Koniec z rozbijaniem pieniędzy o ścianę. Crash testy odejdą do lamusa
Same symulacje testów zderzeniowych nie są czymś nowym - co innego głośne zapowiadanie całkowitej rezygnacji z przeprowadzania prawdziwych prób zderzeniowych. Crash test chce odesłać do lamusa VW.
Niezależnie od tego, o którym wielkoseryjnym producencie samochodów mówimy, proces projektowy jest zwykle w dużym stopniu podobny. Jednym z jego elementów są testy zderzeniowe, które mają zagwarantować, że dane auto będzie zapewniać tak wysoki poziom bezpieczeństwa biernego, jak to tylko możliwe.
Oczywiście nie tylko producenci przeprowadzają owe testy zderzeniowe
Większość nowych modeli przechodzi dodatkowe testy organizowane przez różnego rodzaju organizacje. W naszej części świata najbardziej znaną z nich jest oczywiście Euro NCAP, z którym od lat kojarzymy gwiazdkowy system ocen - którego nie będę szerzej opisywać, bo już kiedyś zrobił to Adam.
Faktem pozostaje, że crash testy kosztują - i to niemało. W związku z tym zdarzały się przypadki kilkukrotnego rozbijania tego samego auta (np. najpierw z przodu, potem z tyłu, a potem jeszcze z boku) - jak choćby w przypadku widocznego niżej Lamborghini Diablo.
VW chce więc zaoszczędzić w inny sposób - odpuszczając tradycyjny crash test
Niemcy nie tylko sami nad tym pracują, ale i są przekonani, że inni gracze z branży także (i zapewne się nie mylą). Jak twierdzi Markus Biewendt, odpowiedzialny w Volkswagenie za sprawy związane z bezpieczeństwem samochodów, oprogramowanie do symulacji jest już na tyle zaawansowane, że może z powodzeniem zastąpić rozbijanie prawdziwych aut. Czyli, innymi słowy, niemal takie same wyniki otrzymuje się po zgnieceniu półtorej tony metalu i tworzyw sztucznych oraz po przemieleniu różnych danych przez komputer.
W pewien niepokój może wprawiać widoczne powyżej słowo „niemal”, ale użyłem go umyślnie - bo pole do poprawy nadal jeszcze jest, i pewnie będzie przez dłuższy czas. Ale i tak na uznanie zasługuje fakt, że w ogóle można już pracować nad bezpieczeństwem biernym w ten sposób - jeszcze 10 czy 15 lat temu można było pomarzyć o posłaniu prób zderzeniowych na emeryturę. Nawet jeśli nie uda się w najbliższych latach całkowicie zrezygnować z rozbijania prawdziwych aut, to pewnie możliwe będzie chociaż zmniejszenie liczby crash testów w procesie projektowo-konstrukcyjnym. Choć biorąc pod uwagę, że w Golfie VIII w trakcie jednej z prób zderzeniowych otworzyły się tylne drzwi, to sugerowałbym panu Biewendtowi, by odrobinę powściągnął swój optymizm.
Ale najbardziej zastanawiające jest co innego.