Czy można ignorować przepisy, jeśli infrastruktura jest zła? Rowerzyści: oczywiście!
Jazda po jezdni wzdłuż drogi dla rowerów jest dozwolona – zdaniem znanego warszawskiego rowerzysty – jeśli na tę drogę dla rowerów nie było asfaltowego wjazdu. To nie całkiem tak.
Być może czasem śledzicie fanpage RoweroWAWA, którego autor pokazuje problemy, z jakimi mierzą się rowerzyści w Warszawie. Nie mówię, że po Warszawie jeździ się na rowerze idealnie. Niektóre miejsca są skandalicznie zaprojektowane. Pojawia się jednak pytanie, czy w związku z tym że miejsce zaprojektowano fatalnie, rowerzysta może ignorować przepisy. Obejrzyjcie film.
Chodzi o to, że rowerzysta nie ma wjazdu na drogę rowerową, więc jedzie jezdnią
Zacytuję opis, który autor dodał do filmu:
Pan kierowca autobusu linii 145 nie dość, że mało mnie nie wprasował w krawężnik, to jeszcze był łaskaw mieć jakieś pretensje - prawdopodobnie o to, że nie jadę drogą dla rowerów, na którą nie ma jak wjechać. To akurat dla wielu kierowców nie ma znaczenia: gdy w tym samym momencie widzą przed swoimi pojazdami rowerzystę, a gdzieś w polu widzenia jest jakaś droga dla rowerów to znaczy, że ten rowerzysta ma absolutny obowiązek tam właśnie się znaleźć. Dlaczego? Bo tak. Jak? Nieważne, to nie ma znaczenia.
To ironia, ale zarazem jest to sto procent prawdy.
Zastosowanie ma przepis art. 33 ust. 1 ustawy Prawo o ruchu drogowym.
Kierujący rowerem lub hulajnogą elektryczną jest obowiązany korzystać z drogi dla rowerów, drogi dla pieszych i rowerów lub pasa ruchu dla rowerów, jeżeli są one wyznaczone dla kierunku, w którym się porusza lub zamierza skręcić.
„Bo tak”, pisze autor, a ja dopowiem: bo tak stanowi prawo. W momencie kiedy droga dla rowerów pojawia się wzdłuż jezdni po której jedziemy, mamy obowiązek się na niej znaleźć (chyba że jedziemy samochodem, to wtedy nie). Ustawodawca nakłada na nas jako rowerzystów obowiązek konkretnego zachowania się, ale nie precyzuje jak mamy to zrobić i nie przewiduje wyjątków że „jeżeli nie ma asfaltowego wjazdu na drogę dla rowerów, to przepisu nie stosuje się”. Jaki więc jest prawidłowy sposób przejechania rowerem w tym miejscu? Być może taki:
Trochę głupi i dziwny, zgadzam się. Nie zgadzam się natomiast z tym, że rowerzysta nie może się w tym miejscu zatrzymać. To nieprawda – może się zatrzymać, jeśli wynika to z warunków ruchu, a nawet musi, ponieważ nie może kontynuować jazdy. To jak z buspasem dla samochodów. Jeśli zaczyna się buspas, to musimy z niego zjechać. Nie ma takiej możliwości, bo na pasie obok stoją pojazdy – musimy stać na buspasie i czekać na możliwość wpuszczenia, ponieważ jechać na wprost nam nie wolno. Pozostaje kwestia przejścia przez trawnik, co jest zakazane osobnymi przepisami, konkretnie to art. 144 par. 1 kodeksu wykroczeń:
Kto na terenach przeznaczonych do użytku publicznego niszczy lub uszkadza roślinność albo depcze trawnik lub zieleniec lub też dopuszcza do niszczenia ich przez zwierzęta znajdujące się pod jego nadzorem,podlega karze grzywny do 1000 złotych albo karze nagany.
Teoretycznie więc (zgadzam się nadal, że to kuriozalne), należałoby przeprowadzić rower znajdując miejsce pozbawione trawnika. Nie możemy na nim natomiast jechać, bo też łamiemy prawo. Jedynym wyjściem wydaje się przeprowadzenie roweru po tym małym krawężniku stanowiącym krawędź jezdni do najbliższego wejścia lub wjazdu.
Wszystko to nie miałoby znaczenia, ale...
Jeśli obejrzeliście film, to widzicie że rowerzysta utrudnia przejazd autobusu, czyli nadaje priorytet komunikacji prywatnej nad zbiorową. Komunikacja zbiorowa w mieście powinna mieć zawsze pierwszeństwo nad prywatną, nawet nad hulajnogami elektrycznymi. Droga dla rowerów w tym miejscu jest wyznaczona po to, żeby nie mieszać ruchu rowerów z uczestnikami zmotoryzowanymi, ale nie dla komfortu użytkowników samochodów prywatnych, tylko po to, żeby uniknąć konfrontacji rower-autobus – i żeby autobus nie musiał jechać za rowerzystą, nie mając go jak wyprzedzić. Oczywiście tę kwestię rowerzysta z filmu miał w niepoważaniu, ponieważ zarządca drogi nie stworzył mu czerwonego dywanu do wjazdu na drogę rowerową, więc utrudnianie ruchu autobusu można uznać za w pełni usprawiedliwione (również ironia). Ja na pewno podeptałbym trawnik, bo trawnik nie wyjdzie z autobusu i nie da mi w mordę.
Jazda zgodna z przepisami nie zawsze jest łatwa, czasem zderzamy się ze sprzecznościami
Kilka przykładów: nie można przejeżdżać rowerem przez przejście dla pieszych, trzeba zawsze z niego zejść i go przeprowadzić. Jadąc ciągiem pieszo-rowerowym trzeba uważać na pieszych i ustępować im pierwszeństwa, a to oznacza że piesi mogą sobie łazić jak chcą, rowerzysta natomiast musi uważać. Czasem trzeba zejść z roweru i jakoś sobie poradzić, żeby pozostać w zgodzie z przepisami. Można też to olać i pojechać nieprzepisowo, i to wcale nie jest dziwne bo praktycznie wszyscy tak robią. Zwłaszcza jeśli chodzi o przejeżdżanie przez przejście. Nie ma tylko co się wtedy kłócić że „postąpiłem dokładnie zgodnie z przepisami”, skoro nawet z nagrania wideo wynika, że nie. Można raczej powiedzieć „nagiąłem przepisy, żeby nie musieć zsiadać z roweru”. To byłoby nawet całkiem zrozumiałe. Podobnie jak zachowanie kierowcy autobusu, który nadjechał na sytuację, gdzie rowerzysta jedzie ewidentnie po jezdni wzdłuż drogi rowerowej, więc trudno mu się dziwić, że trochę się zdenerwował.
Czytaj również: