REKLAMA

Najpopularniejszy crossover w Rosji nie jest dostępny w Polsce. A mógłby być hitem

Hyundai Creta jest na Wschodzie prawdziwym przebojem. Co to za samochód i czy miałby szansę sprzedawać się także u nas?

Hyundai-Creta-1
REKLAMA
REKLAMA

Wycieczka za wschodnią granicę może być interesująca z wielu różnych powodów, ale jednym z nich z pewnością jest tamtejsza motoryzacja. Zarówno w Rosji, jak i na Białorusi czy na Ukrainie nawet w salonach znanych u nas marek można kupić modele, o których polscy klienci nigdy nie słyszeli.

Hyundai Creta jest jednym z popularniejszych.

Dokładniej – to najlepiej sprzedający się crossover w Rosji. Co ciekawe, w gamie Hyundaia na Wschodzie nie ma Kony, tylko właśnie Creta. Co to za samochód? Sprawdźmy.

Hyundai-Creta-6

Wygląd Crety jest typowy dla tego segmentu. Przypomina trochę zmniejszoną schodzącą generację Hyundaia Santa Fe. Pierwsze egzemplarze wyjechały na drogi w 2014 roku. Można się czepiać, że ten samochód wygląda, jakby był jeszcze trochę starszy – ale czy jest brzydki? Raczej nie. Kokpit także nie zaskakuje – wygląda tak, jak w innych Hyundaiach poprzedniej generacji.

Hyundai-Creta-4

Creta powstała na tej samej platformie, na której oparto też między innymi Hyundaia i30, Kię Cee’d czy Kię Soul. Mierzy 4,27 m długości. To nieco więcej, niż Kona i niemal tyle samo, ile mierzy na przykład znany z naszych dróg Opel Mokka.

Produkcja modelu odbywa się w Indiach, Chinach, Rosji, Brazylii i Algierii.

Na niektórych rynkach jest on znany jako Hyundai ix25 lub Cantus.

Hyundai-Creta-2
Creta pod prestiżowym, rosyjskim osiedlem.

W Rosji Creta jest dostępna z silnikami, które spodobają się wszystkim przeciwnikom downsizingu. Żadnych trzycylindrowych, litrowych jednostek. I żadnych diesli. Zamiast tego, proste, wolnossące 1.6 o mocy 121-123 KM i 2.0 o mocy 149 KM.
Można je zestawiać z sześciobiegową skrzynią manualną i z „automatem” o takiej sobie liczbie przełożeń, ale 1.6 z ręczną skrzynią jest... o 2 KM mocniejsze.

Co ważne, do obu silników dostępny jest także napęd na cztery koła.

Osiągi Crety nie powalają – najszybsza (2.0 z napędem na przód i automatyczną skrzynią) osiąga 100 km/h w 10,7 s i rozpędza się do 183 km/h, a najwolniejsza (1.6 z napędem na cztery koła i automatyczną skrzynią) osiąga „setkę” w 13,1 s i maksymalnie może jechać 167 km/h.

Nie jest to jednak samochód do wyścigów. Zamiast tego, przekonuje niezłym wyposażeniem seryjnym. Już bazowa wersja Active ma między innymi klimatyzację, podgrzewanie przednich siedzeń, złącze USB, Bluetooth i sterowanie radiem z kierownicy. Bogatsza, Comfort, ma także klimatyzację automatyczną, podgrzewanie kierownicy i alufelgi. Najbogatsza, limitowana wersja na mundial pod nazwą„Travel – seria mistrzowska” ma nawet ogrzewanie tylnej kanapy, kamerę cofania, system bezkluczykowy i… dywaniki z logo FIFA, a kupujący w prezencie dostaje także taką samą piłkę, jaką grają piłkarze na mistrzostwach.

Porównywanie cen samochodów w Rosji i w Europie nie ma większego sensu.

Hyundai-Creta-7

Ale z obowiązku napiszę, że bazowa Creta kosztuje tam 819 900 rubli, czyli 48 456 zł. Najbogatsza wersja z automatyczną skrzynią, dwulitrowym silnikiem i napędem na obie osie to wydatek 1 382 900 rubli, czyli 81 729 zł. Dla porównania, konkurencyjny Duster (sprzedawany w Rosji pod marką Renault) kosztuje bazowo 689 000 rubli, ale ma o wiele uboższe wyposażenie.

Czy taki samochód miałby szansę na naszym rynku?

Hyundai-Creta-8
REKLAMA

Wyobraźmy sobie na chwilę, że unijne normy emisji spalin wcale nie wymuszają montażu małych silników z turbodoładowaniem. W takim układzie Creta byłaby świetnym konkurentem właśnie dla wspomianego Dustera. Oba te samochody robią wrażenie prostych i dość solidnych. Takich, które dobrze sprawdzą się na gorszych drogach i w lekkim terenie. W sam raz na Rosję, ale o tym, że popyt na takie modele i w Polsce jest spory, niech świadczą doskonałe wyniki sprzedaży Dustera (o którym zresztą ostatnio napisałem, że jest idealnym samochodem na polskie drogi).

Hyundai póki co woli walczyć modelem Kona w segmencie modnych, miejskich crossoverów. Czy to słuszna strategia? To się okaże, ale na ulicach widać jednak więcej Dacii, niż takich Hyundaiów. Na naszym rynku chyba trochę brakuje nam aut dla zwykłych ludzi.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA