REKLAMA

Bezemisyjny wywóz surowców wtórnych, czyli jak jeździ Maxus eDeliver 9

Tak, wywoziłem złom na skup elektrycznym dostawczakiem od SAIC Motor. To Maxus e-Deliver 9. Jak się tym jeździ? To zależy czego od niego oczekujesz.

maxus e-deliver 9
REKLAMA
REKLAMA

Wszystko ma być elektryczne i bezemisyjne. Koniec kropka. Albo się do tego dostosujesz, albo możesz się zawijać. Im szybciej to zrobisz, tym lepiej, bo załapiesz się na więcej przywilejów dla aut elektrycznych. Nie sądzicie chyba, że po roku 2030 będą jeszcze jakieś przywileje dla elektryków, jak darmowe parkowanie albo jazda buspasem. Wręcz przeciwnie, ulice będą domyślnie zamknięte dla aut spalinowych i tylko tam, gdzie będzie wyraźne oznakowanie „dopuszczony ruch spaliniaków”, będzie można nimi jeździć. A już jeśli ktoś planuje komercyjne wykorzystanie swojego samochodu i rozważa cokolwiek innego niż napęd elektryczny, to jest szalony.

Na rynek wjeżdża chiński Maxus ze swoimi dostawczakami

Największym z nich jest e-Deliver 9, większy niż e-Deliver 3. Rozmiarem konkuruje z Fiatem Ducato lub Renault Master, co jest o tyle słuszne że oba te modele to pierwsza liga na polskim rynku. Maxus e-Deliver 9 ma dopuszczalną masę całkowitą 3500 kg w każdej wersji, ale im jest większy, tym mniej może unieść. Długi rozstaw osi z największym akumulatorem to ładowność wynosząca tylko 860 kg, podczas gdy wersja krótka z najmniejszym akumulatorem bierze na pakę 1200 kg. Tyle że wtedy przejedzie 186 km bez ładowania.

maxus e-deliver 9

Czego nie ma Maxus e-Deliver 9?

Nie ma za bardzo wyboru kolorów. Można mieć białego lub srebrnego i to wszystko. Nietypowe, bo jednak producenci europejscy często oferują jakieś bardziej żywe kolory i co więcej, są one dość często wybierane. Stale widzę czerwone Transity, niebieskie Fiaty Ducato itp., być może też dlatego że te kolory pasują do barwy firmy, w której jeżdżą. Ale może to nie takie ważne, w jakim kolorze jest dostawczak. Zawsze można okleić go folią.

Nie ma też zbyt wielkiego wyboru wersji nadwozia. To znaczy są trzy, średni rozstaw osi (9,7 m3 objętości ładunkowej), długi rozstaw osi (11 metrów sześciennych) i podwozie pod zabudowę. Przy czym wersję długą – LWB – można zamówić sobie jeszcze z podwyższonym dachem i uzyskać 13 m3, więc na upartego mamy cztery wersje. To niewiele w porównaniu z jakimś Sprinterem czy Ducato. Natomiast duży jest wybór, jeśli chodzi o pojemność akumulatorów. Są aż cztery różne warianty: 65 kW dla podwozi pod zabudowę, 51,5 - 72 - 88,5 kWh dla furgonów blaszanych, przy czym ta pierwsza występuje tylko w odmianie SWB.

maxus e-deliver 9

A co ma?

Zaskakująco dobre wyposażenie i komfort jazdy porównywalny z samochodem osobowym. Znakomitą dynamikę 200-konnego silnika. Niezłe wyciszenie, gdzie jednostajne wycie napędu elektrycznego słyszalne jest tylko przy niewielkim zakresie prędkości. Zabawnie mocowaną, ale skuteczną kamerę cofania, która znacząco ułatwia manewry. Drzwi przesuwne po obu stronach, również znakomicie się sprawdzające przy rozładunku – znacznie ułatwiają wynoszenie ciężkich rzeczy. A nawet nie-aż-tak-wysoką podłogę jak się spodziewałem, sądziłem że akumulatory zajmą o wiele więcej miejsca. Maxus ma też przyjemną, naturalną pozycję za kierownicą i szeroką kabinę, w której dwie rosłe osoby jadą w pełnym komforcie.

Kamera cofania to mój ulubiony detal tego wozu.

Pewne zastrzeżenia mogę mieć do wskaźnika pozostałej energii. Pokazuje on mniej więcej ile kilometrów zostało do przejechania, przy czym nie należy się tego zupełnie trzymać, ponieważ wskazania potrafią gwałtownie się wahać. Przejechałem kilka kilometrów drogą ekspresową i wskaźnik zaczął mnie straszyć, że prąd zaraz się skończy. Zjechałem na zwykłą podmiejską drogę i przez dobrych kilkanaście minut jazdy nie ubył nawet jeden kilometr. Widać zdolności przewidywania są w tym systemie niewielkie. Warto też pamiętać, że w przypadku Maxusa z tym największym, 88-kilowatogodzinnym akumulatorem, ładowanie z gniazdka w firmowym garażu czy hali zajmie ponad 40 godzin, jeśli chcemy naładować się powiedzmy w zakresie 10-100 proc.

Maxusem wywiozłem złom na skup, wywołał małą sensację

Panie, a co to takie? To elektryczne? A to gdzie się ładuje? Ile to bierze na pakę? – te i inne pytania padły z ust pracowników oraz innych osób, które przybyły na skup surowców wtórnych. Swoje zadanie spełnił bardzo dobrze, gumowana skrzynia ładunkowa zapobiegała przemieszczaniu się złomu, a ponad 300-kilowy ładunek w ogóle nie zrobił na aucie wrażenia. Dobrze jest jednak mieć w pamięci, że nawet jazda 50-60 km/h powoduje zużycie prądu na poziomie 25-27 kWh/100 km, a przekroczenie 30 nie stanowi żadnego problemu. I to przy temperaturze zewnętrznej w okolicach 10-12 stopni, a jeśli złapie mróz, to ono jeszcze wzrośnie.

Przypuśćmy więc, że chcemy aby e-Deliver 9 służył nam w firmie do rozwożenia towaru. Weźmy wersję długą z mniejszym akumulatorem – 72 kWh. Według danych fabrycznych ma ona 236 km zasięgu. Czyli w ciągu dnia możemy pokonać 150-180 km, bo trzeba jeszcze doliczyć dojazd na bazę i straty wynikające z używania ogrzewania i klimatyzacji. A zatem aby używać w firmie floty np. 3 takich Maxusów, trzeba byłoby mieć 3 ładowarki typu wallbox z prądem 3-fazowym, żeby wozy były realnie gotowe do pracy każdego dnia rano. Nikt mi nie powie, że to nie jest utrudnienie w stosunku do spalinowych busów, które można po prostu tankować podczas pracy i już.

Nie ma za bardzo sensu się o nich rozpisywać, bo nikt nie kupuje takich aut za gotówkę. Najtańszy e-Deliver 9 został wyceniony na 304 tys. zł, długi+podwyższony+największa bateria to 405 tys. zł. Jest to o wiele drożej niż porównywalne vany spalinowe, ale mniej więcej na poziomie elektrycznego Mercedesa Sprintera, który kosztuje 325-370 tys. zł. Biorąc pod uwagę różnicę w rozpoznawalności i renomie między markami Maxus i Mercedes, mogę przyjmować zakłady że ten atak na segment dostawczaków się Chińczykom nie powiedzie. Inna rzecz, że taki e-Sprinter ma akumulatory o śmiesznej pojemności 35-47 kWh, wygląda to jak żart z klientów – tyle to mają przeciętnie samochody osobowe, a nie busy. W tej dziedzinie Maxus wygrywa, hojnie szafując kilowatogodzinami.

Elektryczne spotkanie pod światłami.
Maxus e-Deliver 9 daje dobry widok do tyłu, brakuje widoku na prawy bok.

Na koniec takie spostrzeżenie

Skoro wszystko, absolutnie wszystko ma być bezemisyjne, to transport kołowy na duże odległości odpada. Ciężarówki w najlepszym razie przejadą po 300 km między ładowaniami, dostawczaki w rodzaju Maxusa – może 200 km. To całkowicie odbiera sens ich istnieniu. A to dla odmiany sprawia, że nie potrzebujemy już autostrad. Dodajmy do tego zakaz dalekich lotów samolotem i mamy powrót do czasów, gdy wyprawa do miasta oddalonego o 200 km była czymś niezwykłym. Ale Maxusem eDeliver 9 może by się udała, gdyby jechać wolno, bez ładunku i nie przesadzać z ogrzewaniem.

maxus e-deliver 9
maxus e-deliver 9

Tylko po co wtedy dostawczak?

REKLAMA

Czytaj również:

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA