REKLAMA
  1. Autoblog
  2. Wiadomości /
  3. Felietony

Ludzie chętnie kupują auta, które nie przechodzą oficjalnych crash testów

Wygląda na to, że klienci do podejmowania decyzji zakupowych wcale nie potrzebują informacji o tym, czy auto jest bezpieczne według jakiejś organizacji, która komisyjnie rozbiła je o ścianę. Czy wybierając auto sprawdzacie wyniki testów zderzeniowych?

03.09.2020
17:05
wyniki testów zderzeniowych
REKLAMA
REKLAMA

Pamiętacie czasy, gdy Euro NCAP wprowadziło do swoich ocen piątą gwiazdkę? Wśród producentów i klientów zapanował szał, wszyscy zachwycali się Renault Laguną 2. generacji, a Mercedes ze swoją klasą C W203 uzyskał upragnioną gwiazdkę przez to, że dorzucono przypominajkę o zapięciu pasów - wcześniej niemieckie auto mogło się pochwalić „tylko” 4 gwiazdkami.

Minęło kilkanaście lat, a w przypadku większości modeli nikt już sobie nie zawraca głowy wynikami testów zderzeniowych - chyba że mowa o tak specyficznych samochodach jak np. Suzuki Jimny.

wyniki testów zderzeniowych

W Stanach Zjednoczonych jest bardzo podobnie.

Do tego stopnia, że co roku sprzedaje się tam 400 tys. samochodów, dla których testów zderzeniowych... w ogóle nie przeprowadzono. Nie, wróć - gwoli ścisłości przeprowadzono, ale mowa tylko o wewnętrznych testach producenta - a wyników tychże nie trzeba przekazywać do wiadomości publicznej. Mowa więc o modelach, którymi nie zainteresowały się bliżej dwie największe amerykańskie organizacje zajmujące się bezpieczeństwem: National Highway Traffic Safety Administration (NHTSA) oraz Insurance Institute for Highway Safety (IIHS).

Wśród tych modeli są przede wszystkim auta sportowe i luksusowe.

Wymienić tu można m.in. wszystkie modele Porsche czy Jaguara dostępne aktualnie na amerykańskim rynku, ale także modele w rodzaju Nissana 370Z czy Lexusa GX. Powody braku testów są różne: czasem dany model jest zbyt krótko na rynku, by ktoś zdążył go rozbić w teście (podobnie jak Euro NCAP, NHTSA i IIHS nie dostają aut do testów przed rozpoczęciem ich sprzedaży), a czasem są zbyt stare i sprzedają się w zbyt małej liczbie by miało to sens. Do głosu dochodzi też kwestia kosztów testów zderzeniowych, które w wielu przypadkach są uznawane za zbyt wysokie w stosunku do wolumenu sprzedaży i wartości aut.

Porsche Taycan test

Najwidoczniej nikomu to jakoś szczególnie nie przeszkadza.

Moja teoria w tej kwestii jest następująca: wysoki poziom bezpieczeństwa nowych aut (w sensie: fabrycznie nowych, nawet jeśli są w istocie takimi dinozaurami jak Nissan 370Z) klienci traktują już jako pewnik, ewentualnie pomijając takie wyjątki jak wspomniane Suzuki (które i tak jest niezłe) czy mikrosamochody. Jeśli już ktoś sprawdza kwestie związane z bezpieczeństwem, to skupia się raczej na wyposażeniu z tym związanym - liczbie poduszek powietrznych czy systemach wspomagających kierowcę. I tyle - kierowcy (w znaczeniu ogólnym, jako grupa społeczna) nie znają się na samochodach na tyle, by zwracać uwagę na różnice w prowadzeniu czy na fakt, że liczne są przypadki dostosowywania konstrukcji aut do tego, by śpiewająco przechodziły próby zderzeniowe, co niekoniecznie przekłada się na zachowanie w przypadku prawdziwej kolizji. Są 82 poduszki powietrzne i system zabezpieczający przed zaciągnięciem hamulca ręcznego lewym łokciem? Jest dobrze!

wyniki testów zderzeniowych
Czego chcecie, 2009 to bardzo dobry rocznik.

Nie da się też ukryć, że marki takie jak Porsche czy Jaguar to w zasadzie motoryzacyjna górna półka. Nikt nawet przez chwilę nie bierze pod uwagę, że w aucie kosztującym furmankę pieniędzy mógłby sobie chociaż otrzeć naskórek, brak testów zderzeniowych absolutnie w niczym tu nie przeszkadza.

A np. Mazda Miata (MX-5) lub (znowu) Nissan 370Z? W wielu przypadkach, jeśli już ktoś kupuje auto tego typu, to po prostu ma upatrzony ten jeden, konkretny model. I z pewnością nie zmieni decyzji dlatego, że inne auto jest nieco bezpieczniejsze - w samochodach o sportowych aspiracjach bezpieczeństwo bierne wydaje się być na bardzo dalekim miejscu wśród priorytetów klientów.

A co jeśli jednak ktoś uzależnia wybór auta od wyników w crash testach, a tych nie ma?

Zostaje tylko jedna opcja: znalezienie swojego wymarzonego auta we wskaźnikach śmiertelności kierowców i ewentualnie strat z tytułu szkód ubezpieczeniowych. Tylko ile osób faktycznie się weźmie za takie poszukiwania? Raczej niewiele - słyszałem nawet, że tacy klienci odwołali ostatnio swój pierwszy planowany zlot: jeden gość się rozchorował, a drugi stwierdził, że sam jechać nie będzie.

Ale jedna rzecz w świetle powyższych informacji mnie martwi: bezgraniczne ufanie producentowi w kwestii sprawności systemów bezpieczeństwa może oznaczać  mniejszą dbałość o własne umiejętności.

REKLAMA
prawo jazdy kurs

Bo przecież nowoczesne auto jest zawsze bezpieczne i zawsze nas ochroni, prawda?

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA