Ten samochód z kreskówki to amerykański elektryk. Powstał na długo zanim ktokolwiek zamarzył o Tesli
Na facebookowym Marketplace można spotkać ciekawy samochód elektryczny - to Electrek Uncar, czyli stylistyczna abominacja z czasów disco, która miała być ambitną i nowoczesną konstrukcją w burzliwym czasie kryzysu naftowego.
Pierwsze próby tworzenia samochodów elektrycznych za oceanem trwały już w późnych latach sześćdziesiątych. Wielu małych producentów podejmujących się tego wyzwania próbowało głównie przerabiać istniejące samochody poprzez wymianę układu napędowego. Jednak Unique Mobility Inc. z Colorado stwierdziło, że nie chce być jak wszyscy inni, i stworzy własny samochód od zera. I tak powstał Electrek Uncar - dziecię odwagi i ambicji, które okazało się być porażką.
Zrodzony w kryzysie paliwowym
Firma Unique Mobility Inc. powstała w 1967 r. w mieście Longmont w stanie Colorado - jednym z inwestorów był słynny kierowca wyścigowy i tuner Carrol Shelby. W tamtym czasie samochody elektryczne były uznawane jedynie jako ciekawostka, jednak wszystko się zmieniło w 1973 r., kiedy rozpoczął się kryzys paliwowy. Amerykańscy producenci próbowali tworzyć kompaktowe samochody spalające mniej paliwa, jednak nie wychodziło im to za dobrze, z czego korzystali producenci z Europy i Japonii.
Niektórzy poszli jednak inną drogą i podejmowali się eksperymentów z napędem elektrycznym. W tym niewielka firma, która w 1979 r. była zarządzana przez byłego pracownika Forda. I tak Unique Mobility stworzyła samochód o nazwie Electrek Uncar. Otrzymał on autorskie nadwozie z tworzywa sztucznego wzmocnionego włóknem szklanym. Był dostępny w trzech wersjach nadwozia. Pierwsza to dwudrzwiowy notchback z siedzeniami w układzie 2+2, druga to dwuosobowy hatchback. Trzecia, dostawcza, to hatchback bez tylnych bocznych szyb.
Jego design jest delikatnie mówiąc osobliwy. Tył oraz kształt sylwetki w wersji hatchback przypominają jednego z najgorszych pojazdów, jakie zrodziła amerykańska ziemia - AMC Pacera. Przód zaś kształtem nieco przypomina Chevroleta Chevette z rocznika 1976. Wersja 2+2 może się za to pochwalić także niezwykle dziwną linią bocznych szyb. Całokształt wygląda jak rodem z filmu animowanego o mocno abstrakcyjnej kresce.
Jak to bywa w przypadku samochodów małoseryjnych, wiele detali jak klamki, czy światła przejęto z innych, ówcześnie produkowanych samochodów - głównie z Volkswagena Rabbita (czyli Golfa I w konfiguracji na rynek amerykański) i Chevroleta Monzy. Ciekawostkami na tej płaszczyźnie są opcjonalny brezentowy dach, pochodzący z brytyjskiego Triumpha, czy kluczyk, który posiadał nieusunięte logo VW na obudowie.
Suszarka zamiast ogrzewania
Energia była przechowywana w szesnastu 6-woltowych bateriach - umieszczono je z tyłu, a dostęp do nich był możliwy po zdjęciu zderzaka. Wtyczkę do ładowania umieszczono natomiast z przodu pojazdu i ukryto ją za miejscem na przednią tablicę rejestracyjną - pokazywała się po odchyleniu tablicy.
Najciekawsza w układzie napędowym jest skrzynia biegów, gdyż jest to czterobiegowa przekładnia manualna - a nie dość, że mówimy o samochodzie elektrycznym, to przede wszystkim o amerykańskim samochodzie elektrycznym. Zapożyczono ją z Volkswagena Foxa.
Przez bardzo masywny tunel środkowy drążek trzeba było umieścić wysoko w konsoli środkowej - nie tylko jest on pochylony do tyłu pod dużym kątem jak w np. Polonezie, to jeszcze znajduje się w miejscu, gdzie w normalnych samochodach jest panel obsługi radia, bądź nawiewy. Z innych ciekawostek we wnętrzu należy wspomnieć o systemie ogrzewania przedniej szyby, gdyż była to dosłownie suszarka do włosów marki Gilette zamontowana pod deską rozdzielczą, podłączona do systemu wentylacji. Prędkość „suszenia” zależała od wciśnięcia pedału gazu - przy mocniejszym wciśnięciu suszarka traciła swoją moc.
Umieszczony z przodu silnik Uncara jest dziełem firmy General Electric i rozwija 32 KM. Osiągi nie są szczególnie porażające - od 0 do 50 km/h przyspiesza w 9 s (danych o przyspieszeniu do 100 km/h nie podano), a prędkość maksymalna wynosi 120 km/h, lecz tylko oficjalnie - właściciele mówili o realnych ok. 105 km/h, a niektórzy nawet o jedynie 80 km/h. Maksymalny zasięg na pełnym ładowaniu to okolice 160 km, ale tylko jeśli się nie przekraczało 70 km/h - podczas szybszej jazdy drastycznie on spadał.
Więcej ciekawych ogłoszeń znajdziesz tutaj:
- Motoryzacyjne wspomnienie starego dresiarza jest na sprzedaż. Przyda się spora suma uczciwie zarobionych pieniędzy
- Pudełko na buty z kołami do sprzedania w Polsce. To jeden z największych niewypałów w historii niemieckiej motoryzacji
- Możesz stać się posiadaczem najszybszego samochodu na świecie. Jest taniej, niż myślisz
Dzisiaj to poszukiwany klasyk
Electrek Uncar okazał się totalną porażką. W latach 1979 - 1982 wyprodukowano zaledwie ok. 50 egzemplarzy. Dla porównania inny amerykański samochód elektryczny z tego okresu, którym był strasznie wyśmiewany CityCar, powstał w kilku tysiącach egzemplarzy. Dzisiaj firma Unique Mobility dalej istnieje, lecz zajmuje się tylko produkcją części do samochodów elektrycznych innych marek - m.in. BMW i Audi.
Problemem była zbyt wysoka cena - Electrek jako nowy kosztował 25 tys. dol., co było sumą niebagatelną w tamtym czasie. Dość powiedzieć, że będące ówczesnym ucieleśnieniem amerykańskiego luksusu Cadillac Sedan de Ville i Lincoln Continental kosztowały dwa razy mniej. Wspomniany już CityCar mógł się natomiast pochwalić cenami na poziomie jednego najtańszych samochodów spalinowych w USA w tamtym okresie, czyli Volkswagena Garbusa - a to mniej niż jedna czwarta ceny Electreka.
Dzisiaj nieliczne Electreki mogą pełnić rolę ciekawych klasyków. Tak jak egzemplarz, który aktualnie znajduje się na platformie sprzedażowej Facebooka, czyli Marketplace. Wystawiono go w San Diego w rodzinnym stanie Colorado za jedyne sześć tysięcy dol. (24,5 tys. zł). Wydaje się być w całkiem niezłym stanie, z przebiegiem tylko 5 tys. mil (8 tys. km). Jeżeli chcecie grać ekologów w czymś ciekawszym niż Tesla, to bardziej unikatowej propozycji możecie nie znaleźć.