BMW planuje wyciąć z gamy połowę silników spalinowych. Dla pieniędzy
Musi to zrobić, by nie zabrakło funduszy na rozwój elektromobilności.
W styczniu Bawarczycy uspokajali, że będą produkować silniki spalinowe jeszcze przez 30 lat. I wciąż temu nie przeczą, ale nigdzie nie obiecali, że będą produkować wszystkie, które oferują dziś.
Koncern opublikował informację o wynikach finansowych za 2019 rok.
Dokument zaczyna się od informacji o proponowanej dywidendzie w wysokości 2,5 euro za akcję, ale ciekawsze jest to, jak rozwój elektromobilności wpłynął na wynik w ubiegłym roku i co oznacza dla BMW w przyszłości.
Koszty badań i rozwoju mocno w górę.
A konkretnie prawie o 12 proc. Firma musi je sobie jakoś odbić i już ma na to pomysł. By oszczędzić 12 miliardów euro od przyszłego roku zacznie wycinać z gamy kolejne wersje napędowe. W sumie chce zmniejszyć ich liczbę nawet o 50 proc. Oprócz tego zapowiedziano dalsze kroki, które miałyby „redukować stopień skomplikowania” produktów firmy.
Jest zbyt wcześnie by mówić, które silniki pójdą do piachu.
Jak można się domyślać, bezpieczne są te, które trafiają do największej liczby modeli BMW i Mini. I oczywiście te, które zasilają modele pozwalające na osiągnięcie najwyższego zysku. Wiele wskazuje na to, że by ten zysk jeszcze powiększyć, BMW wprowadzi kolejne drogie modele, na których najlepiej się zarabia, choćby takie jak X8, o którym plotkuje się już dłuższy czas. Ale raczej powinniśmy się spodziewać bliskiego końca V12 z serii 7, czas pokaże, czy uda się uratować jednostki V8 montowane w największych e-Mkach. Skoro z rzędowej szóstki da się wycisnąć 510 KM i 600 Nm, to może V8 wcale nie jest takie niezbędne.
25 zelektryfikowanych modeli do 2023 r.
W tym aż 13 całkowicie elektrycznych – to plan na najbliższą przyszłość BMW. To oznacza, że do BMW i3 i elektrycznego Mini szybko będą dołączać kolejne modele. Na pierwszy ogień pójdzie pewnie iX3, a po nim - i4, które niedawno debiutowało jeszcze w koncepcyjnej wersji.
Poza 13 modelami elektrycznymi pojawi się jeszcze 12 hybryd.
Pierwsze, które pojawia się w salonach jeszcze w tym roku to X1 i X2 Drive25e oraz 330e w wersji kombi. Potem pewnie gniazda ładowania pokażą się w modelach serii 1 i w X7, ale to nie powinno nikogo zaskoczyć. Mercedes zelektryfikował Klasę A i pozostałe najtańsze modele, BMW nie może zostać z tyłu.
Pewnie ortodoksyjni fani marki będą narzekać, ale Volvo udowodniło już, że radykalne uproszczenie gamy wcale nie musi być złym posunięciem. Jeśli wycięcie połowy silników benzynowych zagwarantuje inwestorom BMW wypłaty dywidend w przyszłych latach, to nikt nie zawaha się tego zrobić. Ktoś może powiedzieć „ale co jeśli klienci tego nie polubią?” – nie bardzo będą mieli wybór, bo tą drogą podążą wszyscy producenci premium.