Niestety, do sprzedania jest Toyota Starlet RWD, ładniejsza nawet niż moja
Niewiele, ale ładniejsza. O tym, że ta Toyota Starlet RWD kosztuje 35 tys. funtów i ma silnik Cosworth YB Turbo, wspominać jest niepotrzebna.
Miałem w życiu wiele samochodów i wiele z nich było srebrnych. Srebrny to najlepszy kolor do samochodu, nie zapraszam do dyskusji, bo nie ma o czym. Jednak najpiękniejszym samochodem jaki kiedykolwiek miałem, i mam do dziś, jest oczywiście moja Toyota Starlet 1.0 KP60 z napędem na tył.
Toyota Starlet RWD jest to samochód ostateczny. Nie psuje się, pali 6,5 litra na 100 km. Zjeździłem nim kawał Europy i całą Polskę. Byłem na rajdzie na regularność w Austrii i w Rotterdamie, a nawet u gorących źródeł Karlovych Var. Nigdy nie miałem wrażenia, że 45 KM w tym samochodzie to za mało, moim zdaniem moc jest optymalna.
Ktoś uznał, że nie
Identyczny wizualnie Starlet KP60, czyli 3-drzwiowy hatchback po drugim lifcie w tym samym nudnym kolorze został poddany w Wielkiej Brytanii gruntownej przebudowie. Wyrzucono cały układ napędowy i wmontowano silnik YB Coswortha, czyli 2.0 z turbodoładowaniem i z potencjałem na grube modyfikacje. To na pewno lepszy swap niż popularne w Starlecie podmianki na 4A-GE z Corolli AE86, które ładnie wygląda, ale nie jedzie. Tym sposobem powstał Starlet Cosworth, którego aktualna moc to 379 KM przy masie samochodu wynoszącej 820 kg. To już motocyklowe stosunki mocy do masy – i pewnie motocyklowe przyspieszenia.
Z jednej strony jestem porażony rozmachem projektu
Z wyjątkiem strony wizualnej, niemal nic nie zostało tu seryjne. Skrzynia 5-biegowa, układ jezdny pochodzący w dużej mierze ze Sierry i Capri, lista modów silnika tak długa, że nie zmieściłaby się na rolce papieru toaletowego, wzmocnienia, odelżenia, nowe zawieszenie gwintowane za 5000 funtów – to jest totalny szok, to jest projekt na miarę okładki czasopisma tuningowego, które już nie wychodzi, bo papier jest za drogi. Niejedna profesjonalna firma w Japonii nie powstydziłaby się czegoś takiego. Można tylko zdjąć kapelusz, jeśli ktoś akurat nosi, i powiedzieć „congratulations”. Z drugiej strony, to dość standardowy zabieg, żeby ze Starleta KP60 zrobić mocarnego potwora, bo auto było niezwykle podatne na wszelkie przeróbki. Aż się o nie prosiło. Rozumiem, że robiono je w latach wczesnodwutysięcznych, kiedy to był tani złom, ale że ktoś robi takie rzeczy w 2023 r., to się nie spodziewałem. Ja bym zostawił seryjnego, zwłaszcza że ponoć auto miało 45 tys. mil od nowości.
Jest jeszcze trzecia strona
Rozumiem, że ktoś utwardził zawieszenie, które w KP60 jest miętkie jak tapczan i poprawił układ kierowniczy, który w KP60 jest jak w wozie konnym. Ale nie zrobił nic z rozstawem osi, przez co ten samochód musi być szokująco niesterowny. Już seryjny, jak wpadnie w poślizg, to jest nie do wyprowadzenia i kręci się jak fryga. Wyobrażam sobie, że można fajnie i sportowo jeździć Starletem, który ma 100-120 KM, bo faktycznie korzystasz z tej mocy. Ale 379 KM? Dotykasz gazu i auto robi spina, a spin don't win, jak to mówią w Japonii. No nie wiem, targają mną naprawdę mieszane uczucia.
Cena to 35 tys. funtów
Nie sądzę, żeby to odzwierciedlało koszt budowy oraz nie sądzę, żeby dawało się kupić taniej samochód o takim stosunku mocy do masy. Jednak sprzedając taki wóz, miałbym poczucie winy, że daję komuś śmiertelnie niebezpieczną zabawkę w dłonie, i jeśli ten ktoś nie wie, jak się z nią obchodzić, to lepiej byłoby włożyć tam z powrotem gaźnikowe 1.0 – dla jego własnego bezpieczeństwa.