Prawdziwa księżniczka jeździ Wołgą. Dokładniej: Wołgą-karetą
Nie karetką, a karetą. Oto, co się dzieje, gdy socjalistyczna myśl techniczna spotyka się z wyobraźnią rodem z krainy baśni i dziwów.
Któż nie marzył kiedyś o podróży piękną, bogato zdobioną karetą? Taki powóz, ciągnięty przez co najmniej dwa zdrowo wyglądające konie, mógłby dowieźć marzyciela na przykład na wystawny bal, pełen pięknych kobiet w długich sukniach i dziwnych nakryciach głowy. Byłoby jak w bajce.
Ale życie to nie bajka. Chyba że ktoś jest pomysłowy
Czasy powozów na ulicach dawno się już skończyły, ale oczywiście można kupić sobie taki pojazd i kazać biednym koniom się ciągnąć. Powoduje to jednak nie tylko dyskomfort zwierząt, ale jest też potwornie wolne. Problemem może być również zanieczyszczanie trasy przejazdu wiadomymi sprawami. No i karety podobno wcale nie są takie wygodne.
Co ma zrobić ktoś, kto mimo wszystko nie porzuca marzeń o stylowym i staromodnym środku transportu? Najlepiej, by skorzystał z dobrodziejstw współczesnej (no, powiedzmy…) techniki.
Oto Wołga-kareta
Wołga-karetka nikogo raczej nie dziwi, ale usunięcie jednej litery sprawia już, że mówimy o czymś wyjątkowym. Przed wami jeden z najbardziej nietypowych pojazdów, jakie można znaleźć na polskich portalach ogłoszeniowych.
Oferowana Wołga-kareta jest zarejestrowana w Ukrainie, ale w lakonicznym opisie ogłoszenia zawarto informacje o tym, że auto „jest na Litwie”. Nie podano, czy dość niesamowita przeróbka jest dziełem jakiejś firmy, czy została wykonana w garażu. Zdjęć jest bardzo mało – ale na tym, co widać, Wołga-kareta prezentuje się nieźle. Jest chyba przyzwoicie wykonana. Chyba.
Wołga-kareta kosztuje 35 500 zł
Trudno ocenić, czy to drogo, bo konkurencja dla tego typu projektu właściwie nie istnieje. Z jednej strony, samochód, który kryje się pod spodem – czyli Wołga Gaz 21 – to już klasyk. Z drugiej, trudno tu mówić o jakiejś „klasyczności”, bo auto jest… no cóż, w pewnym sensie popsute tym, co zostało na nim zbudowane. Ciekawe, z którego roku pochodzi, bo w ogłoszeniu wpisano rok 1974, a produkcja modelu 21 zakończyła się cztery lata wcześniej.
Jak benzynowy motor 2.4 radzi sobie z ciągnięciem dodatkowych kilogramów podłogi, szyb, ścian, zasłon i kanap? Czy przypadkiem nie dostaje zadyszki niczym stary koń nad Morskim Okiem? Jak wygląda sprawa ze sztywnością nadwozia, z aerodynamiką i zużyciem paliwa? To pytania, na które odpowiedzi należy szukać chyba tylko w szklanej kuli baśniowej wróżki.
Wołga-kareta służyła zapewne jako „ślubowóz”
Ja jednak z przyjemnością używałbym tego uroczego miksu tradycji z nowoczesnością i wschodnią fantazją do dojazdów do sklepu. Czułbym się jak arystokrata i Kopciuszek w jednym. A na parkingu pewnie kombinowałbym jak koń pod górę.