Wpis o tym, jak kierująca Arteonem nie poniesie żadnej kary
Na pewno znacie sprawę z wypadkiem, w którym brał udział Volkswagen Arteon. Co będzie dalej? Nie wiem, ale się domyślam.
Żeby oddalić od siebie widmo kolejnego procesu, nie będę zupełnie odnosił się do szczegółów tego wypadku ani do tego jak było naprawdę, ani kto zawinił. W internecie można znaleźć już wszystko, włącznie z danymi właściciela (tego linkować nie będę). Pobawię się tylko w proste teoretyzowanie w jakim kierunku może to pójść.
Przypuśćmy, że samochód został wypożyczony
To dość prawdopodobna hipoteza, ktoś prowadzi sobie wypożyczalnię, ktoś inny wypożycza od niego auto na wakacje i wszyscy są szczęśliwi. Do złożenia wyjaśnień na komendzie zostanie więc wezwany właściciel wypożyczalni, który najzupełniej nie będzie miał ochoty płacić kilku tysięcy złotych kary za niewskazanie, komu powierzył samochód. Wskaże więc na przykład jakąś kobietę, dajmy jej na imię Żaneta.
Żaneta powie, że owszem wypożyczyła samochód, ale w żadnym razie nie przyznaje się do tego, żeby go prowadziła. Sęk w tym, że tego dnia obiecała swojej znajomej, że podwiezie jej znajomą z miejsca A do miejsca B, a że chciało jej się strasznie spać, bo całą noc nie spała trzymając kredens, to pozwoliła tej znajomej znajomej prowadzić wypożyczone auto. Tak, wie że to niezgodne z regulaminem wypożyczalni i poniesie karę umowną 200 złotych, ale to zgodne z prawem. Zatem prowadziła znajoma znajomej. A gdzie ona mieszka? Jak się nazywa? No mieszka w Chersoniu i na imię ma Olena, w Polsce była tylko chwilowo, mówiła że chce gdzieś wyemigrować. Sąd nie jest w stanie ustalić jej personaliów ani miejsca zamieszkania, więc sprawa zostaje umorzona z powodu niewykrycia sprawcy. Ostatecznie kary nie ponosi nikt, no bo żeby była kara, musi być sprawca lub sprawczyni.
Czy da się tego uniknąć?
Nie wiem, trudno mi powiedzieć na sto procent, ale wydaje mi się (tylko mi się wydaje), że w umowach użyczenia pojazdu powinno się zawierać punkt, że ten kto auto bierze w wypożyczenie, przyznaje się do wszystkich ewentualnych wykroczeń i za nie odpowiada. Oczywiście potem taka osoba może tej umowy nie respektować i znowu zostajemy w punkcie wyjścia, no ale to chociaż jakieś minimalne zabezpieczenie.
Dobrze, czas na jakąś kontrowersyjną opinię
Tak, wiem że to zupełnie niezgodne z oficjalną linią i że eksperci od BRD zaczną we mnie rzucać kawałkami znaków drogowych, które trzymają w domu, jednak uważam, że dobrze by było, gdyby ktoś jednak wysłuchał wołania poszkodowanego („gońcie go, błagam”) i dogonił kierującego/kierującą. Wtedy byłby jednoznaczny dowód na to, kto siedział za kierownicą i może udałoby się wezwać policję, która zatrzymałaby pojazd, mając sprawcę na tacy. Może w tej sytuacji sprawiedliwości stałoby się zadość. A w obecnej – wszystko się rozmyje, bo takie są przepisy i ostatecznie skończy się na niczym.