Nawet jak przegapisz happy hours w Tesli, to przyszłość zapowiada się znakomicie
Gdybym był łowcą promocji, wyczekiwałbym nowego, lepszego świata z większą ekscytacją, ale i tak ładowanie samochodów elektrycznych zapowiada się znakomicie. Tesla ogłasza happy hours albo coś w ten deseń.
Macie jeszcze kilka godzin, żeby skorzystać z darmowego ładowania na Superchargerach — stacjach szybkiego ładowania prądem stałym — Tesli. Taką promocję uruchomiono z okazji 10-lecia uruchomienia pierwszych Superchargerów w Norwegii. Obowiązuje dziś od 9 rano do północy. Jedźcie, instalujcie aplikację Tesli i się ładujcie.
Oczywiście, że nie skorzystacie, bo nie macie żadnych elektrycznych samochodów, a nie da się zebrać na zapas prądu do wiaderka i wziąć go do domu. Poza tym od rozdawania darmowego prądu to jest rząd. Powstaje zatem pytanie, po co o tym pisać, skoro liczba osób, która z tego skorzysta, jest znikoma? Bo to zabawne jest, a będzie jeszcze ciekawiej.
Paliwo w stanie ciekłym jest dla grzybów
Nie ma nic nudniejszego niż tankowanie samochodu. Podjeżdżasz, szarpiesz się z jakimś wężem i czekasz, aż się naleje. Następnie musisz przełknąć wyświetloną cenę, i tak przez całe życie. Koszt tankowania zmienia się w całkowicie niezależny od kierowcy sposób, któremu rzuca się jakieś ochłapy w postaci wakacyjnych promocji. Dają one oszczędności w postaci mniej więcej kilkunastu złotych na wakacyjnej trasie nad morze i z powrotem. Czyli nawet nie wystarczy to na jednego gofra, ale i tak człowiek musi zatankować z promocją, bo inaczej czułby, że stracił, wręcz fizycznie by go bolało. A z ładowaniem samochodu elektrycznego poza domem jest zupełnie inaczej i podejrzewam, że to dopiero początek atrakcji.
Gdyby jakaś sieć paliw ogłosiła jeden darmowy dzień tankowania, kraj by padł. Gospodarka stanęłaby na jeden dzień, bo wszyscy porzuciliby miejsca pracy, żeby jechać i tankować. Oczywiście, to nie jest jeszcze ta skala, bo liczby stacji dowolnej dużej sieci nie da się porównać z polską mikro siateczką Superchargerów, nie mówiąc o liczbie klientów, ale potencjał jest.
Zabawa zaczyna się dopiero w trasie
Ładowanie samochodu elektrycznego poza domem to jest zabawa. Można polować na nieliczne pozostałe darmowe stacje ładowania, ale w ten sposób nigdzie się nie zajedzie, a przynajmniej nie w rozsądnym terminie. W zasadzie słusznie byłoby wybrać sobie jedną sieć stacji ładowania, wykupić w niej abonament i się jej trzymać. Z drugiej strony specjalnie rozsądne by to nie było, bo wobec ubóstwa infrastruktury, ograniczymy sobie wtedy wybór stacji po drodze, na rzecz niższych kosztów.
Są też rozwiązania, gdzie jedna karta i konto umożliwią nam korzystanie ze stacji wielu sieci. Tu oczywiście trzeba sobie sprawdzić, z których oraz gdzie są, jakie moce i lokalizacje oferują i czy nam to pasuje. Świadomego wyboru trzeba dokonać. Można też nic nie wybierać i płacić więcej za kWh, ale to jest emocjonalnie bolesne, nawet w trakcie wakacyjnego wyjazdu. Bo jaktotakto jest, że w domu można ładować się prawie za darmo, a w trasie w cenie tankowania spalinowego samochodu? Istniejący rozrzut cenowy między ładowaniem domowym a wyjazdowym jest trudny do strawienia.
Ostatnio widziałem też taką opcję, że w jednej z sieci można wziąć tyle prądu, ile się zmieści, za jedną, stałą opłatę. Ten, kto przyjedzie rozładowany prawie do zera, sporo wygrywa, ale ten kto, chciałby doładować się tylko trochę, a nie ma innego wyjścia, traci. Oferta zupełnie jak w trakcie śniadań "płacisz raz, jeszcze ile chcesz", choć nie wiem, co w przypadku ładowania pełni rolę dodatkowo płatnych napojów. Coś na pewno się wymyśli.
Producenci aut też mają swoje pomysły i swoje karty. Dziś przeczytałem, że Mercedes będzie rozbudowywał swoją sieć ładowania. To jest przecież wspaniały potencjał do oferowania swoim klientom niższych cen, a cudzym, wyższych, żeby mieli za karę, że nie wybrali właściwej marki. Inni gracze na rynku ładowania to sieci supermarketów, które zapowiadają rozwój, albo inwestycje w stacje ładowania pod swoimi sklepami. Swoje słupki, szybsze lub wolniejsze, może mieć praktycznie każdy podmiot, bo pojedynczy punkt to nie jest inwestycja na miarę stawiania stacji benzynowej.
"Za darmo" to dopiero początek
Pomysłów na sprzedawanie i oferowanie energii jest całe mnóstwo, a właściwie to jeszcze nie ma komu jej sprzedawać. Wprawdzie sprzedaż samochodów elektrycznych notuje gigantyczne wzrosty, ale głównie wyrażane procentowe. Mimo tego już człowiek przyzwyczajony do sytuacji, że leje i płaci, z wybraniem najlepszej oferty ładowania samochodu elektrycznego mógłby mieć zagwozdkę. Potencjał do oferowania rozmaitych programów lojalnościowych i promocji jest tutaj olbrzymi. Dobrze, że lubimy biegać po sklepach z rozmaitymi aplikacjami w celu łowienia promocji. Może polowanie na najkorzystniejszą cenę kilowatogodziny też nam się spodoba.
Czytaj dalej: