REKLAMA

Elektryczna Skoda Fabia trafiła na sprzedaż. To desperacka walka o tanią elektromobilność

Robota może nie wygląda na wielce postaraną, ale ta elektryczna Skoda Fabia to cios w twarz nadchodzącej rewolucji. Da się kupić tani samochód elektryczny.

elektryczna Skoda Fabia
REKLAMA
REKLAMA

Samochodów elektryczny przybywa, ale trudno stwierdzić, by były dostępne dla zwykłego, szarego człowieka. Takiego, który rozgląda się za 10-letnim Oplem Zafirą z LPG, a na ten cel przeznacza pieniądze z wesela. Tanich, używanych elektrycznych samochodów nie ma. Na pewno nie w cenach porównywalnych z autami spalinowymi. Dlatego cieszyć powinna każda elektryczna alternatywa, nawet jeśli posiada pewne wady. Oto elektryczna Skoda Fabia w wersji zrób to sam.

elektryczna Skoda Fabia
Zrzut ekranu zgodnie z prawem dopuszczalnego cytatu. Autor zdjęć: szymon

Elektryczna Skoda Fabia

Nie, jeszcze nie zadebiutowała na rynku, ale jest już na sprzedaż. Egzemplarz z 2002 roku został przerobiony na napęd elektryczny i należy za niego zapłacić 11 tys. zł. Fabie z tego rocznika potrafią być ponad dwukrotnie tańsze, ale elektryczna Skoda Fabia ma pewne zalety.

Jest to brak konieczności tankowania paliwa, którego cena ostatnio potrafiła nas zdenerwować. Prąd może również nie robić się tańszy, ale obecnie przejechanie 100 kilometrów tą Fabią ma kosztować 8 zł. Autor ogłoszenia nie wyjaśnia, czy umieszczony na masce panel umożliwia doładowywanie akumulatorów dzięki energii słonecznej. Nie wiadomo, czy ten koszt da się jeszcze tym sposobem obniżyć. Przejechanie 10 tys. kilometrów mogłoby się zamknąć w kwocie 800 zł. Tylko trochę trudno będzie to zrobić.

elektryczna Skoda Fabia
Zrzut ekranu zgodnie z prawem dopuszczalnego cytatu. Autor zdjęć: szymon

Nie ma nic za darmo

Ten pojazd kosztuje 11 tys. zł, a nie 211 tys. zł. Bajek nie ma, więc jakieś plusy ujemne muszą być. Żeby osiągnąć 10 tys. km rocznego przebiegu, należałoby jeździć tym samochodem codziennie. Jego zasięg to 30 kilometrów, czyli odbiega od rynkowej oferty pojazdów nowych, to bardziej wynik na poziomie hybryd typu plug-in. Podobno raz udało się zrobić 42 km na jednym ładowaniu, ale nowy właściciel do pracy i sklepu powinien mieć raczej blisko.

elektryczna Skoda Fabia
Zrzut ekranu zgodnie z prawem dopuszczalnego cytatu. Autor zdjęć: szymon

Elektryczną Skodę Fabię ładuje się wyłącznie z domowego gniazdka, nie ma mowy o szybkim ładowaniu prądem stałym. Zresztą, czemu miałoby w tym pojeździe służyć? Zainstalowano tu akumulatory trakcyjne w wersji kwasowej. Ich masa, niska gęstość energetyczna, dostępna mocy ładowania, trwałość - to wszystko można zapisać po stronie wad, w kontrze do akumulatorów litowo-jonowych stosowanych w nowoczesnych samochodach elektrycznych. Jeśli kręcicie nosem, to wydmuchajcie go w cenę. Warto pamiętać też, że prostota konstrukcji to ograniczona możliwość wystąpienia awarii, o czym pisze sprzedający. To może być przewaga dla rozważań o 20-letniej Skodzie Fabii z instalacją LPG.

elektryczna Skoda Fabia
Zrzut ekranu zgodnie z prawem dopuszczalnego cytatu. Autor zdjęć: szymon

Auto dla mało wymagających

Na deser pozostała nam jeszcze prędkość maksymalna pojazdu, to 45 km/h. Jest to raczej ograniczenie technologiczne, to przypadkiem prędkość Melexa. Nadmierna prędkość i tak nadmiernie drenowałaby energię z akumulatorów. Przy prędkości 90 km/h zasięg nie wyniósłby raczej nawet 30 kilometrów. Formalnie auto chyba pozostaje wciąż autem benzynowym, przynajmniej jako takie zostało ubezpieczone. Być może jeszcze trzeba będzie wziąć na klatę ewentualną niezgodność stanu faktycznego z zapisem w dowodzie rejestracyjnym. Polisa OC jest ważna, obowiązkowe badania techniczne trzeba będzie zrobić. Może być to pewna przeszkoda dla zainteresowanych i powód zdziwienia diagnosty. Nie wiem, czy myśl o akumulatorach, które zostały zakupione w styczniu 2022 roku, wystarczająco mocno pchnie w stronę decyzji o zakupie i pozytywnej decyzji w SKP.

elektryczna Skoda Fabia
Zrzut ekranu zgodnie z prawem dopuszczalnego cytatu. Autor zdjęć: szymon
REKLAMA

Trzeba też przegryźć się z myślą, że będziemy jechać tuż obok akumulatora i to tak dosłownie. Część z nich, a może wszystkie, zostały zainstalowane na przednim siedzeniu pasażera. Nie stawiałbym na nim kawy, a przed wzrokiem diagnosty raczej bym je chował. Chciałbym zobaczyć tego śmiałka z SKP, który powie, nie ma tu nic do oglądania, to normalne MPI, podbijam, szczęśliwej drogi.

Z kilku rzeczy względem Tesli, trzeba zrezygnować, ale należy docenić nową edycję Polski podziemnej. Gdzieś tam na wysokim pułapie cenowym, sprzedawane są elektryczne samochody za pół miliona złotych, a w narodzie duch nie ginie. Polska walczy o tanią elektromobilność i wsadza napęd elektryczny z pojazdu typu Melex do osobowego pojazdu. To „rób sam” w klasycznym wydaniu.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA