyć Lamborghini
Możecie je kupić za wygraną na loterii, dostać w spadku po wujku z Nigerii albo odwieźć z imprezy sąsiada-milionera i wyjść na obytego w świecie. Aha, jeszcze jedno. Wszystko, co napisałem może sugerować, że Lamborghini jest trudne w obsłudze i dziwaczne. Nic z tych rzeczy, tak naprawdę Huracan doskonale nadaje się na co dzień. Ale o tym napiszę już w pełnym teście.
Fot. Chris Girard