Żółte ludziki strzegą pieszych w Częstochowie. Więcej znaków drogowych, ludzie wytrzymią
Jedenaście żółtych ludzików rozstawiono przy przejściach w Częstochowie. Sądząc po cenie, zrobione są ze złota. Nie to jest najgorsze.

Najgorsze jest to, że nie ma takiej liczby znaków na drodze, która byłaby wystarczająca. Bo ten częstochowski ludzik nie jest niczym innym, niż kolejnym znakiem drogowym.
Żółte ludziki przy drodze - o co chodzi?
Wiosną w Częstochowie postanowiono na próbę żółte ludziki przy jednym z przejść dla pieszych. Są odblaskowe, więc miały poprawić bezpieczeństwo pieszych. Przedstawiciele władz twierdzili, że kierowcy zwalniają na ich widok. Bezpieczeństwo wzrosło, chociaż zmalało.
Ludzik sobie stoi i odblaskuje, a bezpieczeństwo rośnie, sukces goni sukces. Zapewne dlatego postanowiono dokupić więcej ludzików, które okazały się odrobinkę drogie.
Sylwetka pieszego za 10 tys. zł
Dziennikarze radia fiat.fm (ładna nazwa, skądś kojarzę) zajrzeli do dokumentacji przetargowej i wyszło im, że jeden ludzik kosztuje mniej więcej 10 tys. zł, skoro za komplet zapłacono 100 860 zł. Może takie ludziki tyle kosztują, ale to trzeba byłoby na takim chińskim portalu sprawdzić. Ciekawość dziennikarzy wzbudziło jeszcze to, że druga oferta opiewała na 12 300 zł, czyli wielokrotnie taniej. Do tego doszło jeszcze, że specyfikacja przetargowa opisywała produkt niemalże identyczny z oferowanym przez firmę, która powstała tuż po montażu pierwszych ludzików wiosną.
Nie wnikajmy jednak w te przykre sprawy, bo przecież wiadomo, że za jakość trzeba płacić, a bezpieczeństwo tak naprawdę nie ma ceny. Zastanówmy się, dlaczego taki ludzik jest konieczny?
Kolejny znak drogowy
Znak drogowy D-6, czyli ten informujący o przejściu dla pieszych, już jest pokryty folią odblaskową, więc ludzik to kolejny odblaskowy pionowy element. Jeśli ktoś nie widzi znaku D-6 i przed nim nie zwalnia, to pomóc można mu tylko karząc mandatami. To nie jest tak, że ludzie nie widzą znaków, oni nie dbają o to, żeby je zobaczyć. Przyznaję, że czasami faktycznie na drodze nic nie widać, tylko nie wiem, czy ludzik to rozwiązuje.
Mam swoją ulubioną ulicę w Lublinie, akurat nie w Częstochowie, po której nie cierpię jeździć po zmroku. Jest tam tyle światła i przejść między ciemnością a światłem, że praktycznie nie widać pieszych. Przejścia są doświetlone, ale i tak ciągle mam wrażenie, że zawsze wyłaniają się z ciemności. Jakby ktoś ustawił tam jeszcze odblaskowe ludziki, to wypadłyby mi oczy. Wczoraj stanął tam na chwilę radiowóz z włączoną sygnalizacją świetlną, nie widziałem nic.
Na szczęście ludziki to nie jedyna inicjatywa Częstochowy, bo kilka przejść jeszcze dodatkowo oświetlono. Problemem pierwszego przejścia, na którym postawiono te hipki jest to, że są tam dwa pasy ruchu w jednym kierunku. Jedni kierowcy mogą się zatrzymywać (i nawet zasłaniać ludzika) a drudzy radośnie przejeżdżać drugim pasem. Jeśli jest tam rzeczywisty i poważny problem, to trzeba nastawiać przeszkód dla kierowców, żeby zwalniać musieli, a nie stawiać ludziki. Nie linią ich, a płotem.
Chciałbym kiedyś zobaczyć statystyki ze skuteczności tych częstochowskich ludzików. Obawiam się, że w ruchu ulicznym jest tyle zmiennych, że nigdy nie da się jej ustalić i postacie będą sobie błyszczeć nigdy nie rozliczone ze swojej roboty.
Zdjęcie główne: Urząd Miasta Częstochowy