Czy w Dzień Bez Samochodu da się nie używać samochodu? Wiele osób powie że tak, bo przecież jest darmowa komunikacja miejska. Ja powiem: to nie cena komunikacji miejskiej jest problemem.
Wczoraj musiałem wrócić komunikacją miejską z dworca centralnego w Warszawie do domu, a naprawdę nie mieszkam jakoś porażająco daleko od centrum. Najpierw jechałem metrem, co w sumie było przyjemne. Potem musiałem poczekać na autobus linii 1xx: czekałem na niego prawie 15 minut, a następnie przyjechały trzy naraz, jednocześnie. Wreszcie musiałem przesiąść się w 1yy, na którego musiałbym czekać kolejnych 15-20 minut bo mi uciekł, więc wolałem już resztę dystansu przejść, choć mój kręgosłup mocno protestował. Samochodem po prostu bym dojechał. Przyznam przy tym, że ta wycieczka pieszo-metro-autobusowa kosztowała mnie śmieszne 4,40 zł.
Jestem osobą, która z komunikacji zbiorowej korzysta niezwykle rzadko
Powód jest bardzo prosty: nie mam na to czasu. Przeciętna podróż komunikacją miejską zajmuje mi dwa razy tyle co samochodem, 2,5 raza tyle co jednośladem i 1,5 raza tyle co rowerem. A czas jest bezcenny, nie do nadrobienia w żaden sposób. Dlatego nie mam pojęcia gdzie jeździ który autobus, ponieważ ta wiedza jest mi zasadniczo zbyteczna. To jednak nie znaczy, że jestem przyspawany do samochodu. Jeśli mam pojechać w miejsce, gdzie trudno będzie zaparkować, wybiorę rower lub skuter, ponieważ czas, który zmarnowałbym na szukanie miejsca parkingowego, również jest nie do nadrobienia.
Jest nawet lepiej: bardzo rzadko jeżdżę samochodem w trasy. Jak mam jechać w trasę, to jadę pociągiem, nawet jeśli to daleko i wymaga przesiadek. Zdarzyło mi się w tym roku pojechać autem do Wielkiej Brytanii i z powrotem, ale po Polsce korzystam prawie zawsze z PKP. A dlaczego? Ponieważ tak jest zwykle szybciej i wygodniej. Obliczyłem to sobie i wychodzi mi, że jadąc autem np. do Gdańska, zmarnuję więcej czasu niż jadąc pociągiem i jeszcze zapłacę za to drożej.
Mamy więc ustaloną kluczową kwestię: to czas
Ludzie jeżdżą samochodem, bo tak jest szybciej. Gdyby samochodem było wolniej, to jeździliby czymś innym. W Holandii jeżdżą rowerem, bo tak jest szybciej. A w Nowym Jorku – metrem, bo tak jest szybciej. Zawsze podstawowym czynnikiem jest czas. Nasuwa się więc pytanie: po co w ogóle robić dzień bez samochodu, skoro nikt o zdrowych zmysłach nie zmarnuje swojego czasu na jakąś ideologiczną i zbyteczną akcję? Sama nazwa „dzień bez samochodu” brzmi tak, jakby dzień z samochodem był czymś złym. Spróbujcie przeżyć dzień bez samochodu na polskiej wsi, to może być ciekawe doświadczenie – a jednak wiele osób musi tak żyć na co dzień.
Mam zupełnie inną propozycję na dzień bez samochodu
Żeby dzień bez samochodu był faktycznie bez samochodu, musiałyby zaistnieć okoliczności, które sprawiają, że używanie samochodu jest zbyteczne. A kiedy nie musisz używać auta? Wtedy, kiedy wszędzie masz blisko. Jeśli mieszkasz w dzielnicy, gdzie wszystko jest o kilka minut marszu lub jazdy rowerem, to samochód odpalisz pewnie raz w tygodniu. Dlatego w dzień bez samochodu skorzystaj z lokalnego sklepu – zamiast jechać autem do dyskontu, idź do osiedlowego spożywczaka. Zamiast jechać po nowe buty, zanieś stare do szewca. Przejdź się po swojej dzielnicy i sprawdź, z jakich usług możesz skorzystać lokalnie, jakie są okoliczne sklepy, bary i inne punkty użyteczności publicznej. Wesprzyj pobliski sklep, a nie wielki supermarket – im więcej małych sklepów padnie, tym bardziej będziecie zmuszeni, żeby jeździć samochodem na zakupy. Niech to będzie dzień lokalnego życia, a nie bezmyślne piłowanie „dnia bez samochodu”, z którego nikt nie ma korzyści.
Ale to utopia, prawda?
Czytaj również:
Zdjęcie główne: Pixabay, El Robert MX