1000 km zasięgu w aucie elektrycznym to wożenie pustych ciężkich baterii. Ekspert przemówił
Elon Musk powątpiewa w sens produkowana samochodów elektrycznych o dużym zasięgu. Byłyby wtedy po prostu gorsze.
Whole Mars Catalog zwrócił uwagę, że to Lucid jest pierwszym producentem, który dostarcza samochody elektryczne o zasięgu 500 mil, czyli 804 km. Tak dokładnie, to nawet 520, czyli niemal 840 km. Za to Tesla ma być pierwszym, który będzie takie auta sprzedawać masowo. Dziś Tesla Model S przejedzie na jednym ładowaniu do 652 km, czyli 405 mil.
Na Tweeta odpowiedział sam Elon Musk
Przyznał, że Model S mógłby mieć akumulatory pozwalające na przejechanie nawet 600 mil, czyli 965 km. Firma miała możliwość zaprezentować takie auto już rok temu, ale tego nie zrobiła, bo wówczas Model S jako produkt byłby po prostu gorszy. Według Muska w 99,9 proc. przypadków woziłoby się zbędne dodatkowe kilogramy, które miałyby negatywny wpływ na przyspieszenie, prowadzenie auta i ogólną wydajność układu napędowego. Musk twierdzi, że zasięg ponad 400 mil to więcej, niż komukolwiek potrzeba.
W podobnym tonie wypowiedział się w ubiegłym roku szef projektu BMW i4 – David Ferrufino. Według niego sensowną granicą jest zasięg 600 km, ale 1000 zupełnie nie leży w kręgu zainteresowań bawarskiej marki.
Drogie i ciężkie samochody elektryczne z akumulatorami pozwalającymi na pokonanie na jednym ładowaniu blisko tysiąca kilometrów byłyby jeszcze droższe i jeszcze cięższe. I z pewnością gorzej by się prowadziły.
Trochę inną opinię mają jednak klienci
W komentarzach pod cytowanym tweetem pojawiają się wypowiedzi, że owszem, 400 km zasięgu to obiecujący wynik, ale rzadko możliwy do osiągnięcia w rzeczywistych warunkach. Komentatorzy piszą, że przy uwzględnieniu prawdziwych warunków drogowych, często realny wynik to mniej niż 300 mil i chętnie by kupili auto z większym teoretycznym zasięgiem, które pozwoliłoby faktycznie przejechać te 400 mil na raz.
Ktoś zasugerował, że może warto by zrobić taki samochód dla tego 0,1 procenta
Taką przykładową serię limitowaną, która pozwoliłaby Tesli wpisać się do historii motoryzacji i udowodnić, że takie auta faktycznie da się zrobić. Tylko w sumie – po co?