REKLAMA

Dilerzy płaczą, że nikt nie chce używanych samochodów elektrycznych. To nie problem, to rozwiązanie

Problem kwitnącego rynku wtórnego powoli zaczyna się rozwiązywać. Od lat był jak sól w oku dla producentów samochodów, ale teraz - wraz z popularyzacją samochodów elektrycznych – wreszcie ma szansę się choć trochę zwinąć.

Dilerzy płaczą, że nikt nie chce używanych samochodów elektrycznych. To nie problem, to rozwiązanie
REKLAMA

Rynek wtórny to koszmar dla producentów samochodów. Starasz się wyprodukować jak najlepszy samochód, bo inaczej zje cię konkurencja i potem ten twój najlepszy samochód cyrkuluje latami między kolejnymi właścicielami, skutecznie zniechęcając ich do zakupu nowego auta. Po co kupować nowe, skoro używane też jest bardzo dobre, a nieporównanie tańsze? – takie pytanie zadaje sobie mnóstwo osób i zamiast iść do salonu, przeglądają ogłoszenia w internecie. Na szczęście producenci wprowadzają od kilku lat w życie plan naprawczy. Naprawa ma oczywiście polegać na sprawieniu, aby samochody używane były skrajnie nieatrakcyjne. Ten plan powoli zaczyna się realizować.

REKLAMA

Niemieccy dealerzy zorientowali się, że używanych samochodów elektrycznych nikt nie chce

Raport firmy Vogel Research informuje, że już 2/3 niemieckich salonów samochodowych nie przyjmuje samochodów elektrycznych w rozliczeniu, ponieważ nikt ich potem od nich nie odkupi. A jeśli nawet do tego dojdzie, to średnia cena transakcyjna jest o 27 proc. niższa od wstępnej wyceny. Innymi słowy, samochód elektryczny warty według tabeli 10 tys. euro sprzeda się za 7300 euro, ale znalezienie klienta zajmie średnio ponad dwa miesiące. Auto spalinowe sprzedaje się maksymalnie w 3-4 tygodnie. Ponad 80 proc. niemieckich dealerów mówi, że na używanych samochodach elektrycznych ponosi straty.

Jeśli kupisz nowy samochód elektryczny, to potem się go nie pozbędziesz

Jest to pewien problem, ponieważ zmusi to kupujących do wyboru finansowania z wykupem na koniec. Salon nie będzie chciał pobrać używanego wozu w rozliczeniu, bo po co mu 4-letni elektrośmieć, który nikogo nie interesuje? Ci, którzy mają opcję zwrotu na koniec, są w komfortowej sytuacji, ale cena odkupu będzie śmiesznie niska. Chciałbym pominąć to, że „a nie mówiłem”, ale...

Od lat powtarzam, że samochody elektryczne są sposobem na zamordowanie rynku wtórnego, ponieważ nikt o zdrowych zmysłach nie chce kupić używanego auta elektrycznego. Jest to ekstrawagancja, na którą decydują się bardzo nieliczni, świadomi klienci z gatunku „nie boję się zrobić czegoś nietypowego”.

Wśród nabywców aut elektrycznych zdecydowanie przeważają osoby preferujące zupełnie nowe samochody z salonu. Są to zwykle osoby dość zamożne i pomysł, że mieliby jeździć elektrowozem po kimś, wywołuje w nich uzasadnione obrzydzenie. Poza tym samochody elektryczne sprzed kilku lat są wyjątkowo nieatrakcyjne w porównaniu z obecnymi. W pojazdach nawet 8-letnich niczym dziwnym nie jest obecność akumulatora typu 25-30 kWh i zasięg 150-200 km (w najlepszym razie - tyle wynosił w nowym samochodzie), a w zimie jeszcze mniej. Do tego dochodzą potencjalne problemy z serwisem i oczywiście zupełna nieodsprzedawalność, i cyk, mamy przepis na auto, którego na rynku wtórnym nikt nie chce.

Czy ta sytuacja będzie się pogłębiać?

Oczywiście, będzie jeszcze gorzej. Spójrzcie, ile nowych Tesli wyjechało na polskie ulice w ostatnich latach. Te wszystkie samochody zostały kupione jako nowe, ale w ciągu najbliższych lat będą wystawione na rynku wtórnym jako używane. Zainteresowanie nimi będzie mizerne, bo ludzie nie aż-tak-bogaci, dokładniej oglądający każdą złotówkę przed wydaniem, nie zaryzykują zakupu używanej Tesli. Ich ceny będą więc groszowe, a szczęśliwi właściciele jeszcze nawet nie zaczęli o tym myśleć.

REKLAMA

Może jeszcze komuś uda się upchać jakieś używane auto elektryczne od renomowanego producenta typu Volkswagen czy Peugeot, choć też z ogromną stratą wobec początkowej wartości. I tu nasuwa się pytanie: czy niższe koszty eksploatacji samochodu elektrycznego rekompensują jego horrendalną utratę wartości? To oczywiście zależy od indywidualnego przypadku (koszt początkowy, rodzaj ładowania) – ale jest to czynnik rzadko brany pod uwagę, gdy wiedzeni entuzjazmem wobec elektromobilności podpisujemy umowę leasingową. A potem, gdy zechcemy się tego auta pozbyć, dealer wywiesi tabliczkę: elektrycznym wstęp wzbroniony.

Zdjęcie główne: Pixabay by AC Wells

REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja: tydzień temu
Aktualizacja: tydzień temu
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA