Volkswagen T2 sprzedany za 430 tys. zł. Czy ludzie już do reszty ześwirowali?
Volkswageny T1 już od dawna osiągają zawrotne ceny i nikogo to nie dziwi. Wygląda jednak na to, że powoli podobne szaleństwo zaczyna dotykać młodszy model T2. Jeden właśnie sprzedał się za 430 tys. zł.
Ceny busów Volkswagena są dla mnie wspaniałym przykładem chichotu historii. W końcu z czym najczęściej kojarzy wam się taki Bullik? Z surferami albo pacyfkami i hipisami zwiedzającymi świat, czy jeżdżącymi na festiwale muzyczne. W swoich czasach to nie były auta przesadnie drogie, za to proste i użyteczne. Po latach, przez sentyment i stanie się symbolem epoki, Volkswageny T1 kosztują absurdalne kwoty. Takie, jakich żaden hipis nigdy by nie dał za samochód. W efekcie bogaci kapitaliści biją się na aukcjach o auta kojarzące się z lewicową, równościową kontrkulturą. Nie wiem jak was, ale mnie to bawi.
Co najciekawsze, ten trend zaczyna dotykać młodszego modelu T2. Podczas targów Retromobile w Paryżu aukcja zmieniła się w szaleństwo i egzemplarz w wersji Campmobile osiągnął ponad 101 tys. euro. Czy tę cenę da się jakoś uzasadnić?
Ten Volkswagen T2 ma pewne zalety.
Mówimy tutaj o samochodzie z końcówki produkcji w Europie, z 1978 r. Nie jest to oczywiście jakaś biedna wersja. Campmobile oznacza obecność namiotu dachowego oraz kompletnej kuchni z wersji Westfalia. Do tego ten beżowy egzemplarz jest w doskonałym stanie. Przejechał zaledwie 994 mile, czyli 1600 km. W efekcie jest po prostu jak nowy.
Historia tego przebiegu jest absurdalna. Otóż beżowego Volkswagena T2 kupiła pewna para z miasta Aurora w stanie Kolorado. Wybrali się nim na jedną wycieczkę, ale nie mogli się przyzwyczaić do manualnej skrzyni biegów. Zamiast nauczyć się ją poprawnie obsługiwać, po prostu odstawili auto do garażu. Anegdota jak z europejskich żartów o Amerykanach.
To nadal nie uzasadnia ceny.
To prawda, mówimy tu o aucie w świetnym stanie. Sprzedana w Paryżu wersja jest jedną z tych bardziej poszukiwanych. Ale to nadal tylko popularny dostawczak. Nie był żadną przełomową konstrukcją. Raczej zwykłą kontynuacją koncepcji T1. W zestawieniu z konkurencyjnymi pojazdami z lat 70. niespecjalnie się wyróżnia.
Jedyna szansa na zrozumienie tych 430 tys. zł to zaakceptowanie prostego, choć mało racjonalnego mechanizmu. T2 jest wizualnie podobny do T1, do tego był jego bezpośrednim następcą. Wobec tego szaleństwo cenowe, które dawno dotknęło starszy model, zaczyna przechodzić na ten młodszy. Ludzie, którzy nie zdążyli kupić T1, rzucają się na podobne do niego T2. Trochę jak z Polskimi Fiatami 125p i Ładami, tylko na znacznie większą skalę.
Co czeka sprzedanego w Paryżu busa? Zapewne kolejne lata stania w garażu u jakiegoś majętnego miłośnika hipisowskiej kontrkultury. Takiego, który nigdy nie był jej częścią, bo był zbyt zajęty zarabianiem pieniędzy. Nawet jeśli T2 z 1978 r. ma tyle wspólnego z hipisami, co drogie, szyte na miarę garnitury uczestników aukcji na targach Retromobile.