97,65 proc. polskich kierowców lekceważy znak „zakaz ruchu”. Pozyskałem na to twardy dowód
Dantejskie sceny dzieją się dziś przy zamkniętej (nie do końca wiadomo dlaczego) ulicy Prawdziwka w Warszawie. Ruch teoretycznie odbywać się tam powinien tylko w jedną stronę, ale odbywa się w obie, ponieważ żaden zakaz na znaku nie powstrzyma Polaków. Rym niezamierzony.
Zaledwie trzy dni temu poinformowano o planowanym zamknięciu ulicy Prawdziwka dla ruchu. Jeździ ta linia autobusowa 139, jest to też droga uczęszczana przez kierowców i rowerzystów. Tablice „droga zamknięta od 25.06.2024” pojawiły się w sobotę. Niektórzy nie kryli zdziwienia, bo ze względu na trwający remont drogi Piaseczno-Konstancin zamknięcie ulicy Prawdziwka odcina od świata sporą część Warszawy. Jedyny dojazd z Piaseczna do Warszawy musi teraz odbywać się wiecznie zakorkowaną ulicą Puławską, a i to jest dyskusyjne, bo już na wysokości byłych zakładów Polkolor również prowadzone są roboty i działa tylko jedna nitka. Pokażę Wam na mapie.
Wydawałoby się więc, że to najgorszy moment na frezowanie ulicy Prawdziwka, skoro wszystkie jej objazdy też są w remoncie, ale kto by się tym przejmował, skoro to są dwa różne byty samorządowe (Warszawa i powiat piaseczyński) i one nie rozmawiają ze sobą.
Ulicę Prawdziwka od strony południowej zablokowano barierą, a na barierze umieszczono znak B-1
Czyli zakaz ruchu w obu kierunkach – biała, okrągła tarcza z czerwoną obwódką. Wyjaśniam jak wygląda, bo po mojej dzisiejszej wizycie w tym miejscu stwierdzam, że tego znaku chyba nikt nie zna. Wcześniej, 1 km i 2 km przed tym znakiem pojawił się znak „droga bez przejazdu”.
Kiedy stałem w tym miejscu, przejechało koło mnie 170 samochodów w ciągu ok. pół godziny. Z tych 170 kierowców, 164 zignorowało znak B-1 i objechało go, pakując się w środek robót drogowych i jadąc pod prąd lewą stroną jezdni, powodując spychanie prawidłowo jadących kierowców od drugiej strony (od ulicy Wczasowej). Czterech zawróciło, przy czym jedna pani zaczęła zawracać, a potem stwierdziła że w sumie to nie warto i ona przejedzie.
Wezwałem policję, ale nie doczekałem się jej przyjazdu
Moim zdaniem oznakowanie było błędne, a jeśli było prawidłowe (i policja by tak uznała), to należało dopilnować, żeby było przestrzegane. Inaczej powstał drogowy megachaos, samochody stały w obu kierunkach, przeszkadzając robotnikom w pracach. Inna rzecz, że droga miała być zamknięta dopiero od jutra, ale to nie zmienia niczego w kwestii ważności znaku.
Teraz nasuwa się pytanie, czy to wina kierowców. Tak i nie. Tak – bo jak widzisz znak, to powinieneś/powinnaś się do niego zastosować. Nie – bo od dekad dewaluowane jest znaczenie znaków drogowych poprzez ich koszmarny nadmiar. W związku z tym kierowca widząc znak zakazujący dalszej jazdy po prostu go lekceważy i jedzie dalej, uznając że przecież musi przejechać, a znak to tylko znak, można go olewać. Tak jak wcześniej, tego samego dnia, olał już pewnie ze 30, jak nie 50 innych znaków. Pomijam już, że wiele samochodów nadjeżdżających tą drogą w stronę znaku B-1 jechało tam nielegalnie, ponieważ jakiś 1,5 km wcześniej mija się ograniczenie tonażowe do 2,5 tony.
Dlatego też nikt się do tego znaku nie stosuje, bo i nikt nie stosuje się do poprzednich.
I każdy wie, że nic mu za to nie grozi. Brawo, Polsko.