Ten sposób sprzedaży będzie się rozwijał. Poleasingowe samochody z ofertą leasingu to nowy sposób kupowania używanych pojazdów.
Wielu drobnych przedsiębiorców i ludzi zwanych freelancerami, którym wysokie koszty pracy oferowały niepowtarzalną szansę założenia jednoosobowej działalności gospodarczej, potrzebuje samochodu. Czasami, w związku z inwestycjami ponoszonymi na dynamiczny rozwój firmy, jest im trochę daleko do salonu po samochód nowy. Pozostają używane, ale szkoda zrezygnować z podatkowych korzyści, które daje leasing. Prawie że, specjalnie dla nich, rozwija się nowy sposób sprzedawania używanych pojazdów. Poleasingowe samochody, wciąż oferowane w leasingu, goszczą na co raz większej liczbie platform internetowych. Przyjrzałem się kilku z nich, bo to dość nowy sposób kupowania używanych pojazdów, doświadczenie odmienne od tego, co znaliśmy do tej pory z rynku aut używanych. Przyciągnęły mnie tam niskie raty i możliwość poznania stanu technicznego pojazdu. Jak już przyjrzałem się ofercie mocniej i porozmawiałem z kilkoma sprzedawcami, to okazało się, że:
- wcale bardzo nie chciałem, żeby rata była taka niska,
- nie bardzo też pragnąłem oglądać samochód przed zakupem,
- a jak znalazłem ten wymarzony pojazd (kilka razy), to wcale nie chciałem go kupić.
Zacznijmy od podstaw.
Gdzie się kupuje używane samochody poleasingowe z ofertą na leasing?
Przeglądałem kilka stron i z nich pozyskałem oferty, ale na pewno da się znaleźć ich więcej. Zajrzałem na:
- autonomiauzywane.pl, gdzie używane pojazdy sprzedaje Volkswagen
- pewneauto.pl Toyoty,
- nieobca stała mi się oferta automarket.pl,
- a także otomotoklik.pl.
Łączy je to, że oferują pewne, sprawdzone, czy jak je nie nazwać, samochody używane. Przechodzą ich wewnętrzną selekcję, a potem są oferowane za pośrednictwem internetowego portalu. Zazwyczaj każdy z umieszczonych tam samochodów możemy kupić za gotówkę, na kredyt, w leasingu lub najmie długoterminowym. Ich przekaz jest jasny, sprzedajemy pewny samochód, od razu z atrakcyjną ofertą finansowania. Różnią je szczegóły, ale rata jest zawsze dobra.
Gdzie są te samochody?
W ogłoszeniach są ich tysiące, gdzieś muszą stać. Jeśli program sprzedaży należy do producenta samochodów, to najczęściej stoją u dealerów samochodowych. Można je obejrzeć na miejscu bez wielkich problemów, tylko należy się zastanowić, czy jest sens. Jechać czasami przez pół Polski, żeby najpierw obejrzeć, potem wrócić i drugi raz pojechać po odbiór. To może się specjalnie nie kalkulować. Sprzedawca zazwyczaj chętnie podeśle dodatkowe zdjęcia, a ocena stanu technicznego jest już wykonana.
Może być też tak, że nie wiadomo, gdzie tak naprawdę stoi samochód. Pewnie czasami na jakimś centralnym placu, przywalony z wierzchu zbieranym od miesięcy kurzem i zastawiony innymi samochodami, co odrobinę utrudnia jazdę próbną, a nawet oględziny. Na tę okoliczność jest gotowa metoda, system sprzedaży może przewidywać dostawę samochodu pod dom lub transport do wyznaczonego miasta. Powiązane jest to z możliwością zwrotu samochodu w ciągu 14 dni od zakupu. Nie spodoba ci się, to oddajesz z powrotem. Takie rozwiązanie dla zakupu samochodu bez oglądania przedstawia na przykład otomotoklik.pl.
Kupisz samochód bez oglądania
Teoretycznie obejrzenie samochodu przed zakupem jest możliwe, szczególnie, gdy znajduje się dość blisko. Coraz częściej ludzie opuszczają ten etap, nie weryfikują stanu technicznego i nie odbywają jazdy próbnej. Rozumiem ich, bo nie bardzo jest po co.
Samochody oferowanie w programach sprzedażowych przechodzą ocenę techniczną. Czasami jest ona wykonywana przez zewnętrzny podmiot, na przykład przez DEKRA, albo według wewnętrznych procedur. Dla klienta dostępny jest raport z takich oględzin.
Raporty różnią się stopniem szczegółowości, niektóre są dostępne od razu w treści ogłoszenia, gdzie indziej musimy o przesłanie poprosić sprzedawcę. Dowiemy się z nich o ewentualnych uszkodzeniach karoserii, wnętrza pojazdu, czy pozostałej grubości bieżnika opon. Zawierają też dokumentację zdjęciową, ale jazda próbna wykonywana przez rzeczoznawcę nie jest standardem.
Zaryzykuję, że przeciętny użytkownik samochodu nie jest w stanie znaleźć więcej wad samochodu niż zewnętrzny rzeczoznawca, jeśli w samochodzie nie odpadnie koło przy kopaniu w oponę. W teorii możliwe jest sprawdzenie samochodu w zewnętrznym warsztacie, ale funkcjonując w ramach autoryzowanych przez producentów programów sprzedaży, sprzedawcy nie ukrywają istotnych wad pojazdu, ani historii napraw blacharsko-lakierniczych. U Volkswagena można dostać roczną gwarancję na zakupiony samochód, mimo końca gwarancji producenta, a w otomotoklik.pl, tak jak pisałem, można oddać samochód. Zakup wydaje się być stosunkowo bezpieczny.
Niestety zdarzają się też kwiatki w raportach. Na jednym z portali znalazłem raporty kilku Fiatów 500 z identycznym zużyciem opon i stanem karoserii. Może to przypadek, błąd systemu, a może raporty nie były zbyt wiarygodne.
Kto tym wcześniej jeździł?
Tego się nie dowiesz, nikt nie nawinie makaronu na uszy, że jeździła starsza pani do kościoła. Sprzedawca najczęściej odpowiada, że nie wie, bo samochód pochodzi z wewnętrznej aukcji. Jest więc niewiadomą, czy pojazd służył statecznej pani lekarz, czy ujeżdżał go, dość dosłownie, narwany przedstawiciel handlowy lub czy nie służył jako taksówka.
Jakie samochody są tak sprzedawane?
Poflotowe najczęściej. Skoro za zakupy samochodów nowych w większości odpowiadają w Polsce klienci flotowi, biorący samochody w leasing, to rynek wtórny samochodów poleasingowych nie może być inny. W większości są to samochody służbowe kupowane dla pracowników, ale reprezentowane są niemal wszystkie segmenty, po prostu niektórych jest więcej. Łączy je jedna wspólna cecha, bardzo trudno jest trafić wysoką wersję wyposażenia. Średnią tak, ale nie najwyższą. No i większość to będą diesle. Nie znajdziesz tłumu Chryslerów Voyagerów z gazem, co najwyżej identyczne Fiaty Tipo z LPG.
Znalezienie samochodu z hakiem graniczy z cudem, nikt takich frykasów nie serwuje pracownikom. Nie są to absolutne golasy, ale łatwiej znaleźć samochody z manualną klimatyzacją, niż skórzaną tapicerką. A jak się już znajdzie samochód bogato wyposażony, taki wymarzony, to najczęściej okazuje się, że nie będziemy chcieli go kupić, ale o tym za chwilę..
Strony miewają też błędy, a informacje wprowadzają ludzie. O tym też warto pamiętać. Na otomotoklik większość samochodów zdaje się mieć klimatyzację manualną, gdy ze zdjęć często wynika, że klimatyzacja jest automatyczna. System wprowadzania danych najwyraźniej nie uwzględniał zawartości pakietów wyposażenia dodatkowego.
Da się jednak wypatrzeć rarytasy. Pozostawione w rozliczeniu przy zakupione kolejnego nowego pojazdu perełki, nawet jeśli miały jakąś wypadkową przygodę. Niestety samochody odkupione od osób fizycznych mają pewną wadę dla osób zainteresowanych leasingiem. Najczęściej sprzedawane są na podstawie faktury VAT-marża, czyli są dużo mniej atrakcyjne ze względu na brak możliwości odliczenia podatku VAT od zakupu. A leasing zazwyczaj bierze się po to, by z możliwości odliczenia VAT skorzystać. Marzenia umierają w starciu z podatkową korzyścią.
Tym sposobem doszliśmy od samochodów do pieniędzy.
Czy rata faktycznie jest taka niska?
Oferty leasingu na używane samochody kuszą niskimi ratami. Rata faktycznie może być niska, ale niekoniecznie będzie to najbardziej atrakcyjna oferta, bo ofert samego leasingu może być kilka.
Niskie raty są wynikiem takiej konstrukcji produktu finansowego, gdzie wpłacamy wysoką opłatę wstępną i wysoka jest też kwota wykupu. To powoduje, że raty mogą być bardzo niskie. Faktycznie możemy płacić takie raty, przyciągają nas do oferty, ale ostatecznie możemy ich nie chcieć i to wcale nie przez wysokość początkowej lub końcowej opłaty.
Czy niskie raty są złe?
Są bardzo dobre i wiele osób się na nie decyduje. Jednak z taką konstrukcją produktu finansowego, gdzie końcowa rata jest bardzo wysoka, wiąże się jeszcze jeden element oferty. Można zrezygnować z wykupu samochodu przed ostatnią wysoką ratą i oddać go leasingodawcy. Ten przywilej nie jest tani.
Zazwyczaj napotkamy dwie oferty leasingu. Jedna to zwykły leasing operacyjny, gdzie spłacamy samochód do końca i przechodzi on naszą własność. Tu miesięczna rata zazwyczaj wyjdzie wyższa. Większość sprzedających ma też drugi produkt, ten kuszący, z wysokim wykupem, możliwością zwrotu i niskimi ratami. W obu produktach mamy bardzo dużą dowolność w kształtowaniu wysokości wpłaty wstępnej i rat, ale różni je jedna cecha. Oferta, w której możemy oddać samochód po kilku latach, ma zazwyczaj mniej atrakcyjne oprocentowanie. Całkowity koszt finansowania może w zwykłym leasingu wynosić 105 proc., a w ofercie z wysokim wykupem podskoczyć do nawet 117 proc. Jesteśmy też wtedy ograniczenii ustanowionym deklarowanym rocznym przebiegiem pojazdu. Nie możemy nabić dowolnej liczby kilometrów i zwrócić samochodu po okresie finansowania, bo duży przebieg obniży końcową wartość samochodu i sprzedawanie w ten sposób się nie opłaca. Im większego przebiegu potrzebujemy, tym wyższa będzie rata i odległa od tej, która nas przyciągnęła na stronę sprzedawcy.
W trakcie kilku rozmów sprzedawcy od razu mówili mi, że jest to produkt mniej opłacalny finansowo. Widać to od razu w podsumowaniach ofert, na dedykowanych stronach ta informacja widoczna nie jest. Nie wszystkie przesłane nam symulacje pokażą tę informację i musimy sami dojść do niej z kalkulatorem.
Trzeba dzwonić
Polecam kontakt telefoniczny ze sprzedawcami, rozwieje kilka wątpliwości i nadziei. Pierwszy krok kontaktu jest bardzo uproszczony, praktycznie wystarczy kliknąć Jestem zainteresowany tym samochodem i już leci powiadomienie do odpowiedniej osoby. Ale te nie zawsze oddzwaniają, bo widocznie mają lepszych klientów niż internetowi klikacze. Poważnie, większość sprzedawców do mnie nie oddzwoniła, ograniczając się do odpowiedzi mailowej, że proszą o kontakt. Ej, ale już przecież podjąłem kontakt.
Najczęściej dopiero po rozmowie dostaniemy symulację finansową lub ofertę. Dopiero jak ją zobaczymy, to dowiemy się jak oprocentowane są oferowane nam produkty i zobaczymy tajemniczą kwotę wykupu. Większość portali skrzętnie ją ukrywa, bijąc po oczach niską ratą. Na ich kalkulatorach możemy pobawić się wysokością rat, opłaty wstępnej, okresem finansowania i ceną usług dodatkowych, ale całkowity koszt finansowania zazwyczaj pozostaje ukryty.
Zapytania do BIK
Całość kosztów można poznać stosunkowo szybko. Przyjdą w formie symulacji, bądź od razu w formie oferty do zaakceptowania. Na oferty trzeba uważać, bo może ją poprzedzać zapytanie do BIK, na które z rozpędu możemy się zgodzić w trakcie nagrywanej rozmowy telefonicznej. Zbyt wiele zapytań do BIK o stan naszego zadłużenia może wpływać na nasz scoring zdolności kredytowej przy innej ważnej okazji.
Sprzedawca będzie potrzebował od nas kilku informacji. Na pewno będzie chciał wiedzieć, w jakiej wysokości planujemy pierwszą wpłatę i przez ile lat planujemy spłacać samochód. Lepiej mieć to już przemyślane, a nie zastanawiać się w trakcie.
Nie ma co liczyć na cuda
Wprawdzie oferty na podobne samochody mogą różnić się ofertą finansową, któryś model może finansować się lepiej niż podobny z takim samym rocznikiem i przebiegiem, ale cudów nie ma. Suma kosztów za samochody oferowane za podobną cenę będzie zbliżona. Tajemnica niskich rat tkwi w produkcie finansowych, a nie w tym, że ktoś nagle postanowił sprzedawać drogie samochody za 200 zł miesięcznie. Zasada wydaje się być prosta, jak w życiu, jeśli coś po kilku latach użytkowania wciąż będzie łakomym kąskiem na rynku wtórnym, a leasingowane auto ma wrócić do sprzedawcy, to można dostać na nie lepsze warunki. Innego sekretu niskich rat nie ma.
Jakie niespodzianki się tu kryją?
Jeden z programów zakupów aut używanych oferuje przeglądy serwisowe za 1 zł i ubezpiecznie w pierwszym roku użytkowania za 1 zł. Normalnie petarda. Takie atrakcje są możliwe jednak tylko przy wyborze produktu z wysokim wykupem końcowym, czyli tym z gorszym oprocentowaniem. Koszt całkowity rośnie wtedy o około 10 proc., a rzecz wyglądająca smakowicie, w ostatecznym rozrachunku już tak atrakcyjna być przestaje.
Inny portal twierdzi, że za dodatkowe 28 zł miesięcznie możemy wykupić ubezpieczenie OC i AC samochodu. Brzmi to turbo atrakcyjnie, dopóki sprzedawca przez telefon nie zdradzi nam szczegółów. Ubezpieczenie jest tylko na pierwszy rok użytkowania samochodu, koszt ubezpieczenia rozbito na wszystkie lata finansowania, a domyślnie ustawiono lat 7. Jak się to podsumuje, to czar pryska.
Z ofertą leasingu może być też powiązana oferta ubezpieczenia. Jest prawdopodobne, że w pierwszym roku finansowania będziemy musieli skorzystać z ubezpieczyciela wskazanego przez leasingodawcę, ale nie znaczy to, że będzie to zła oferta.
Nie każdy samochód da się kupić na trzy wymienione na początku sposoby. Czasami na któreś auto nie da się wziąć już leasingu, bo jest po prostu za stare.
Kto jest leasingodawcą?
Czyli komu będziemy płacić? W przypadku programów sygnowanych przez samochodową markę, będzie to ich instytucja finansująca. W automarkecie ofertę złoży nam Masterlease, a w otomotoklik dostałem ofertę od Santandera i podobno mają w portfelu kilku leasingodawców.
Czy można negocjować cenę?
Tak, choć sposób prezentacji treści może sprawiać wrażenie, że wartość samochodu jest nie do ruszenia. Dwukrotnie podjąłem skuteczne negocjacje, ale ugrałem kwoty nie przekraczające 1000 zł. Sprzedawcy raczej byli przygotowani na taki upust i nie było to zasługą moich umiejętności.
Czy warto kupić samochód w ten sposób?
Nie prowadziłem szczegółowych porównań, ale założę się, że większość z oferowanych w ten sposób pojazdów, da się kupić dużo taniej, na przykład sprowadzając samochód z zagranicy. Poleasingowe samochody w leasingu to nie jest okazja cenowa. Prawdziwym zyskiem jest tutaj samochód z pewną historią, a nie pozornie atrakcyjne finansowanie. To i tak sporo. Ten sposób kupowania samochodów używanych będzie zyskiwał coraz większą liczbę zwolenników, zwłaszcza w konfrontacji ze słabą dostępnością samochodów nowych.