Jak urządzić ogród jeśli kochasz graty? Przegląd ofert „kwietników"
Normalne kwietniki są już nudne. Pora zrobić w ogródku coś naprawdę rewolucyjnego. Nastawiać tam wrastających gratów i posadzić w nich kwiaty. Doradzamy jakie wrosty najlepiej kupić.
Uwielbiam zdjęcia wrastających, porzuconych aut. Zwłaszcza rzadkich. Pięknie łączą się z otoczeniem i mają w sobie tę sama magię co np. Prypeć. Zatrzymane w czasie, powoli umierające, jednocześnie przypominające minione lata. Czasami skłaniają mnie do rozmyślań o przemijaniu. Są takim samochodowym memento mori.
Nie wiem jak wy, ale ja czasem marzę o ogrodzie wypełnionym wrostami najróżniejszych marek. W środku pojazdów zasadziłbym rośliny, jak w słynnej autodoniczce z Poznania i wmawiał ludziom, że to ogród post-postmodernistyczny. Najnowszy krzyk mody w projektowaniu terenów zielonych. Tak naprawdę to nic nie wiem o postmodernizmie, ale brzmi stylowo.
Niestety mieszkam w bloku, ale to nie przeszkodziło mi planować w głowie wygląd mojego ogrodu wraków. Tak powstał przegląd najlepszych autokwietników. Jeśli lubicie wrosty, to tutaj znajdziecie wybór najciekawszych fur do gnicia i sadzenia w nich roślin. Podzieliłem je na zestawy tematyczne, żebyście mieli linię obrony przed żoną, jak zobaczy co zwozicie do ogródka. To sposób na jego urządzenie, a nie zaśmiecenie!
Swojskie klimaty.
Najoczywistsza propozycja to znajomy, polski styl gnicia. Ogród w typie rasowego p...nika. By osiągnąć zamierzony efekt najlepiej wybrać wrosty krajowej produkcji. Obowiązkowym punktem programu musi być Syrena, dawniejsza królowa poboczy, a w latach transformacji nieodłączny element martwej natury. Niestety, ceny zgniłych legend polskich szos potrafią czasami osiągać nawet 3 tysiące z okładem, ale to raczej propozycje marzycieli.
Za 1,5 tys. zł można przygarnąć doskonały egzemplarz Syreny 105, odpowiednio przerdzewiały i przede wszystkim ozdobiony motywami roślinnymi. Może i to droga propozycja, ale stylowe malunki rekompensują wydane pieniądze. Idealna do ustawienia w centralnym punkcie ogrodu.
Kolejny gwóźdź programu w prawdziwie swojskim terenie zielonym to oczywiście Fiat 125p. Ich ceny również nie są zbyt korzystne, np. za ektrawaganckiego wrosta w rajdowym oklejeniu trzeba zapłacić aż 1,5 tys. zł. Najkorzystniejsza wydaje się więc oferta dwóch pięknie zgnitych kantów za niecałe 2 tys. zł. Co prawda pewnie trzeba je ładować na lawetę szufelką, ale za to rośliny szybko się w nich zaadoptują. Jest jeszcze biały Fiat za 1,2 tys. zł, ale tak dobrze komponuje się z naturą i resztą bałaganu, że szkoda go ruszać.
Dodajmy trochę stylu.
Stałe punkty programu już są, teraz pora dodać odrobinę finezji, czyli trochę rzadsze fury. Borewicza z najprawdopodobniej wyciętą szlifierką tabliczką znamionową można pominąć, bo kosztuje aż 3,7 tys. zł. Swoją drogą nie widzę też 3 znaków w VIN odpowiadających za kod silnika, ale auto jakoby jest zarejestrowane. Wiadomo, VIN rzecz nabita. Lepiej postawić na zwłoki Warszawy M20 za 2 tys. zł. Malowniczo złamane i kompletnie zniszczone. Problemem może być tylko transport, w jednym kawałku raczej się nie uda. Ciekawe jest też podejście właściciela do negocjacji ceny - można tylko w górę. Mocne słowa jak na taki stan auta.
Jako wisienkę na torcie warto dodać do wystroju ogrodu jakąś maszynę z bratnich krajów demokracji ludowej. Świetnym wyborem wydaje się Łada 2103. Stoi od 20 lat, kosztuje 1,8 tys. zł i wygląda doskonale. Choć nadwozie jakimś cudem trzyma się kupy, to wieloletni brud i porosty pomogą jej wtopić się w zieleń ogrodu. Druga ciekawa propozycja to wrastający Zaporożec 968M. Kosztuje aż 2,5 tys. zł, ale zaskakująco dobrze trzyma się w jednym kawałku. Świetny jest jego opis. Auto zapadnięte całymi kołami w ziemię, ale wg. właściciela „wymaga dopracowania" i „jest na chodzie". Jakoby silnik odpala. Na szczęście nas to nie obchodzi. Zachęcające jest otoczenie tego Zaporożca - widać tam jeszcze szereg innych wrostów. Rasowość 10/10.
Francja elegancja.
Załóżmy, że nie możecie patrzeć na wytwory z KDL-i, nawet w roli kwietników. Chcecie ogrodu zaprojektowanego z finezją. Wtedy nie ma wyboru - trzeba postawić na francuskie wrosty. Nie będzie tak łatwo, ale znalazłem nie najgorszy zestaw. Można zacząć od Peugeota 204 w niewiadomej cenie. Ta w ogłoszeniu obejmuje tylko silnik. Może jednak uda się przekonać właściciela, by sprzedał w całości komórkę na rzeczy zbędne. Swoją drogą świetna sprawa, że ktoś w Dąbrowie Górniczej używa od lat Peugeota 204 jako magazynku.
Teraz uwaga, to już propozycja dla prawdziwych ogrodników-selekcjonerów. Ogołocony, pouszkadzany, ale cały Citroen Ami 8. Kosztuje aż 1,8 tys. zł, ale każdy sąsiad będzie zazdrościł wam takiego kwietnika.
Na dobitkę można posadzić rośliny jeszcze w tajemniczym Citroenie GSA za 900zł. W ogłoszeniu widnieją dwa zdjęcia, każde innego egzemplarza i nie wiadomo, który jest na sprzedaż, ale oba świetnie nadadzą się na kwietnik. Przydałby się jednak tłumacz do opisu. „Sprzedam GSA do renowacji, blacharka tylko jutro--900zł". To oznacza pewnie: „Sprzedam GSA w bardzo złym stanie blacharskim. Cena 900 zł obowiązuje tylko do jutra". Prawdopodobnie coś nie pykło, bo ogłoszenie wisi od maja.
Jeśli nie ufamy powyższej ofercie - zawsze można kupić do ogródka dość mało wrośniętego Citroena GS Club za 1,8 tys. zł. Czarne blachy to automatycznie dziesięć punktów za styl.
Niemiecki porządek.
Jeśli nie przekonała was francuska finezja, to zawsze możecie postawić na niemiecki (nie)porządek. Czy może by coś lepszego niż teutońskie fury wrastające w równym rzędzie? Ależ bym sadził kwiatki.
Świetną opcją będzie mariaż niemieckiej techniki i polskiej ułańskiej fantazji. Jak to możliwe? Wystarczy kupić białego Mercedesa W201 z tego ogłoszenia. Spójrzcie na jego maskę z jakże pięknym malunkiem husarza. Właścicielowi widocznie nie przeszkadzało połączenie motywów patriotycznych z autem wyprodukowanym przez głównego historycznego wroga. Nie wiadomo niestety ile kosztuje taki piękny wrost w całości, ogłoszenie dotyczy sprzedaży części z 2 aut.
Jako okaz dodający kolekcjonerskiego sznytu proponuję Volkswagena K70. Nadal nie jest to jakiś niesamowity rodzynek, ale nie widuje się go zbyt często. Kosztuje równe 2 tys. zł i trzyma się nawet kupy, ale i tak bym go gnił. Już nawet ma ładne zielone zacieki na karoserii.
Warto też rozważyć kwietnik typu heavy duty w postaci Audi 100. Te auta są znane z ogromnej odporności na korozję, więc zapewne wytrzyma bardzo długie wrastanie, nawet z roślinami w środku. Fascynujące, że właściciel oferując wrosta pisze o wyremontowanym silniku. Co z tego, że stał ładnych parę lat, więc nie ma to już znaczenia. Problematyczna jest tylko cena. 3 tys. zł z wrosta to o wiele za dużo.
W ogródku z niemieckimi zgniluchami nie może też zabraknąć niezniszczalnej beczki. Np. takiego wrośniętego kombi bez papierów. Podobno jest jest „jezdne", ale obawiam się, że tylko pod warunkiem, że nie przeszkadzają nam odpadające po drodze elementy karoserii i chcemy przejechać maksymalnie sto metrów. Cena? 3 tys. zł.
Ogród osobliwości.
Żaden z powyższych pomysłów was nie urzekł? To pozostaje już tylko fristajl i mieszanka wszystkiego co popadnie, co w rączki wpadnie. Już be żadnego tematu przewodniego. Wtedy spokojnie można targać np. Daihatsu 850 za 2 tys. zł zapadnięte głęboko w ziemię. Rzekomo sprawne, choć jak na nie patrzę to chyba po prostu chodzi o to, że da się je wciągnąć na lawetę. Swoją drogą polecam wam przejrzenie wszystkich ofert tego sprzedawcy. Prawdopodobnie odkupił jakiś plac pełen wrastających fur i teraz je wyprzedaje. Prawie wszystkie zapadły się po osie w glebę, ale i tak są opisywane jako sprawne. Kabarecik.
Druga propozycja niepasująca do żadnej tematyki to przerdzewiały Fiat 127. Niby stoi pod jakimś dachem, ale jest tak pięknie zgnity i zazieleniony, że świetnie będzie wyglądał zapadnięty po osie w błoto, z chwastami w środku. Kosztuje 500 zł i ma bajery pokroju barwionych szyb i innych rzeczy, które pewnie da się komuś odsprzedać przed ostatecznym zgniciem włoskiego klasyka.
Gnicie aut to nie są rurki z kremem.
Skoro przedstawiłem już propozycje rasowych ozdób ogrodowych, pozostało wyciągnąć jakieś wnioski. A te nie są zbyt pozytywne. Przede wszystkim ceny są z kosmosu. Często za resztki wozu, które nie miałyby żadnej wartości nawet na złomie, sprzedawcy chcą czterocyfrowych kwot. Wrosty za kilkaset złotych są praktycznie rzadkością. Co gorsza, w ofertach pojazdów zapadniętych po osie w ziemię przewijają się takie oczywiste kłamstwa, jak stwierdzenia, że auto jeździ. Załóżmy nawet, że napęd faktycznie działa, ale taki pojazd po latach postoju w trawie raczej nie ma już podwozia, a hamulce na pewno stoją.
Handlarzom chyba nadal się wydaje, że znajdzie się szaleniec, który zapłaci spora kwotę nawet za resztki auta. Co z tego, że trzeba ładować je na lawetę szufelką. W efekcie oferta autokwietników jest całkiem obszerna, ale ceny odstraszają. Blaszano-rdzawe doniczki nie powinny kosztować więcej niż 300-500 zł. Zwłaszcza, że do ceny ich zakupu trzeba doliczyć transport do ogródka.
Niestety, przy obecnej patologii rynku zastawienie przestrzeni za domem autokwietnikami wymaga dużych pieniędzy. Zbyt dużych. Może dlatego prawdziwe rasowe p...niki są na wymarciu. To też tłumaczy dlaczego większość ogłoszeń wisi już bardzo długo.
Zdjęcie główne pochodzi z wymienionej w tekście oferty na OLX. Jego autorem jest Tomasz.