Stek z kangura plus podwójne espresso. W Australii budują Holdena Torana z V12 Ferrari
Jeśli nazwa „Holden Torana” nic wam nie mówi, to wyobraźcie sobie coś w rodzaju dalekiego przodka Opla Vectry. To dość naciągane, ale załapiecie sens. I teraz wyobraźcie sobie takiego kilkudziesięcioletniego Opla, do którego ktoś pakuje silnik V12 z Ferrari 612 Scaglietti.
Nie cierpię Ferrari 612 Scaglietti. Uważam je za jedno z najpaskudniejszych aut w historii tej marki, zaraz obok Mondiala (który świetnie się zaczyna i kończy, ale z boku coś poszło mocno nie tak). I choć nie podoba mi się, co zrobiono z modelem 456 przy okazji liftingu (czyli 456M), to nawet takie auta są absolutnymi arcydziełami przy 612, którego przód wygląda jak z jakiejś kreskówki - tylko bardziej groteskowo i głupkowato.
Dlatego z przyjemnością przeczytałem, że jakieś Ferrari 612 Scaglietti zostało dawcą silnika V12
Chodzi o jednostkę Tipo F133, stosowaną również w Ferrari 550 i 575M Maranello, a w starszej wersji - F113 - we wspomnianych 456 i 456M. W przypadku motoru ze Scaglietti mówimy o pojemności skokowej 5,7 l i mocy sięgającej 540 KM.
Taki silnik zagościł pod mas... a nie, czekajcie. Część silnika znalazła się pod maską Holdena Torany GTR 2. generacji. Tylko część, ponieważ reszta się nie zmieściła - w związku z tym w pokrywie wycięto otwór, żeby Tipo F133 w ogóle dało się zamontować.
Tak czy owak to tylko rozwiązanie tymczasowe - maska zostanie niedługo wymieniona na inną. I tak dobrze, że ta jednostka napędowa już seryjnie dysponowała układem smarowania z suchą miską olejową - gdyby był tu układ konwencjonalny, to cały silnik byłby jeszcze wyższy. Faktem pozostaje, że jest to konwersja nad wyraz ciekawa, szczególnie jak na warunki australijskie, gdzie uwielbia się silniki V8 chyba jeszcze bardziej niż w Stanach Zjednoczonych. A tutaj sprawa wygląda tak, że w Toranie V8 już było (big block ze sprężarką mechaniczną), ale je sprzedano.
Oczywiście kwestia schowania nowego silnika to tylko jeden z problemów, z jakimi boryka się ekipa Castlemain Rod Shop, która modyfikuje pojazd. Dorabiać specjalnie na potrzeby projektu trzeba w zasadzie wszystko, co ma w jakikolwiek sposób współpracować z silnikiem. Dotyczy to choćby skrzyni biegów - postanowiono, że zastosowana zostanie przekładnia Powerglide konstrukcji General Motors.
Samo w sobie nie stanowiłoby to może niczego dziwnego, gdyby nie fakt, że to skrzynia o... dwóch przełożeniach do jazdy w przód, której historia sięga roku 1950 (produkcja trwała do 1973 r.). Tak czy owak, w seryjnym Ferrari stosowano wyłącznie skrzynie manualne lub zautomatyzowane manualne, co według warsztatu nieco utrudnia zmuszenie do współpracy Tipo F133 i skrzynię Powerglide. Co prawda z konwencjonalnym automatem oferowano Ferrari 456 (GTA/M GTA), ale nie zdziwiłbym się, gdyby to nijak nie ratowało sytuacji w tym przypadku.
Twórcy projektu nie podają, kiedy Holden Torana wyjedzie z warsztatu o własnych siłach
Nie ma to jednak zająć dużo czasu. Nie dziwi mnie to - pomysł jest tak odjechany, że pewnie poświęcają mu każdą wolną chwilę. W każdym razie następnym etapem będzie właśnie łączenie skrzyni biegów z silnikiem. Jestem ciekaw, jak ten Holden będzie jeździć - z jednej strony silnik Ferrari jest wysokobrotowy (moc maksymalną osiąga przy 7250 obr./min., a maksymalne 588 Nm - przy 5250 obr./min.), ale przy tej pojemności nie powinien mieć problemów, by rozpędzać się z niskich prędkości obrotowych. Tym bardziej, że to nie ma być auto do wyścigów.
Zainteresowanym polecam kanał Castlemain Rod Shop na YouTubie, a ja tymczasem powrócę do rozmyślań nt. konwersji Forda P100 (tj. Sierry pick-up) na coś w rodzaju odpowiednika australijskiego FPV Cobry Ute.