Szukałem sensu napędu 4x4 w Volvo V60 Cross Country. Znalazłem napęd, który mnie pokonał
Volvo V60 Cross Country to bardzo dobry samochód do udzielenia odpowiedzi.
Można wyobrazić sobie piękniejszą zimę, na zbadanie czy napęd 4x4 ma jeszcze sens? W zasadzie można, ale wziąłem tę co była i Volvo V60 Cross Country też wziąłem i pojechałem nim w góry, gdy warunki drogowe były dalekie od dobrych, a temperatura daleka od zera, w tę niedobrą stronę. Eskimosi ze swoimi 400 nazwami na śnieg mogą się schować, jechałem po co najmniej 401 rodzajach. To spora niespodzianka, bo ostatnie zimy sugerowały, że śnieg już nie istnieje, że to przeżytek, jak mówienie dzień dobry dorosłym przez dzieci.
Po cóż więc jeszcze napęd na cztery koła ludziom, którzy nie osiedlili się na bagnach obok Shreka, skoro śniegu nie ma, a Eskimosi korygują słowniki? I po co im samochód kombi, skoro wszyscy kupują SUV-y?
Żeby zimą pojechać w góry jak król.
Wsiadłem więc do tej karocy, która w ogóle się nie wysila by robić dobre wrażenie. Była tak przerażająco biała, że najpierw omyłkowo wsiadłem do zalegającej obok hałdy śniegu i zacząłem kierować. Dopiero żółty śnieg w miejscu mojego ulubionego systemu multimedialnego uświadomił mi pomyłkę. Volvo stawia na mało krzykliwe kolory, żółtego to tam na pewno nie ma i bardzo dobrze, jest za to proste i intuicyjne menu.
Może i tak nie było (z tą zaspą, nie z systemem), ale coś wyjawie wam na początku - niesamowicie mi się podoba koncepcja tego samochodu. Nie obchodzi mnie w ogóle, że to Volvo nie mieni się złotem jak produkt sygnowany Polestar i wygląda podobnie do położonej na bok szafy z otwartą szufladą. Wciąż dużo jeżdżę w trasie i wciąż potrzebuje sporego bagażnika, a podniesione (aż na 21 cm) kombi sprawdza się w trasie lepiej niż SUV.
Importerzy, dawajcie skrobaczki i szczotki do samochodów prasowych
Tylko zanim gdziekolwiek ruszyłem, musiałem wsiąść nad ranem do oblodzonego samochodu. Jaki ja byłem podniecony, że włączę sobie grzanie przedniej szyby i nie będę musiał jej skrobać. I się zdziwiłem, bo grzania przedniej szyby nie da się połączyć z wyświetlaczem HUD, wyświetlacz miałem, szybę musiałem skrobać, lejąc po niej spryskiwaczami z ramion wycieraczek. Takie umiejscowienie dysz to dobre rozwiązanie, tylko szybko kończy się płyn i to nie przez brak skrobaczki.
Tak dobrym pomysłem nie jest wyświetlacz przezierny, którego zakup można sobie darować. Jeśli nie jest włączona fabryczna nawigacja, to wyświetla się na nim aktualna prędkość, komunikaty ostrzegawcze i obowiązujące ograniczenie. Stanowczo przegrywa z grzaną szybą w samochodzie, który swoje najlepsze cechy pokazuje zimą.
Oskrobałem, to jadę, a po drodze chcę zabrać znajomych. Ale znajomi mieszkają w mieście, które jest światową stolicą nieodśnieżania. Jeśli istnieje jakiś konkurs, w którym wygrywa miasto najgłębiej mające w poważaniu swoich mieszkańców, to Lublin wygrywa bezapelacyjnie. Lata mijają, a lekceważący stosunek do odśnieżania pozostaje bez zmian.
4x4 to napęd do miasta
Lecz od czego ja mam napęd na wszystkie koła? Parkuję gdzie mi się podoba, wbijam się w zaspy, wjeżdżam na obite śniegiem krawężniki, korzystam z miejsc, z których zrezygnowali kierowcy z napędem na jedną oś i zawsze komfortowo z nich wyjeżdżam. To jest 90 proc. sensu napędu na cztery koła – brak troski o drogowe warunki. Nie trzeba nigdzie pędzić, można tylko parkować, żeby to docenić. Właściwie możecie dalej już nie czytać, już mam odpowiedź na pytanie o sens, a dalej będzie o moim upokorzeniu.
Pojemny też jest jak szafa (529 l)
Nie czytać - było. Razem ze znajomymi zabieram torby, plecaki, buty, kijki i tysiące warstw odzieży, w której będziemy chodzić po górach i ładujemy to do bagażnika. Bagażnik otwieram przeciągając pod nim nogą, akurat zadziałało, bo działa mniej więcej raz na cztery próby.
Słoiki wieszamy na licznych haczykach, luźne rzeczy odgradzamy podnoszoną półką, którą każdy samochód powinien mieć. Nart do otworu w tylnej kanapie nie pakujemy, narty są dla słabych i Prezydenta, a powtórzenie to błąd stylistyczny. Prawdziwi twardziele zjeżdżają wyłącznie na tyłkach po oblodzonym szlaku.
I waży tyle co wypchana szafa trzydrzwiowa
Jedziemy więc, chwilowo jeszcze na kołach. Grzejemy fotele, masujemy plecy, sterujemy temperaturą w czterech strefach, jest komfortowo nie tylko ze względu na wyposażenie, dawno nie połykałem kilometrów z taką przyjemnością. Czasami nawet nie bałem się wyprzedzić, choć czarnego asfaltu oglądałem niewiele, nie musiałem czekać aż się pojawi, napęd radził sobie znakomicie.
Trochę gorzej było z hamowaniem, ABS bardzo często reagował, czuć było masę pojazdu zwiększoną dzięki czterem napędzanym kołom. W Cross Country czuć też konkret i to, że samochód waży swoje, ale to mi nie przeszkadzało, niektórzy nie lubią przesadnej lekkości. Tu jedzie się masą (1720 kg), a nie samochodem. O wychylaniu się nadwozia jednak nie ma mowy, prowadzi się jak normalne kombi.
Diesel tu pasuje, ta pozorna ociężałość nawet przystoi temu pojazdowi. To ma płynąć, a nie startować spod świateł. 8,2 sekundy do setki wstydu nie przynosi, ale niespecjalnie je czuć. 14 dodatkowych (do 190) koni generuje układ mild hybrid, ale nie zgadłbym, że jest na pokładzie. Silnik nie klekocze, wyciszenie jest bardzo dobre, ale sytem Stop&start potrafi szarpnąć. Nie przeszkadzało mi to w ogóle, cieszyłbym się nawet, gdyby Volvo było bardziej surowe, czułbym się twardszym podróżnikiem.
Upokorzony przez przednią oś
Nie dojechałem jeszcze w żadne góry, a już byłem zadowolony. Tam trochę zrzedła mi mina. Na wąskich, zaśnieżonych drogach jedzie się najczęściej z taką prędkością, z jaką porusza się najwolniejszy uczestnik ruchu, napęd na wszystkie koła nic nie pomoże. A jednak po ciemku, w trakcie silnych napadów śniegu i na naprawdę słabiej nawierzchni wyprzedził mnie ktoś samochodem bezsprzecznie przednionapędowym i to nie jeden raz. Lokalne busy mknęły nie zważając na oblodzenia i to, jak trudno będzie się z kimś minąć zaraz za zakrętem. Z naprzeciwka raz nadjechały dwa motocykle z koszami i nie jechały specjalnie powoli. Wtedy trochę zwątpiłem w sens napędu na cztery koła, nic nie zastąpi doświadczenia i codziennego treningu w pokonywaniu drogowych trudności.
Powrót wiary
Aż nie wjechałem na kompletnie białą drogę i musiałem kilka razy ustąpić miejsca zjeżdżającym z góry pojazdom. Samochodem z napędem na jedną oś bym nie ruszył, a Cross Country startowało pod górę bez żadnego problemu. Mogłem stanąć na wyślizganym śniegu lub w zaspie na poboczu, efekt zawsze był ten sam bez bezradnego mielenia kołami. Napęd odzyskał sens. Tam, gdzie wiele samochodów musiało nałożyć łańcuchy, ja jechałem komfortowo bez wspomagania.
Latem pewnie byłbym Cross Country mniej zachwycony, bo napędu 4x4 nawet bym nie zauważył. Nawet zimą nie skorzystałem z trybu Off-Road i z takich funkcji, jak możliwość ciągnięcia przyczepy hamowanej o masie aż 2000 kg. Charakter pojazdu by pozostał i wrażenie, że jedzie się maszyną, a nie ażurową konstrukcją utkną z elektroniki. To pędźmy to Volvo kupić.
Volvo V60 Cross Country - cena
Cennik V60 Cross Country startuje od 204 900 zł za diesla i za dużego wyboru silników tu nie ma. Benzynowa 250-konna wersja jest o 5 tys. zł droższa od diesla i to by było na tyle. Chyba warto te pieniądze wydać na coś innego i tak powyżej 180 km/h się w Volvo nie rozpędzimy. Po cóż więc ją wybierać, skoro 190-konny diesel zapewnia wystarczające osiągi, jest tańszy i będzie mniej palił? A pali wcale nie tak mało (do tego dojdziemy za jeden akapit).
Cross Country kosztuje nieco drożej od wyjściowej ceny V60, które zaczyna cennik od 153 600 zł. Z XC60 to jednak bym powalczył, tam diesel z AWD kosztuje minimum 203 705 zł. Dla osoby, która używa samochodu żeby nim faktycznie jeździć, a nie jeździć do przedszkola i do sklepu za rogiem, Cross Country jest lepszym wyborem. Jak chcesz chodzić na spacery, to nie kupujesz kota.
Volvo V60 Cross Country - zużycie paliwa
Przy prędkości autostradowej Volvo pokazywało zużycie 8,2 litra. Zaśnieżone drogi krajowe pozwoliły na zejście do 7,2 litra. W mieście często witało mnie 10 litrów, choć raz zszedłem poniżej 9. Jak zima się skończy powinno być lepiej, ale miłośnicy diesli mogą być zaskoczeni, bo zaraz wyjmą z notatników swoje mityczne 4,5 litra bez żadnego wysiłku. Z okazji spalania możemy pochylić się nad tym, co mi się w Cross Country nie podobało. Oprócz tego HUD-a, w tych zachwytach, coś jeszcze wygrzebałem.
Na przykład ładowanie bezprzewodowe, którego zabrakło na pokładzie testowanego pojazdu, a które powinno być standardem. Choć to nie szkodzi, że nie dołożono tej opcji za 1050 zł, bo bezprzewodowej obsługi Android Auto i Apple CarPlay, która puka już do drzwi naprawdę tanich pojazdów, też nie było i musiałem korzystać z kabelka, który ciągnął się aż spod schowka pod prawym łokciem. Doskonałe rozwiązanie dla ludzi, którzy lubią wozić telefon w podłokietniku i sięgać po niego lewą ręką pod prawą pachę, czyli dla nikogo.
I jak jestem fanem środkowego ekranu w samochodach Volvo i wybaczam mu nawet, że to na nim zmienia się temperaturę, tak wobec tego przed oczami kierowcy, mam co najmniej mieszane uczucia. Próbę odnalezienia się w tych wszystkich TA i TM mało kto przejdzie zwycięsko. Podobnie jak próby przeniesienia nogi nad wielkim tunelem środkowym z tyłu.
W jednej sprawie Volvo V60 Cross Country niestety przegrywa z SUV-ami. Bagażnik ma gigantyczny, miejsca z tyłu jest wystarczająco, ale jednej rzeczy nie przeskoczymy. SUV jest wyższy i wyższy jest tylny otwór drzwiowy, co znacznie ułatwia montaż dzieci w fotelikach z tyłu. Specjalnie wsadziłem swój tułów do XC60 w salonie, żeby to potwierdzić. Dziecko codziennie wolałbym wsadzać do XC60.
Wszystkie inne rzeczy robiłbym w Cross Country.
A to potwierdza, że Cross Country to jest samochód do poważnego podróżowania. Z premedytacją dali ten biały kolor, żeby podkreślić, że on nie musi niczym się wyróżniać, bo tylko prawdziwi twardziele (to o mnie, pamiętajcie) bez nart go docenią. Napęd na wszystkie koła ciągle ma sens, tylko rzadko bywa konieczny, to po prostu jest komfort.